"Był to Quirrell."
- Co?! - wykrzyknęli wszyscy.
- Wiedziałem, że on jest jakiś dziwny - powiedział James.
"- To pan?! - krzyknął Harry
zduszonym głosem. Quirrell uśmiechnął się.
- Tak, to ja - powiedział spokojnie. -
Zastanawiałem się, czy spotkamy się tutaj, Harry Potterze.
- A ja myślałem, że... Snape..."
- My też myślelismy, że Snape - mruknał Łapa. - I czego się tak szczerzysz Evans? - dodał, widząc uśmiechniętą Lily. Wiedziała, że jej najlepszy przyjaciel, nie mógłby zabić jej syna.
"- Severus? - Quirrell roześmiał się, ale tym
razem nie był to jego zwykły nerwowy chichot, ale krótki, zimny i ostry śmiech.
- Tak, Severus wygląda na takiego, prawda? Nieźle mieć takiego Severusa, który
krąży po szkole jak wyrośnięty nietoperz. Kto by mógł podejrzewać tego
b-b-biednego j-j-jąkałę, p-profesora Quirrella?
Harry nie mógł w to uwierzyć. To nie może być
prawda, to jakiś podstęp albo żart."
- Ale przeciez Smarkerus, próbował go zabić - zawołał James.
"- Ale Snape próbował mnie zabić!"
- No właśnie!
" - Nie, nie. To ja próbowałem cię zabić. Twoja
przyjaciółka, panna Granger, zupełnie przypadkowo wpadła na mnie, kiedy biegła,
żeby podpalić Snape'owi szatę. No wiesz, na tym meczu quidditcha. Przerwała mój
kontakt wzrokowy z tobą. A już tak niewiele brakowało! Jeszcze parę sekund, a
strąciłbym cię z miotły. Udałoby mi się to wcześniej, gdyby Snape nie mruczał
przeciwzaklęć, żeby cię uratować.
- Snape próbował mnie uratować?"
- Trzeba to gdzieś zapisać - mruknał Łapa.
"- Oczywiście - powiedział Quirrell chłodnym
tonem. - A jak myślisz, dlaczego chciał sędziować w następnym meczu? Tylko
dlatego, żeby się upewnić, że nie zrobię tego po raz drugi. Śmieszne,
doprawdy... I tak bym nic nie zrobił, bo na widowni był Dumbledore. A wszyscy
inni nauczyciele myśleli, że Snape chce odebrać Gryfonom zwycięstwo! Nie
przysporzyło mu to popularności... I po co to całe marnotrawstwo czasu, skoro i
tak zabiję cię tej nocy? Quirrell strzelił palcami. W powietrzu pojawiły się
grube sznury, które oplotły całe ciało Harry’ego."
Lily krzyknęła i od razu przykryla sobie usta dłonią. Bała się, tak bardzo się o niego bała.
"- Jesteś za bardzo wścibski, Potter. Tacy
długo nie pożyją. I po co włóczyłeś się po szkole w Noc Duchów? Musiałeś mnie
zobaczyć na trzecim piętrze?
- To pan wpuścił tego trolla?
- Oczywiście. Trolle to moja specjalność.
Chyba widziałeś, jak urządziłem tego tam, w komnacie?"
- A wy podejrzewaliście Severusa - przerwała Lily.
"Niestety, kiedy wszyscy biegali jak opętani po całym zamku, szukając trolla, Snape, który już zaczął mnie podejrzewać, poszedł prosto na trzecie piętro i przeszkodził trollowi zatłuc cię na śmierć. No i ten głupi trójgłowy pies... Nie udało mu się odgryźć Snape'owi nogi, a powinien to zrobić gładko. A teraz, Potter, siedź spokojnie. Muszę najpierw zbadać to interesujące zwierciadło."
- Jakie zwierciadło? - spytał z zaciekawieniem Łapa.
- A wy podejrzewaliście Severusa - przerwała Lily.
"Niestety, kiedy wszyscy biegali jak opętani po całym zamku, szukając trolla, Snape, który już zaczął mnie podejrzewać, poszedł prosto na trzecie piętro i przeszkodził trollowi zatłuc cię na śmierć. No i ten głupi trójgłowy pies... Nie udało mu się odgryźć Snape'owi nogi, a powinien to zrobić gładko. A teraz, Potter, siedź spokojnie. Muszę najpierw zbadać to interesujące zwierciadło."
- Jakie zwierciadło? - spytał z zaciekawieniem Łapa.
"Dopiero teraz Harry spostrzegł, co znajduje
się za Quirrellem. Było to Zwierciadło Ain Eingarp.
- To lustro jest kluczem do odnalezienia
Kamienia - mruknął Quirrell, przyglądając się uważnie ramie zwierciadła. - Ze
też ten Dumbledore coś takiego wymyślił... No, ale nasz kochany dyrektor jest w
Londynie... Kiedy wróci, ja będę już daleko.
Jedyne, co przyszło Harry’emu do głowy, to
odwrócenie uwagi Quirrella od zwierciadła."
- I w tym wypadku jest to najlepszy pomysł - potwierdził James.
- Jakby nie zauważył, to jest związany sznurami - warknęła Lily.
- To syn huncwota. Poradzi sobie - odparł Syriusz.
- I w tym wypadku jest to najlepszy pomysł - potwierdził James.
- Jakby nie zauważył, to jest związany sznurami - warknęła Lily.
- To syