wtorek, 15 października 2013

Rozdział szesnasty

Słowem wstępu:
1) Pomijam rozdział piętnasty, bo mi nie wychodził. Zachowujemy się tak jakby był przeczytany.
2) Czyta Peter
3) Następny rozdział w przyszłym tygodniu


PRZEZ KLAPĘ W PODŁODZE

 "Kiedy w następnych latach Harry wspominał ten okres, nie mógł sobie przypomnieć, jak mu się udało zdać wszystkie egzaminy mimo towarzyszącego mu wciąż strachu, że w każdej chwili może się przed nim pojawić Voldemort. A jednak dni mijały jeden za drugim i nic nie wskazywało, by ktoś zdołał zabić lub przechytrzyć Puszka, strzegącego klapy w podłodze korytarza na trzecim piętrze."


- Przynajmniej zdał egzaminy – powiedziała szczęśliwa Lily.
James westchnął.
- Nasz syn jest w niebezpieczeństwie, a ty przejmujesz się głupimi egzaminami!
- Oh, przepraszam bardzo, że trosze się o jego edukację! – wykrzyknęła
- Ty byś się lepiej martwiła o jego życie! – warknął. – I co was tak bawi? - dodał, widząc najlepszych kumpli płaczących ze śmiechu.

"Było bardzo gorąco, zwłaszcza w wielkich klasach, gdzie odbywały się egzaminy pisemne. Prace pisali specjalnymi piórami, które zostały zaczarowane w taki sposób, żeby ściąganie było niemożliwe."
 
- I tak da się oszukiwać – powiedział Syriusz. Nie raz ściągał i ani razu nie został przyłapany, tak samo jak reszta huncwotów.
- Nawet zbyt łatwo – dodał James i uśmiechnął się huncwocko.

 "Mieli również egzaminy z praktyki. Profesor Flitwick wzywał ich pojedynczo do klasy, żeby sprawdzić, czy potrafią sprawić zaklęciem, by ananas tańczył po stole."


- Minęło tyle lat, a oni robią to samo na sprawdzianach? – zdziwiła się Lily. Dobrze pamiętała egzamin z zaklęć. Musiała sprawić, by ananas zaczął tańczyć. Udało jej się. Tak samo Remusowi, Jamesowi, Syriuszowi i Peterowi.

"Profesor McGonagall kazała im zmieniać mysz w tabakierkę; punkty dostawało się za ładny kształt i ozdoby, a traciło, kiedy tabakierka miała wąsy."


Syriusz uśmiechnął się na wspomnienie tego egzaminu. Jemu nie wyszła tabakierka, jemu wyszła ozdobiona mysz bez wąsów. O dziwo zdał ten egzamin. Profesorka dala mu zadawalający i kazała wyjść z klasy. Gdy tylko zamknął drzwi, usłyszał gromki śmiech McGonagall. Odkąd uczyła w Hogwarcie, jeszcze żadnemu uczniowi nie wyszło nic podobnego.

"Snape dyszał im nad karkami, kiedy próbowali sobie przypomnieć, jak się robi napój powodujący zanik pamięci."
 
- Jestem pewien, że czuliby się lepiej, gdyby nikt nad nimi nie stał i nie dyszał nad ich kartkami – powiedział James. Lily przewróciła oczami. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że on – Severus Sanpe – mógł, aż tak bardzo się zmienić.

 "Harry starał się jakoś znieść przeszywające bóle czoła, które go nękały od czasu nocnej wyprawy do puszczy."

- Dziwne – mruknęła Lily. – Blizny zwykle nie bolą – dodała i spojrzała na resztę. Byli zdezorientowani.

"Neville uważał, że to wyjątkowo paskudny przypadek nerwicy egzaminowej, ale prawda była taka, iż Harry budził się w nocy, dręczony swoim dawnym koszmarem sennym, tyle że teraz było jeszcze gorzej, bo pojawiała się również zakapturzona postać zbroczona krwią"

Lily wzdrygnęła się na samo wspomnienie.  

"Ron i Hermiona nie widzieli tego, co Harry zobaczył na leśnej polanie, nie mieli na czołach bolesnych blizn i być może dlatego nie przejmowali się tak Kamieniem, jak on. Voldemort budził w nich łęk, to oczywiste, ale nie nawiedzał ich w snach, a poza tym tak byli zajęci nauką, że nie mieli czasu na zamartwianie się, co knuje Snape albo ktokolwiek inny."


- A powinni. Kto wie, co wymyśli Snape! – oburzył się Syriusz. Wiedział, że Smarkerus interesuje się czarną magią. Od tego momentu zaczął na niego uważać, ale nie bać. Syriusz Black nikogo się nie boi.
- No właśnie – dodał James.
- Podchodzicie do tego zbyt sceptycznie – odparła Lily.
- Jeszcze tak dużo nie wiesz – powiedział Remus. Musiał przyznać rację chłopakom. Snape był podejrzany, bardzo podejrzany.

 "Ostatni egzamin był z historii magii. Jeszcze tylko jedna godzina odpowiadania na pytania dotyczące zbzikowanych starych czarodziejów i wynalazców samomieszających się kociołków i będą wolni, wolni przez cały cudowny tydzień, po którym nastąpi ogłoszenie wyników. Kiedy duch profesora Binnsa powiedział im, żeby odłożyli pióra i zwinęli pergaminy, nawet Harry przyłączył się do radosnych wiwatów całej klasy."


- A kto by się nie cieszył – zdziwił się James. Dla niego pisać sprawdzian z historii magii, to tak jak być torturowanym.
.  
 "- To było o wiele łatwiejsze, niż myślałam - powiedziała Hermiona, kiedy razem ze wszystkimi wyszli na zalane słońcem błonie przed zamkiem. - Niepotrzebnie się uczyłam Kodeksu Honorowego Wilkołaków z 1637 roku i o powstaniu Elfrika Gorliwego."



- Nawet JA się nie uczyłam Kodeksu z 1637 r. – powiedziała Lily. Huncwoci spojrzeli na nią z niedowierzanie. Lily Evans czegoś się nie nauczyła.  

 "Po każdym egzaminie Hermiona lubiła jeszcze raz przejść przez pytania testowe, ale Ron oświadczył, że na samą myśl o tym robi mu się niedobrze, więc poszli nad jezioro i usiedli na trawie w cieniu drzewa. Bliźniacy Weasleyowie i Lee Jordan drażnili czułki olbrzymiej ośmiornicy, która wygrzewała się na płyciźnie."

 
- Czy tylko mnie przeraża ten potwór? – zapytał Peter. Pamiętał, jak wpadł, kiedyś do jeziora i ośmiornica owinęła sobie jedną mackę wokół jego pasa i wyrzuciła na brzeg. Zrobiła to w przyjaznym geście, ale do dzisiaj Peter nie zbliża się zbytnio do jeziora.

 "- Koniec z nauką - westchnął z ulgą Ron, rozciągając się na trawie. - Mógłbyś wreszcie przestać się krzywić na cały świat, Harry, mamy przed sobą cały tydzień, zanim się dowiemy, jak nam źle poszło, więc nie ma co się martwić na zapas."



- No właśnie! – wykrzyknął Syriusz.
- Ciesz się słonecznym dniem – dodał James.  

 "Harry pocierał sobie czoło.
- Och, chciałbym wiedzieć, co to znaczy! - wybuchnął ze złością. - Ta blizna bardzo mi dokucza... to już wcześniej się zdarzało, ale
nigdy tak często, jak teraz.
 - Idź do pani Pomfrey - poradziła mu Hermiona."



- I niby co jej powie? Że boli go blizna od kiedy zobaczył Voldemorta – powiedział sarkastycznie Łapa i prychnął.  

 "- Nie jestem chory. Myślę, że to ostrzeżenie... Coś nam grozi..."


 Lily spojrzała na książkę ze strachem.

 "Rona nic nie było w stanie zaniepokoić: było za gorąco."



- Ej! Wymyślmy Harry'emu ksywkę – zaproponował Łapa. James walnął się w czoło.
- Dlaczego prędzej tego nie wymyśliłem – mruknął.
- Jakieś propozycje? – zapytał Remus.
- Jelonek? – zaproponował niepewnie Peter. James skrzywił się. To było dla niego za słodkie.
- To może Rogacz Junior - powiedział James.
- Nie. To musi być coś… innego – odparł Łapa.
- Rogasiątko – powiedziała w końcu Lily. Huncwoci spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Możesz powtórzyć? - zapytał Remus.
- Rogasiątko – powtórzyła.
- Genialne – wyszeptał Syriusz – Jak na to wpadłaś?
- Skoro na Jamesa mówcie Rogacz, to Harry jako jego syn może być Rogasiątkiem – wytłumaczyła.
- Extra!
- Mogę dalej? - zapytał Peter. Remus pokiwał energicznie głową.

 "- Harry, wyluzuj się, Hermiona ma rację, póki Dumbledore jest w pobliżu, Kamień jest bezpieczny. Zresztą nic nie wskazuje na to, że Snape znalazł jakiś sposób, by przejść obok Puszka. Już raz prawie stracił nogę, więc nie będzie próbował po raz drugi. A prędzej Neville zagra w reprezentacji Anglii w quidditcha, niż Hagrid pozwoli, by coś się stało Dumbledore'owi."


- Ja też będę grać w reprezentacji - rozmarzył się James. 


 "Harry pokiwał głową, ale nie mógł się pozbyć wrażenia, że o czymś zapomniał i że było to coś ważnego. Kiedy próbował im to wyjaśnić, Hermiona powiedziała:
 - To przez te egzaminy. Ja też obudziłam się w nocy i zaczęłam przeglądać notatki z transmutacji, dopóki nie przypomniałam sobie, że już to zdaliśmy."


 - Po co powtarzać coś, co się już zdało? - zapytał Syriusz. Dla niego to nienormalne zachowanie.

 "Harry był jednak pewny, że to poczucie niepewności nie miało nic wspólnego z nauką. Patrzył na sowę, szybującą ku szkole na tle jasnego, niebieskiego nieba. Hagrid był jedyną osobą, od której dostawał listy. Hagrid nigdy by nie zdradził Dumbledore’a. Hagrid nigdy by nie powiedział nikomu, jak sobie poradzić z Puszkiem... nigdy... ale...
 Nagle zerwał się na nogi."


- Co jest? - zapytał zdezorientowany James.

 "- Dokąd idziesz? - zapytał Ron sennym głosem.
 - Coś mi przyszło do głowy - rzekł Harry. Był blady. - Musimy iść i zobaczyć się z Hagridem. Natychmiast.
- Po co? - zdziwiła się Hermiona, ale posłusznie wstała.
 - Nie wydaje się wam to trochę dziwne - powiedział Harry, kiedy wspinali się na porośnięte trawą zbocze - że Hagrid od dawna marzył o smoku, a tu nagle pojawia się jakiś obcy właśnie z jajem smoka? Ilu ludzi chodzi sobie spokojnie z jajem smoka w kieszeni, choć wiadomo, że to jest sprzeczne z prawem? No i taki facet od razu trafia na Hagrida. Uważacie, że to przypadek? A dlaczego ja nigdy na kogoś takiego nie trafiłem?"


 - Rzeczywiście. Dlaczego prędzej się nie skapnęłam? - powiedziała Lily i lekko pokiwała głową. Huncwoci też zrozumieli. Teraz wszystko było logiczne.
 
 "- O czym ty mówisz? - zapytał Ron, ale Harry nie odpowiedział, pędząc już przez błonia ku skrajowi lasu.
Hagrid siedział w fotelu przed chatką; miał podwinięte spodnie i rękawy i łuskał groch do wielkiej miednicy.
- Cześć - powitał ich z uśmiechem. - No jak, już po egzaminach? Macie czas, żeby się czegoś napić?
 - Tak, pro... - odpowiedział Ron, ale Harry przerwał mu"


- No właśnie. Przejdźcie od razu do rzeczy - odparł Remus.

 "- Nie, bardzo się spieszymy, Hagridzie. Muszę cię o coś spytać. Pamiętasz tę noc, kiedy wygrałeś Norberta? Jak wyglądał ten nieznajomy, z którym grałeś w karty?
- A bo ja wiem - odrzekł Hagrid obojętnym tonem. - Był w płaszczu z kapturem.
Cała trójka uniosła brwi i wytrzeszczyła oczy.
- Co się tak dziwicie? W Świńskim Łbie zawsze jest sporo różnych dziwaków... To ten pub w wiosce. Może był nielegalnym sprzedawcą smoków, ja wiem? Nie widziałem jego twarzy, przez cały czas miał ten kaptur.
 Harry osunął się na kolana obok miski z grochem."


- Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała Lily. Była przerażona.

 "
- O czym z nim rozmawiałeś, Hagridzie? Wspomniałeś w ogóle o Hogwarcie?
 - Może i wspomniałem - powiedział Hagrid, marszcząc czoło. - Taaa... zapytał mnie, co ja robię, a ja mu powiedziałem, że jestem tu gajowym... Pytał, jakie tu są zwierzęta... więc mu powiedziałem... no i... tego... że najbardziej to chciałbym mieć smoka... a wtedy... czy ja wiem, nie bardzo pamiętam, bo... tego... no, on wciąż mi stawiał... Zaraz... taa, powiedział, że ma jajo smoka i moglibyśmy o nie zagrać w karty... Ale chciał wiedzieć, czy umiałbym się nim zaopiekować, no wiecie, czy dam sobie radę... więc mu powiedziałem, że jak dałem sobie radę z Puszkiem, to i ze smokiem sobie poradzę..."


Wszyscy jęknęli. Ta cała sytuacja coraz bardziej im się nie podobała.

 "- A on... on się zainteresował Puszkiem? - zapytał Harry, starając się zachować spokój.
 - No... taaa... pytał się, czy dużo takich trójgłowych piesków biega sobie wokół Hogwartu, więc mu powiedziałem, że Puszek to pestka, jeśli tylko wie się, jak go uspokoić... no... trzeba tylko mu na czymś zagrać, a robi się łagodny jak baranek i zasypia..."


- Hagridzie, powinieneś trzymać język za zębami - powiedział Remus.
- Teraz znów wpakują się w kłopoty - jęknęła Lily.

Nagle zrobił przerażoną minę.
- Cholibka! Nie powinienem tego mówić! - wybełkotał. - Zapomnijcie o tym! Hej... dokąd lecicie?
Harry, Ron i Hermiona nie odezwali się do siebie ani jednym
słowem, póki nie zatrzymali się w sali wejściowej, która wydała im się bardzo chłodna i ponura po jasnych, nagrzanych słońcem błoniach.
 - Musimy iść do Dumbledore’a - oświadczył Harry. - Hagrid powiedział temu nieznajomemu, jak przejść obok Puszka, a pod tym kapturem ukrywał się albo Snape, albo sam Voldemort... Łatwo mu poszło, jak tylko spił Hagrida. Mam nadzieję, że Dumbledore nam uwierzy. Może nam też pomóc Firenzo, jeśli tylko Zakała go nie powstrzyma. Gdzie jest gabinet Dumbledore’a?"


- No to mają problem - jęknął Remus.

 "Rozejrzeli się wokoło, jakby się spodziewali, że zobaczą jakąś wskazówkę. Nigdy im nie powiedziano, gdzie mieszka Dumbledore i jeszcze nigdy nie spotkali nikogo, kto by tam był.
- Trzeba po prostu... - zaczął Harry, ale urwał, bo w wielkiej sali rozległ się nagle donośny głos.
- Co wy tu robicie?
Była to profesor McGonagall, niosąca wielki stos książek.
 - Chcemy się zobaczyć z profesorem Dumbledore’em - wypaliła Hermiona, a Harry i Ron uznali to za przejaw dużej odwagi."


- Nawet bardzo dużej - odparł James.

 "- Zobaczyć się z profesorem Dumbledore’em? - powtórzyła McGonagall, jakby uznała to za bardzo podejrzaną zachciankę. - A po co?
Harry przełknął ślinę... no tak, po co...
 - To tajemnica - odpowiedział, ale zaraz tego pożałował, bo nozdrza profesor McGonagall zadrgały niebezpiecznie."


 - Wiejcie póki wam życie miłe! - wykrzyknął James.

 "- Profesor Dumbledore opuścił szkołę dziesięć minut temu - oznajmiła chłodnym tonem. - Otrzymał pilną sowę z Ministerstwa Magii i natychmiast poleciał do Londynu.
 - Nie ma go? - prawie krzyknął Harry. - Już go nie ma?"


 - Radziłbym wam stamtąd wiać i iść po kamień - powiedział Syriusz.
- Głupi jesteś! - warknęła Lily. - Nawet nie wiesz co, oprócz Puszka, pilnuje kamienia. Mogą sobie nie poradzić!
- Teraz się martwisz o jego życie? Jakoś przed chwilą obchodziły cię tylko jego egzaminy - wtrącił James.
- No właśnie! - potwierdził Łapa.
- Egzaminy...! - zaczęła Lily, ale nie dane jej było skończyć. Remus głośno krzyknął " zamknijcie się!" i spojrzeli z powrotem na Petera, który wrócił do tekstu.

 "- Profesor Dumbledore to bardzo znana osobistość i jego czas jest bardzo drogi.
- Ale to bardzo ważne.
 - Czy mam rozumieć, Potter, że to coś, co chcecie mu powiedzieć, jest ważniejsze od Ministerstwa Magii?"


- Z całą pewnością kamień jest ważniejszy - odparł Syriusz.

 "- Pani profesor - powiedział Harry, odrzucając wszelkie względy ostrożności - to naprawdę bardzo ważne... Chodzi o Kamień Filozoficzny..."

- Po co jej to mówiłeś? - jęknął James.

 "Profesor McGonagall mogła się spodziewać wszystkiego, ale nie tego. Książki wypadły jej z rąk, ale nawet się nie schyliła, żeby je podnieść.
- Skąd wiesz o... - wycedziła przez zęby.
- Pani profesor... myślę... nie, ja wiem, że Sn... że ktoś chce wykraść Kamień. Muszę porozmawiać z profesorem Dumbledore’em.
Wpatrywała się w niego podejrzliwie, wyraźnie nadał wstrząśnięta tym, co usłyszała.
 - Profesor Dumbledore wraca jutro - powiedziała w końcu. - Nie wiem, w jaki sposób dowiedziałeś się o Kamieniu, ale możesz być pewny, że nikt nie może go wykraść, jest zbyt dobrze strzeżony."


- No chyba jednak nie, skoro Snape wie już wszystko! - wykrzyknął James.

 "- Ale, pani profesor...
 - Potter, ja naprawdę wiem, o czym mówię - przerwała mu, schyliła się i zebrała książki. - Na waszym miejscu poszłabym do parku i cieszyła się z pięknej pogody."


 - I zostawiła kamień w spokoju - dodała Lily. Nie chciała, żeby coś się stało Harry'emu.

 "Ale oni tego nie zrobili."


Evans mruknęła pod nosem coś, co zabrzmiało jak "Głupi jak ojciec"

 "- To będzie dziś w nocy - powiedział Harry, kiedy profesor McGonagall oddaliła się na tyle, że nie mogła go usłyszeć. - Snape dzisiaj w nocy przejdzie przez klapę w podłodze. Wie już wszystko, co chciał wiedzieć, a teraz pozbył się Dumbledore’a. To on wysłał tę sowę. Założę się, że w Ministerstwie Magii bardzo się zdziwią, kiedy zobaczą Dumbledore’a."


 - Też jestem takiego zdania - powiedział Peter.

 "- Ale co możemy... - Hermiona nagle urwała. Harry i Ron odwrócili się, widząc jej przerażone spojrzenie. Za nimi stał Snape.
 - Dzień dobry - powiedział uprzejmym tonem."


- Uprzejmym? - zapytał Łapa, jakby nie dowierzał temu, co przeczytał Glizdogon.

 "Wytrzeszczyli na niego oczy.
- W taki piękny dzień nie powinniście tutaj siedzieć - dodał z dziwnym, pokrętnym uśmieszkiem.
- My właśnie... - zaczął Harry, nie mając najmniejszego pojęcia, co powiedzieć dalej.
 - Powinniście być trochę ostrożniejsi - rzekł Snape. - Ktoś może pomyśleć, że znowu coś knujecie. A Gryffindor stracił już chyba przez was dość punktów, prawda?
 Harry spłonął rumieńcem. Odwrócili się, żeby wyjść na zewnątrz."


 - Nie! Idźcie w drugą stronę - wtrącił Black. Lily spojrzała na niego ze złością w oczach.

"- Ostrzegam cię, Potter - zawołał Snape - jeszcze jedna nocna eskapada, a osobiście dopilnuję, żeby cię wyrzucono ze szkoły. Życzę miłego dnia.
 I odszedł w kierunku pokoju nauczycielskiego."


- A ja osobiście dopilnuję, żebyś przez cały miesiąc miał zielone włosy - warknął James. Syriusz potwierdził ten pomysł zacierając ręce.

 "Na schodach zewnętrznych Harry zwrócił się do dwójki przyjaciół.
- Posłuchajcie, co musimy zrobić - wyszeptał. - Jedno z nas musi pilnować Snape’a... poczekać przy pokoju nauczycielskim i śledzić go, kiedy wyjdzie. Hermiono, ty będziesz najlepsza.
- Dlaczego ja?
 - To jasne - powiedział Ron. - Możesz udać, że czekasz na profesora Flitwicka. Och, panie profesorze - zaczął przemawiać wysokim głosem - tak się denerwuję, chyba się pomyliłam w pytaniu czternastym B..."


 Huncwoci się zaśmiali. Lily nie widziały w tym nic zabawnego.
 
 "- Zamknij się - warknęła Hermiona, ale zgodziła się pójść i pilnować Snape’a.
- A my zaczaimy się przy wejściu do korytarza na trzecim piętrze - powiedział Harry do Rona. - Idziemy.
Ale ta część planu nie wypaliła. Gdy tylko doszli do drzwi oddzielających Puszka od reszty szkoły, pojawiła się tam profesor McGonagall i tym razem natychmiast straciła panowanie nad sobą.
 - Co, może wam się wydaje, że trudniej was minąć niż pokonać kilka potężnych zaklęć? Mam już dość tych bzdur! Jeśli się dowiem, że któreś z was znalazło się w pobliżu tych drzwi, Gryffindor straci kolejne pięćdziesiąt punktów! Tak, Weasley, ukarzę cały dom, choć jestem jego opiekunem!"


- Żaden opiekun tak nie robi. Tylko ona jest jakaś nie normalna - wtrącił James.

 "Wrócili do pokoju wspólnego.
- No, przynajmniej Hermiona pilnuje Snape’a - powiedział Harry, gdy nagle dziura w portrecie Grubej Damy otworzyła się i wyskoczyła z niej Hermiona.
 - Przykro mi, Harry! - jęknęła. - Snape wyszedł i zapytał mnie, co tam robię, więc powiedziałam, że czekam na Flitwicka, a Snape poszedł, żeby go wywołać i... Flitwick wyszedł, a Snape sobie poszedł... i nie wiem, gdzie teraz jest."


- Cholera - mruknął Black.
- Nie przejmuj się Łapciu, to przecież syn huncwota - powiedział James z dumą. - A jego matka to  najmądrzejsza i najładniejsza dziewczyna w szkole - dodał. Lily przewróciła oczami i lekko się zarumieniła.

 "- No tak, więc pozostało tylko jedno - powiedział Harry. Pobladł, a oczy mu błyszczały. - Dzisiaj w nocy spróbuję dostać się do Kamienia przed Snape'em.
 - Zwariowałeś! - krzyknął Ron."


- Przecież to jest niebezpieczne - dodała rudowłosa.

 "- Nie możesz tego zrobić! - zaperzyła się Hermiona. - Po tym, co usłyszeliśmy od Snape’a i McGonagall? Wyrzucą cię!
 - NO TO CO? - krzyknął Harry. - Nie rozumiecie? Jeśli Snape dorwie się do Kamienia, Voldemort wróci! Nie wiecie, co było, kiedy już raz próbował przejąć tu władzę? Jeśli teraz tego dokona, w ogóle nie będzie już żadnej szkoły, z której będą mogli kogokolwiek wyrzucić! Zamieni ją w kupę gruzów albo zrobi tu szkołę czarnej magii! Utracenie jakichś punktów w ogóle przestało mieć znaczenie, nie rozumiecie tego? Co, może myślicie, że jak Gryffindor zdobędzie puchar, to Voldemort zostawi was i wasze rodziny w spokoju? Jeśli mnie złapią, zanim dostanę się do Kamienia, to trudno, wrócę do Dursleyów i będę czekał, aż Voldemort tam mnie dopadnie, po prostu umrę trochę później, bo nigdy, przenigdy nie stanę po stronie czarnej magii! Tej nocy wejdę tam i żadne z was mnie nie powstrzyma! Voldemort zabił moich rodziców, zapomnieliście o tym?"


- Harry byłby dobrym kapitanem drużyny Quidditcha - powiedział James. - Jego przemowy są bardzo motywujące.

 "
- Masz rację, Harry - powiedziała cicho Hermiona.
- Użyję peleryny-niewidki - dodał Harry. - Całe szczęście, że ją odzyskałem.
- Chyba zmieścimy się pod nią we troje? - zapytał Ron.
- We troje?
- A co, myślisz, że pozwolimy ci pójść samemu?
- No pewnie, że nie - powiedziała Hermiona. - Myślisz, że bez nas dasz sobie radę? No dobra, pójdę i poszperam w moich książkach, może znajdę coś, co się przyda...
 - Ale jeśli nas nakryją, was też wyrzucą."


 - Prawdziwi przyjaciele nie zwracają na to uwagi - powiedział Remus i uśmiechnął się do chłopaków. Oni to odwzajemnili. Byli bardzo zgrani.

 "- Mnie nie - oznajmiła ponuro Hermiona. - Flitwick powiedział mi w tajemnicy, że u niego dostałam sto dwadzieścia punktów. Po czymś takim nie mogą mnie wyrzucić."


- Sto dwadzieścia? - zapytał zszokowany Łapa. - Przez całe sześć lat tyle nie zdobyłem!
- A ja tak - powiedziała zadowolona z siebie Lily. Black pokazał jej język, za co oberwał od niej poduszką.

 "Po kolacji cała trójka siedziała w pokoju wspólnym, czekając z niepokojem na nadejście nocy. Nikt im nie przeszkadzał; żaden z Gryfonów nie zamierzał odzywać się do Harry’ego. Po raz pierwszy był z tego rad. Hermiona przeglądała swoje notatki, mając nadzieję znaleźć choć jedno z zaklęć, które mieli pokonać. Harry i Ron wiele ze sobą nie rozmawiali. Każdy rozmyślał nad tym, co zamierzają zrobić."


 - Merlinie! Po co tam idą? Nie rozumieją, że to niebezpieczne - odparła Lily. Nie rozumiała, dlaczego jej syn ma tak mało oleju w głowie? Ale to w końcu Potter.

 "Pokój powoli się wyludniał; wszyscy rozchodzili się do sypialni.
- Lepiej weź ten płaszcz - mruknął Ron, kiedy w końcu wyszedł Lee Jordan i zostali sami.
 Harry pobiegł na górę do ciemnego dormitorium. Wyciągnął pelerynę i nagle zauważył flet, który Hagrid podarował mu na Boże Narodzenie. Schował go do kieszeni - jakoś nie czuł się zbyt dobrze usposobiony do śpiewania Puszkowi kołysanek."


- Będzie dobrze młody! Wierzymy w ciebie - wtrącił Syriusz i splótł palce. W końcu to był jego chrześniak.

 "Wrócił do salonu.
- Lepiej okryjmy się peleryną już tutaj. Upewnimy się, że zakryje wszystkich... bo jeśli Filch zobaczy jedną z naszych stóp wędrującą sobie po korytarzu...
- Co robicie? - rozległ się głos z ciemnego kąta pokoju.
 Z odwróconego do nich tyłem fotela wstał Neville, ściskając swoją ropuchę, która sprawiała wrażenie, jakby znowu zatęskniła za wolnością."


- Niech sobie już idzie. Wszystko im popsuje - powiedział rozdrażniony James. 

 "- Nic, Neville, nic - opowiedział Harry, szybko chowając pelerynę za plecami. Neville spojrzał na ich twarze.
- Znowu gdzieś wychodzicie - rzekł.
- Coś ty? - Hermiona udała zdziwienie. - Nigdzie nie idziemy. Dlaczego nie kładziesz się do łóżka, Neville?
 Harry zerknął na stary zegar koło drzwi. Nie można było dłużej czekać, Snape mógł już teraz usypiać Puszka."


- Zróbcie coś - odparł zdenerwowany Łapa. Lily niespokojnie wierciła się w fotelu. James i Remus patrzyli z zaciekawieniem na książkę.

 "- Nie wolno wam nigdzie iść - oświadczył Neville. - Znowu was złapią. Gryffindor znowu przez was ucierpi.
- Ty nic nie rozumiesz, Neville - rzekł Harry. - To bardzo ważne.
Ale Neville był w stanie wskazującym na przypływ rozpaczliwej odwagi.
 - Nie pozwolę wam! - krzyknął i stanął przed portretem Grubej Damy. - Nie przejdziecie! Ja... Będę się bił!"


Wszyscy, bez wyjątku, parsknęli śmiechem. Zdawali sobie z tego sprawę, że Neville nie mógłby skrzywdzić muchy.

 "- Neville! - ryknął Ron. - Odejdź od dziury i nie bądź kretynem...
- Nie nazywaj mnie kretynem! - wrzasnął Neville.
- Nie złamiecie już żadnego punktu regulaminu! A ty sam mi mówiłeś, żebym się nikomu nie poddawał!
- Tak, ale nie mówiłem o nas. Neville, nie wiesz, co robisz.
Zrobił krok w jego stronę, a Neville wypuścił z rąk ropuchę, która natychmiast skorzystała ze sposobności i znikła w ciemnym kącie.
- Nie wiem? No to chodź, spróbuj! - krzyknął Neville, podnosząc pięści. - Jestem gotowy! Harry zwrócił się do Hermiony.
- Zrób coś - jęknął. Hermiona zbliżyła się do Neville’a.
- Neville, bardzo mi przykro, naprawdę, ale muszę to zrobić.
I podniosła różdżkę.
 - Petrificus Totalus! - zawołała, celując różdżką w Neville’a."


- No proszę, proszę. Kto by pomyślał? - mruknął Syriusz.

 "Ręce Neville’a przylgnęły do boków. Nogi złączyły się razem. Całe ciało zesztywniało. Zachwiał się i upadł na twarz na podłogę, sztywny jak tablica.
Hermiona podbiegła i przewróciła go na plecy. Miał zaciśnięte szczęki, więc nie mógł mówić. Tylko oczy się poruszały, spoglądając na nich z przerażeniem.
- Co mu zrobiłaś? - wyszeptał Harry.
- Pełne porażenie ciała - odpowiedziała z żalem.
- Och, Neville, wybacz mi.

- Musieliśmy to zrobić, nie ma czasu na wyjaśnienia - dodał Harry.
- Zrozumiesz to później, Neville - rzekł Ron, kiedy przestąpili nieruchome ciało i naciągnęli na siebie pelerynę-niewidkę."

- Ale się będzie dziać - powiedział James z ekscytacją w glosie. Syriusz uważał tak samo. Lily uważała, że gorzej już być nie może, Remus rozmyślał nad tym, co może ich jeszcze spotkać. Był trochę ciekawy, co się zdarzy, a Peter uważał, że nawet on by tam poszedł. Może był tchórzliwy, ale uwielbiał, gdy coś się działo.


"Ale wszyscy troje poczuli, że pozostawienie Neville’a, leżącego bez ruchu na podłodze, nie wróży dobrze. Teraz cień każdego posągu wyglądał jak Filch, a każdy poświst wiatru brzmiał jak rzucający się na nich gdzieś z góry Irytek. 
Kiedy stanęli u stóp schodów, zobaczyli Panią Norris, czającą się w pobliżu szczytu. 
- Och, kopnijmy ją raz, ale zdrowo - szepnął Ron w ucho Harry’emu,"

- Popieram ten pomysł - powiedział Łapa i uśmiechnął się chytrze.


"ale ten potrząsnął głową."

Black zrobił obrażoną minę.


"Ominęli kocicę ostrożnie, a ona zwróciła na nich swoje rozjarzone ślepia, ale się nie poruszyła. 
Nie spotkali nikogo aż do schodów wiodących na trzecie piętro. W połowie schodów Irytek obluzowywał chodnik, tak, żeby ktoś się wywrócił."

 - A więc to on - powiedział James. - A McGonagall cały czas obwiniała nas.

"- Kto tam? - zapytał nagle, kiedy wspinali się ku niemu. Zmrużył swoje wstrętne czarne oczy. - Wiem, że tu jesteś, chociaż cię nie widzę. Kim jesteś, ghulem, widmem czy jakimś głupim kotem z pierwszego roku? 
Uniósł się w powietrze i polatywał nad schodami, patrząc na nich z ukosa.
Harry wpadł na genialny pomysł."

 - Każdy jego pomysł jest genialny. Przecież to mój chrześniak - powiedział z dumą Syriusz. Lily przewróciła oczami.

- Irytku - powiedział ochrypłym szeptem - tak się składa, że Krwawy Baron ma swoje powody, aby być niewidzialnym."

- Geniusz - wyszeptał James.
- Nie oszukujmy się. Myślenie odziedziczył po mnie - odparła Lily. James zmierzył ją wzrokiem i pokazał jej język. 


"Mało brakowało, a Irytek runąłby w dół i zleciał ze schodów, tak się przestraszył. Odzyskał równowagę, kiedy był już blisko nich. 
- Och, najmocniej przepraszam, wielmożny panie Baronie - powiedział przymilnym tonem. - To mój błąd, moja pomyłka... nie widziałem pana... no tak, bo jest pan niewidzialny... raczy wybaczyć staremu Irytkowi ten głupi żart...
- Mam tu sprawę do załatwienia - zachrypiał Harry.- Tej nocy trzymaj się od tego miejsca z dala. 
- Ależ oczywiście, wasza wielmożność - odrzekł Irytek, unosząc się ponownie w powietrze. -Jestem pewny, że wszystko pójdzie po myśli szanownego pana Barona. Nie będę przeszkadzał.
I poszybował w głąb ciemnego korytarza."

- Dobrze Rogasiątko - pochwalił go Remus.

"- Wspaniale, Harry! - szepnął Ron. Po kilku chwilach byli już u drzwi korytarza na trzecim piętrze - drzwi, które były otwarte. 
- No i stało się - powiedział cicho Harry. - Snape już przeszedł obok Puszka."

- Nie! - jęknęli huncwoci. Lily przewróciła oczami.

"Widok tych otwartych drzwi uprzytomnił im w pełni, co zamierzają zrobić. Stali, milcząc i kuląc się pod peleryną. 
- Jeśli chcecie wracać - szepnął Harry - nie będę miał do was pretensji. Możecie wziąć pelerynę, nie będzie mi już potrzebna.
- Nie bądź głupi - powiedział Ron.
- Idziemy - oświadczyła Hermiona.
Harry pchnął uchylone drzwi. Zaskrzypiały okropnie, a potem rozległo się dudniące warczenie. Wszystkie trzy nosy psa zwróciły się w ich kierunku, marszcząc się i węsząc."

Lily mimowolnie się zatrzęsła ze strachu. James chciał ją przytulić, ale dziewczyna posłała mu groźne spojrzenie i cofnął się trochę.  

"- Co tam leży przy jego łapach? - zapytała szeptem Hermiona. 
- Wygląda jak harfa - powiedział Ron. - Pewno Snape ją zostawił.
- Bestia musiała się obudzić, gdy tylko przestał grać - rzekł Harry. - No, to spróbujmy...
Przyłożył flet Hagrida do ust i zaczął dmuchać. Nie przypominało to żadnej melodii, ale już po pierwszych tonach pies przymknął wszystkie trzy pary oczu. Harry ostrożnie nabrał powietrza i grał dalej. Powoli ucichło warczenie - potwór zachwiał się lekko, a potem osunął na kolana i w końcu padł na podłogę, pogrążony w głębokim śnie."

James zaczął się szczerzyć. Zastanawiał się, czy Syriusz też by zasnął, jakby był psem?

"- Nie przestawaj grać - ostrzegł Harry’ego Ron, kiedy wyśliznęli się spod peleryny i zaczęli skradać ku klapie w podłodze. Kiedy zbliżyli się do trzech olbrzymich głów, poczuli gorący, cuchnący oddech. 
- Chyba uda się nam podnieść tę klapę, co? - szepnął Ron, zerkając ponad grzbietem psa. - Chcesz iść pierwsza, Hermiono?
- Nie, nie chcę!
- No dobra.
Ron zacisnął zęby i ostrożnie przestąpił łapy psa. Pochylił się i pociągnął za kółko w klapie, a ta natychmiast się otworzyła."

- To wszystko jest zbyt proste - powiedziała Lily. Reszta się z nią zgodziła.

"- Co tam widzisz? - zapytała nerwowo Hermiona. 
- Nic... tu jest ciemno... nie ma jak zejść, trzeba tam wskoczyć.
Harry, który wciąż grał na flecie, pomachał drugą ręką, żeby zwrócić uwagę Rona na siebie.
- Chcesz wejść pierwszy? Jesteś pewny? - zapytał Ron. - Nie wiem, jak tam jest głęboko. Daj flet Hermionie, żeby się nie obudził."

- W życiu bym tam pierwsza nie weszła - odparła Lily. Zwłaszcza, że nie wiedziała, co ją dalej czeka.

"Harry podał jej flet. W ciągu kilku sekund ciszy pies warknął i drgnął, ale gdy tylko Hermiona zaczęła grać, znowu zapadł w głęboki sen. 
Harry przelazł przez psa i zajrzał w ciemną dziurę. Nie było widać dna.
Opuścił się w dół i zawisł na samych palcach. Potem spojrzał na Rona i rzekł:
- Jeśli coś mi się stanie, nie właźcie za mną. Idźcie prosto do sowiarni i wyślijcie sowę do Dumbledore’a, dobrze?
- Jasne - opowiedział Ron.
- Mam nadzieję, że za chwilę się zobaczymy...
I puścił się. I zaczął spadać, spadać, spadać, czując podmuch zimnego, wilgotnego powietrza na twarzy, aż..."

- Matko! Peter czytaj szybciej! - powiedzieli w tym samym momencie James i Lily. Syriusz i Remus wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

"PLUMP. Wylądował na czymś miękkim."

- Dziwne - mruknął Remus. To coś może i było miękkie, ale z pewnością niebezpieczne.


"Odetchnął z ulgą, usiadł i pomacał naokoło, bo jeszcze się nie przyzwyczaił do ciemności. Wyglądało na to, że siedział na czymś w rodzaju rośliny. 
- W porządku! - krzyknął w stronę jasnego kwadracika wielkości znaczka pocztowego, który majaczył nad jego głową. - Miękkie lądowanie, możecie skakać!
Ron skoczył i wylądował tuż obok niego.
- Z czego to jest? - zapytał, gdy odzyskał oddech.
- Nie wiem, to chyba jakaś roślina. Myślę, że jest tutaj, żeby złagodzić upadek."

- Nie wydaje mi się, żeby to było tam tylko po to - odparła Lily i zaczęła sobie przypominać wszystkie rośliny, które mogły czegoś chronić.


"Hermiono, skacz! 
Odległe tony fletu nagle ucichły. Usłyszeli głośne szczeknięcie, ale Hermiona zdążyła skoczyć. Wylądowała z drugiej strony Harry’ego.
- Musimy być gdzieś bardzo głęboko pod szkołą - powiedziała.
- Dobrze, że to coś tu rośnie - zauważył Ron.
- Dobrze? - wrzasnęła Hermiona. - Popatrzcie na siebie!
Zerwała się na nogi i przywarła do wilgotnej ściany. Nie przyszło to jej łatwo, bo w tej samej chwili, gdy wylądowała, roślina zaczęła oplatać jej nogi grubymi pędami. Harry i Ron byli już uwięzieni - łodygi oplotły im nogi tak mocno, że zaczęły drętwieć."

- Diabelskie sidła! - wykrzyknęli razem Lily i Remus. Pozostali spojrzeli na nich z nadzieja, że im to wytłumaczą.
- Jeśli się nie pośpieszą to będzie z nimi źle - powiedziała Lily, widząc miny chłopków.

"Hermionie udało się uniknąć ich losu tylko dlatego, że w porę to spostrzegła. Teraz patrzyła, przerażona, jak koledzy szamocą się, próbując uwolnić nogi, ale im rozpaczliwej szarpali za łodygi, tym ciaśniej i mocniej ich oplatały. 
- Nie ruszajcie się! - krzyknęła Hermiona. -Wiem co to jest... to diabelskie sidła!
- Och, jak to dobrze, że wiemy, jak to się nazywa, to naprawdę wielka ulga! - warknął Ron, odchylając się, bo złowrogie pędy już sięgały mu szyi."

Wszyscy zachichotali.

"- Cicho bądź, próbuję sobie przypomnieć przeciwzaklęcie! 
- No to się pospiesz, nie mogę oddychać! - wysapał Harry, walcząc ze splotem zaciskającym się wokół jego piersi.
- Diabelskie sidła, diabelskie sidła... Co mówiła profesor Sprout?... Że to lubi ciemność i wilgoć... 
- Więc zapal coś! - wykrztusił Harry."

- Dobrze Harry - pochwaliła go rudowłosa.

"- Tak... no jasne... ale tu nie ma drewna! - krzyknęła Hermiona, wykręcając sobie ręce. 
- CZY TY ZWARIOWAŁAŚ? - zawył Ron. - JESTEŚ CZARODZIEJKĄ CZY NIE?
- Och, tak! - powiedziała Hermiona, wyciągnęła różdżkę i machnęła nią, mrucząc coś pod nosem. Z różdżki wyleciały niebieskie płomienie, takie same, jakimi kiedyś podpaliła szatę Snape’a. Po chwili obaj chłopcy poczuli, że uścisk diabelskich łodyg słabnie - kurczyły się i cofały przed światłem i ciepłem. W końcu opadły z nich i byli wolni."

Lily wypuściła głośno powietrze. Trochę się uspokoiła.

"- Całe szczęście, że przykładałaś się do zielarstwa, Hermiono - powiedział Harry, gdy stanął obok niej przy murze, ocierając pot z czoła. 
- Tak - dodał Ron - i całe szczęście, że Harry nie stracił głowy w kryzysowej sytuacji... „Tu nie ma drewna”, słowo daję..."

- To jemu należą się podziękowania - dodał Peter.

"- Tędy - rzeki Harry, wskazując na kamienny korytarz. Była to zresztą jedyna droga, którą mogli dokądkolwiek pójść. 
Prócz odgłosów własnych kroków słyszeli tylko ciche kapanie wody. Korytarz biegł w dół, co przypomniało Harry’emu wizytę w podziemiach Gringotta. Nie było to miłe wspomnienie, zwłaszcza kiedy pomyślał o smokach strzegących podobno skrytek w skarbcu... Jeśli spotkają smoka, i to dorosłego... Jeśli Norbert był jeszcze mały, to dorosły..."

- Proszę, niech już te smoki się skończą - powiedziała czarownica błagalnie.
- Głowa do góry, Liluś. Już minęli przeszkodę Hagrida.

"- Słyszycie? - szepnął Ron. 
Harry wytężył słuch. Gdzieś z przodu dochodziły ciche szelesty i jakby pobrzękiwanie.
- Myślisz, że to duch?
- Nie wiem... mnie to przypomina skrzydła...
Doszli do końca korytarza i zobaczyli jasno oświetloną komnatę o wysokim sklepieniu, pełną małych, niezwykle barwnych ptaszków, kłębiących się i wirujących w powietrzu. Po drugiej stronie były ciężkie drewniane drzwi."

- Jak myślicie. Co tam jest? - zapytał James .

"- Myślisz, że rzucą się na nas, jak będziemy szli przez komnatę? - zapytał Ron. 
- Chyba tak - opowiedział Harry. - Nie wyglądają zbyt groźnie, ale jeśli rzucą się całą chmarą... No, ale nie mamy wyboru... Biegnę.
Wziął głęboki oddech, zasłonił twarz rękami i pobiegł przez komnatę. Spodziewał się ukłuć ostrych dziobów i pazurów, ale nic takiego się nie wydarzyło. Dotarł do drzwi bez przeszkód. Nacisnął na klamkę - drzwi były zamknięte."

Nikt nadal nie rozumiał, o co chodzi.

"Po chwili dobiegli do niego Ron i Hermiona. Wszyscy razem napierali na drzwi, ale ani drgnęły, nawet wówczas, kiedy Hermiona użyła zaklęcia Alohomora
- No i co teraz? - zapytał Ron.
- Te ptaki... przecież nie mogą tu być dla dekoracji - powiedziała Hermiona.
Popatrzyli na ptaki, szybujące ponad ich głowami, połyskujące, podzwaniające cicho w powietrzu... Podzwaniające?.
- To nie ptaki! - krzyknął nagle Harry. - To są klucze! Uskrzydlone klucze... popatrzcie uważnie. To znaczy, że... - Rozejrzał się wokoło, podczas gdy Roni Hermiona przypatrywali się stadu latających kluczy. - Tak! Popatrzcie! Miotły! Musimy złapać właściwy klucz!"

- Do tego zadania najlepiej nadaje się Harry - stwierdził Syriusz.

"- Ale tu są setki: kluczy! 
Ron przyjrzał się uważnie dziurce od klucza.
- Musimy szukać dużego, staroświeckiego... prawdopodobnie srebrnego, jak klamka.
Każde chwyciło miotłę i poderwało się w powietrze, śmigając między rojami skrzydlatych kluczy. Wymachiwali rękami, zakręcali nagle, nurkowali, ale zaczarowane klucze umykały tak szybko, że nie można było złapać choćby jednego.
Ale w końcu Harry był szukającym, i to najmłodszym szukającym w tym stuleciu. Miał wrodzony talent dostrzegania tego, czego nie widzieli inni. Po minucie szybowania pośród chmary tęczowych skrzydełek dostrzegł wielki srebrny klucz, który miał jedno skrzydło skrzywione, jakby już ktoś go raz złapał i w pośpiechu wpychał w dziurkę."

- Dobrze Harry. Teraz wystarczy go złapać - wtrącił Remus.

"- To ten! - zawołał do dwójki przyjaciół. - Ten wielki... tam... nie, tam... z jasnoniebieskimi skrzydłami... z jednej strony pióra są powykrzywiane." 
Ron pomknął w kierunku wskazanym przez Harry’ego, rąbnął w sklepienie i o mały włos nie spadł z miotły.
- Musimy go okrążyć! - zawołał Harry, nie spuszczając wzroku ze srebrnego klucza. - Ron, ty od góry...
Hermiono, trzymaj się niżej i nie pozwalaj mu zlecieć w dół... a ja spróbuję go złapać. Dobra, TERAZ!"

- Do ataku! - wykrzyknęli w tym samym czasie Łapa i Rogacz, po czym uśmiechnęli się do siebie i przybili piątki.

"Ron zanurkował, Hermiona wystrzeliła w górę, a Harry poszybował prosto na klucz, który pofrunął w kierunku ściany. Harry wychylił się i z niezbyt przyjemnym chrzęstem przygwoździł klucz jedną ręką do kamiennego muru. Radosne okrzyki Rona i Hermiony odbiły się echem po wysokiej komnacie. 
Szybko wylądowali, a Harry pobiegł do drzwi, ściskając w ręku wyrywający się klucz. Wepchnął go szybko do dziurki i przekręcił, a klucz natychmiast wyskoczył i uleciał w powietrze.
- Gotowi? - zapytał Harry z ręką na klamce."

- Merlinie - jęknęła Lily. Bała się. tak strasznie się o nich bała. 

"Kiwnęli głowami. Harry otworzył drzwi. 
Następna komnata była tak ciemna, że początkowo nic nie widzieli. Jednak kiedy weszli do środka, zapłonęło światło i ich oczom ukazał się zdumiewający widok."

- Proszę tylko nie smok. Proszę niech to nie będzie smok - powtarzała w kółko Lily.

"Stali na skraju olbrzymiej szachownicy, za czarnymi figurami, które były większe od nich i wyrzeźbione z czarnego kamienia. Naprzeciw nich, po drugiej stronie komnaty, stały w dwóch rzędach białe figury. Harryemu, Ronowi i Hermionie dreszcz przebiegł po plecach - wysokie figury nie miały twarzy."

- Myślicie... myślicie, że będą musieli grać? - zapytał niepewnie Remus. 

"- A co teraz zrobimy? - szepnął Harry. 
- To przecież jasne, nie? - opowiedział Ron. - Musimy zagrać i wygrać drogę przez pokój. Za białymi figurami widniały kolejne drzwi.
- Ale jak? - zapytała Hermiona.
- Chyba będziemy musieli sami łazić po szachownicy - powiedział Ron.
Podszedł do czarnego skoczka i wyciągnął rękę, żeby go dotknąć. Koń natychmiast zaczął grzebać kopytami po kamiennej posadzce, a rycerz zwrócił ku Ronowi głowę w przyłbicy.
- Czy mamy... ee... przyłączyć się do was, żeby przejść na drugą stronę?
Czarny rycerz skinął głową. Ron odwrócił się do przyjaciół."

Lily była na skraju wytrzymałości psychicznej. James przysunął się do niej i mocno przytulił. Teraz się nie opierała. Chciała mieć w kimś wsparcie.

"- Zaraz, niech pomyślę... Wydaje mi się, że musimy zastąpić trzy czarne figury... 
Harry i Hermiona stali spokojnie, dając mu czas do namysłu. W końcu oznajmił:
- Słuchajcie, nie obraźcie się, ale nie jesteście najlepsi w szachach...
- Dobra, nie obrażamy się - przerwał mu Harry. - Po prostu nam powiedz, co mamy robić.
- No więc tak... Harry, zajmij miejsce tego gońca, a ty, Hermiono, stań na miejscu tej wieży.
- A ty?
- Ja będę skoczkiem."

- Ja nie będę tego dalej czytać - oznajmił Peter stanowczym głosem. - Za dużo jak dla mnie jednego dnia.
- Daj mi to - warknął Lunatyk i wziął od niego książkę.


"Figury chyba to usłyszały, bo kiedy skończył, skoczek, goniec i wieża odwróciły się plecami do białych figur i zeszły z szachownicy, pozostawiająca trzy puste miejsca dla Harry’ego, Rona i Hermiony. 
- Białe zawsze zaczynają - powiedział Ron, zerkając na szachownicę. - Tak... zobaczcie...
Biały pion posunął się do przodu o dwa pola.
Ron zaczął kierować czarnymi figurami. Przenosiły się posłusznie tam, gdzie im polecił. Harry’emu drżały kolana. A jeśli przegrają?"

 Wszyscy myśleli to samo. Co jeśli im się nie uda? Będą musieli wrócić na górę?

"- Harry... przesuń się o cztery pola w prawo. 
Pierwszego prawdziwego wstrząsu doznali, kiedy stracili drugiego skoczka. Biała królowa przewróciła go na posadzkę i powlokła poza szachownicę, gdzie został, leżąc twarzą w dół.
- Musiałem na to pozwolić - powiedział Ron, ale minę miał lekko przerażoną. - Hermiono, teraz możesz zbić tego gońca. No, bierz go.
Za każdym razem, gdy zrobili zły ruch, białe były bezlitosne. Wkrótce pod ścianą piętrzył się stos czarnych figur. Dwukrotnie Ron dostrzegł w ostatniej chwili, że Harry i Hermiona są zagrożeni. On sam miotał się po szachownicy, zbijając prawie tyle samo białych figur, ile stracili czarnych."

- Mam nadzieję, że wie co robi - wyszeptała Lily.

"- Już jesteśmy blisko - mruknął nagle. - Zaraz, niech pomyślę... niech pomyślę... 
Biała królowa zwróciła ku niemu oblicze bez twarzy.
- Tak... - powiedział cicho Ron - jest tylko jedno wyjście... muszę dać się zabić.
- NIE! - krzyknęli Harry i Hermiona.
- To są szachy! - szepnął Ron. - Trzeba ponosić ofiary! Zrobię ruch o jedno pole do przodu, ona mnie zbije... a ty, Harry, będziesz mógł zamalować ich króla!
- Ale...
- Chcesz powstrzymać Snape’a czy nie?"

- Przyjaciele są ważniejsi - wtrącił Remus.

"- Ron... 
- Słuchaj, jeśli się nie pospieszysz, on może wykraść Kamień!
Nie było innego wyjścia.
- Gotów? - zawołał Ron, a twarz mu pobladła. - Idę tutaj... a jak wygracie, nie marudźcie, tylko...
Zrobił krok do przodu, a biała królowa natychmiast się na niego rzuciła i uderzyła go w głowę kamienną ręką. Padł na posadzkę. Hermiona krzyknęła, ale nie ruszyła się ze swojego pola. Biała królowa zwlokła Rona poza szachownicę. Wyglądał, jakby zemdlał.
Harry zrobił trzy kroki w lewo.
Biały król zerwał koronę z głowy i cisnął mu ją pod nogi. Wygrali. Figury rozstąpiły się i skłoniły, pozostawiająca im wolną drogę do drzwi. Harry i Hermiona rzucili ostatnie rozpaczliwe spojrzenie na Rona i przebiegli przez drzwi do następnej komnaty.
- A jeśli on..."

- Nawet tak nie myślcie - zawołała Lily. Co prawda wiedziała, że jej nie usłyszą, ale nie mogła się powstrzymać.

"- Nic mu nie będzie - powiedział Harry, starając się przekonać samego siebie. - Co mamy dalej? 
- Była już Sprout ze swoimi diabelskimi sidłami, Flitwick musiał zakląć te klucze, McGonagall zaczarowała szachy.. . to znaczy, że czekają nas zaklęcia Quirrella i Snape’a...
Doszli do kolejnych drzwi.
- W porządku? - szepnął Harry.
- Wchodź.
Harry pchnął drzwi.
Obrzydliwy zapach uderzył ich w nozdrza, aż musieli zakryć twarze szatami. Oczy zaszły im łzami, ale zdołali zobaczyć na podłodze trolla, jeszcze większego od tego, którego kiedyś spotkali. Leżał jak martwy, z krwawym guzem na czole."

- Przynajmniej nie smok - sapnęła Lily.
- Ty i to twoje poczucie humoru - odparł Łapa sarkastycznie.

"- No dobrze, że nie musimy z nim walczyć - szepnął Harry, kiedy przeszli ostrożnie nad jedną z potężnych nóg. - Szybko, zwiewajmy stąd, bo tracę oddech. 
Otworzył następne drzwi i oboje zawahali się, nie wiedząc, co ich czeka za nimi, ale zobaczyli tylko stół, a na nim siedem butelek różnego kształtu, ustawionych w równym rzędzie.
- To robota Snape’a - powiedział Harry. - Co mamy zrobić?
Przekroczyli próg i natychmiast buchnął za nimi ogień, odcinając im powrotną drogę. Był to jednak zwykły ogień: płomienie miały barwę purpury. W tej samej chwili czarne płomienie ogarnęły drzwi w przeciwległej ścianie. Znaleźli się w pułapce."

- Merlinie! Co to jest? - Lily spojrzała na książkę z lękiem.

"- Zobacz! - Hermiona chwyciła zwój pergaminu leżący obok butelek. Harry zajrzał jej przez ramię i razem odczytali następujące słowa: 
Groza czyha za wami, a szczęście przed wami,
Dwie z nas wam pomogą, żadna nie omami,
Jedna z siedmiu pozwoli pójść dalej przed siebie,
Inna pozwoli wrócić temu, który jest tu potrzebie,
Dwie z nas kryją zacne wino pokrzywowe,
Trzy truciznę wsączą w serce oraz w głowę.
Wybieraj, jeśli nie chcesz cierpieć tutaj wiecznie,
Oto cztery wskazówki, jak przeżyć bezpiecznie:
Pierwsza: jakkolwiek chytrze trucizna się skrywa,
Jest zawsze z lewej strony tego, co dala pokrzywa;
Druga: różną mają zawartość butelki ostatnie,
Lecz jeśli chcesz iść naprzód, nie pij płynu z żadnej;
Trzecia: różne mają flaszki kształty i wymiary,
Lecz najmniejsza i największa kryją dobre czary;
Czwarta: obie drugie od końca smak podobny mają,
Choć wyglądem całkiem się nie przypominają.
Hermiona głośno westchnęła, a Harry ze zdumieniem zobaczył uśmiech na jej twarzy."

- Niby co ją tak bawi. Przecież to głupie - powiedział Syriusz. Nie rozumiał ani słowa z owego wierszyka.
- To logika - odparła Lily i uśmiechnęła się.
- Wielu czarodziejów polega na takich zadaniach - dodał Remus.
- Bo po co czarodziejowi, takie ... takie coś - powiedział James i machnął ręką.

"- Wspaniale - powiedziała. - To nie jest magia, to logika. Zwykła zagadka. Wielu najpotężniejszych czarodziejów nie ma pojęcia o logice. Dla nich to pułapka bez wyjścia. 
- A dla nas nie?
- Oczywiście, że nie. Mamy tu wszystko, czego nam potrzeba. Siedem butelek: w trzech jest trucizna, w dwóch wino, jedna przeprowadzi nas bezpiecznie przez czarny ogień, a jedna cofnie nas do ognia purpurowego."

- I to wszystko taaakie logiczne - mruknął Black.

"- Ale skąd mamy wiedzieć, którą wypić? 
- Daj mi minutę.
Hermiona przeczytała tekst kilka razy. Potem przeszła tam i z powrotem wzdłuż stołu, mrucząc coś do siebie i wskazując palcem na różne butelki. W końcu klasnęła w dłonie.
- Mam - oznajmiła. - Najmniejsza butelka przeprowadzi nas przez czarny ogień, do Kamienia. Harry spojrzał na mały flakonik.
- Tego płynu jest tak mało, że wystarczy tylko dla jednej osoby. Zaledwie jeden mały łyczek. Popatrzyli po sobie."

- Dlaczego mam dziwne wrażenie, że to Harry tam pójdzie - powiedziała Lily.
- Bo tak jak ojciec lubi ryzyko - odparł James.
- Dalej Rogasiatko! Poradzisz sobie! - zawołał Syriusz.

"- A która pozwoli przejść z powrotem przez purpurowe płomienie? 
Hermiona wskazała na pękatą butelkę, ostatnią po prawej stronie.
- Wypijesz to - rzekł Harry. - Tak, posłuchaj mnie. Wróć i zajmij się Ronem. Weźcie miotły z komnaty z uskrzydlonymi kluczami. Pozwolą wam unieść się tym szybem aż do klapy w podłodze i przelecieć nad Puszkiem. Potem lećcie prosto do sowiarni i wyślijcie Hedwigę do Dumbledore’a. Potrzebujemy jego pomocy. Może mi się uda powstrzymać Snape’a przez pewien czas, ale chyba nie na długo. Nie mogę z nim się równać.
- Ale, Harry... a jeśli jest z nim Sam-Wiesz-Kto?"

Lily pobladła na twarzy. Przez krótka chwile słychać tylko było trzaskający ogień, a później Lupin znów zaczął czytać.

"- No cóż... Raz już miałem szczęście - odpowiedział Harry, wskazując na swoją bliznę. - Może dopisze mi i tym razem. 
Hermionie drżały wargi. Nagle podskoczyła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Hermiono!
- Harry... wiesz, jesteś naprawdę wielkim czarodziejem.
- Ty jesteś o wiele lepsza - powiedział Harry, bardzo zmieszany, kiedy go puściła.
- Ja! Książki! I trochę inteligencji! Są ważniejsze rzeczy... przyjaźń i męstwo... i... och, Harry... bądź ostrożny!"

- Kobiety - mruknął Łapa.

"- Ty wypij pierwsza - rzekł Harry. - Jesteś pewna, która jest która, tak? 
- Oczywiście.
Łyknęła zdrowo z pękatej butelki i wstrząsnęła się.
- To nie była trucizna? - zapytał Harry z niepokojem.
- Nie... ale przypomina lód.
- Szybko, idź, bo to może działać krótko.
- Powodzenia... bądź ostrożny...
- IDŹ!"

Lily poruszyła się niespokojnie na fotelu. Tak samo James, który wyglądał na bardzo zdenerwowanego.

"Hermiona odwróciła się i przeszła przez purpurowe płomienie. 
Harry wziął głęboki oddech i podniósł mały flakonik. Stanął twarzą do czarnych płomieni.
- No to idę - powiedział i jednym łykiem wypił zawartość."

- Uda ci się - wyszeptał Rogacz.

"Poczuł się rzeczywiście tak, jakby krew zamieniła mu się w lód. Odstawił flakonik i ruszył naprzód; zobaczył, jak czarne płomienie liżą mu ciało, ale ich nie czuł - przez chwilę nie widział nic prócz ciemnego ognia - i oto był już po drugiej stronie, w ostatniej komnacie. 
Ktoś już tam był, ale nie był to Snape. I nie był to nawet Voldemort."

- Jak to nie Snape? - zapytali razem James i Syriusz. Lily cichutko powiedziała "wiedziałam" i westchnęła.
- To koniec rozdziału - oznajmił Lupin. - Czytać do końca?
W odpowiedzi skinęli mu głowami.

19 komentarzy:

  1. Po pierwsze bardzo dziękuję za polecenie mojego bloga ;*
    Po drugie twoje opowiadanie naprawdę mi się spodobało. Pomysł jest cudowny i oryginalny, a to cenię najbardziej w fanfikach. Hucwoci i Lily czytają "Harry'ego Pottera"...kłaniam się nisko przed twoją pomysłowością, bo ja bym w życiu czegoś takiego nie wymyśliła.
    Po trzecie...głupia ja zawsze czytałam fanfiki na ff.net, a na blogspotcie są również cudowne i chyba muszę zacząć nadrabiać opowiadania. A ten jest pierwszym, jakie tu przeczytałam, i od razu staje się opowiadaniem, które postaram się śledzić na bieżąco. No i oczywiście z chęcią wstąpię też na drugiego twojego bloga.
    Jeżeli to nie problem, powiadamiaj mnie nowych rozdziałach :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny !
    http://dramione-zapomniana.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tak: szkoda, że ominęłaś rozdział, ale mus to mus, jeśli Ci naprawdę nie wychodził, to spoko :) Cieszę się, że dałaś Peterowi szansę, naprawdę :D Ale ogółem rozdział fajny. Weny życzę! ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Och! Wreszcie jest! Ale się cieszę. Jak zawsze wspaniały ;) Już nie mogę doczekać się kolejnego wtorkuuu! Nie trzymaj nas za długo w niepewności :)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę miłej nocy x

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, wszystko tak fajnie i przejrzyście napisane.
    Cóż, no zdarza się, że trzeba ominąć rozdział, by coś lepiej napisać :) Ale ten jest bardzo fajny... ! <3
    To zaskoczenie na końcu było dobre. :P Jestem ciekawa co dalej się wydarzy ;)Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. A mi nie jest szkoda tego, że jeden rozdział został pominięty. Wcale.
    Za to zastanawia mnie (widzę, że nie tylko mnie ) kwestia Peter'a. Nie wiem, czy w kanonie było wspomniane kiedy Glizdogon dołączył do Voldemort'a, ale zastanawiam się czy Ty dasz mu szansę, żeby mógł zmienić swoje życie.
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda że ominęłaś rozdział, ale czy tak jest super :-)

    http://mojeminiopowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. potterhead? mamy coś wspólnego :3 trafiłam tu przez przypadek i nie żałuję :)(Sama też piszę fanfiction dziejące sie w hogwarcie (http://kronikizakrecenia.blogspot.com/) ;) mogłabyś ocenić najnowszy rozdział na moim nowym blogu? niedawno go założyłam :) proszę, to dla mnie ważne ;) http://poweroffourelements.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Imperio ^^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie mogłam sobie przypomnieć na cym polegał rozdział 15., ale później mnie olśniło, że to było z tym jednorożcem w Zakazanym Lesie. Trochę szkoda, że tego nie opisałaś, ale jeżeli ci nie szło, to może nawet lepiej. Za to szesnastka mi się bardzo spodobała. Prawie przez cały rozdział śmiałam się do komórki^^. A z tym Rogasiątkiem, to po prostu umarłam ze śmiechu. Nigdy bym na coś tak pomysłowego nie wpadła xD
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę,że już powoli zbliżasz się do końca Kamienia :)
    Potem już tylko Komnata Tajemnic i moja ukochana część,Więzień Azkabanu <3
    Ten rozdział bardzo mi się spodobał.Ulubiony fragment? Ten,jak wymyślali ksywkę.
    "Rogasiątko"...Normalnie padłam.Leżę i nie wstaję ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nareszcie! Już prawie koniec *_* ale się jaram i już nie mogę doczekać się wręcz "Komnaty Tajemnic", a już w szczególności "Więźnia Azkabanu"
    ROGASIĄTKO <3 To było takie słodziutkie! Wyobraź sobie moją reakcję, kiedy moi koledzy rozmawiając między sobą nazwali kogoś Rogasiątkiem :D a dzień wcześniej czytałam ten rozdział ;) TO JEST NAJLEPSZE OPOWIADANIE JAKIE CZYTAŁAM, wymyślić coś takiego, to dopiero talent. Piszesz świetnie i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Niedoskonała

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaaaa <333. Nowy rozdział świetny <333. ROGASIĄTKO! Naprawdę spadłam z krzesła hahahah <333. Przedostatni rozdział... Boshe juz niedługo Jamie zrobi minę, która nawiedzi mnie w snach na wieść, że Severus Snape chciał uratować jego syna hahahha <333. Wszystkie tajne misje zemsty będą musiały zostać rozwiązane... Lily mnie rozwalała z tym smokiem, Peter mnie rozwalił z tym "nie czytam dalej", James, Syriusz i Remus mnie co chwila rozwalili... Chyba najlepszy dotychczasowy rozdział :D. Z niecierpliwością czekam na ostatnią część Kamienia, a potem Komnata, Lockhart, Zgredek... Komentarze Hunców na to wszystko *_*. Magia.
    Przepraszam za chaotyczny komentarz, po prostu wiele emocji się we mnie kotłuje teraz :D.
    Pozdrawiam i weny życzę :***

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja chyba to już mówiłam i powtarzałam wielokrotnie, że Lily i James to nie mój paring, ale... ROGASIĄTKO MNIE WPROST urzekło : D
    Cóż ja mogę rzec, rozdział prześwietny, jak zawsze : D jeśli nadal ludzie będą Ci pisali tylko takie pochwały to chyba popadniesz w samozachwyt : D No ale cóż poradzić, jak tu nie ma nic złego, co można by Ci wytknąć?
    No, powiem szczerze, że ja też aż się palę do trzeciej części. A potem do siódmej. I cierpię, bo cierpliwość nie jest moją najlepszą cechą :C Ale nie od razu Rzym zbudowano, a ja przynajmniej mam na co czekać :D
    Pozdrawiam gorąco :D
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
  13. Przyszłam na chwilę... Zostałam na dłużej... A teraz mówią do mnie.... Złaź do cholery z tego laptopa.... Tiaaa... Ale rozdział świetny... Nie wiem czy zauważyłaś, ale dwa razy powtórzyłaś początek... Tekst wstępny powtarza się gdzieś pod koniec rozdziału... Co do rozdziału piętnastego... Zamierzasz go wprowadzić ,gdy najdzie Cię wena czy całkowicie go opuścić? Z góry dziękuję za odpowiedź... :-D

    OdpowiedzUsuń
  14. Odpowiedzi
    1. Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Mam zepsuty komputer. Tak znowu!! Piszę z telefonu. Jakos to nadrobię. Jakos.

      Usuń
  15. Kiedy rozdział??????????????????????????????????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak będę mieć naprawiony komputer!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

      Usuń
    2. czyli długo jeszcze?!!!???!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

      Usuń
  16. Mam nadzieję, że usterka sprzętu nie jest zbyt wielka. Chociaż biorąc pod uwagę, że przerwa nastąpiła akurat przed ostatnim rozdziałem pierwszego tomu, to trochę wredne ze strony komputera, że zepsuł się w tym momencie. No nic czekam cierpliwie.

    OdpowiedzUsuń

Szablon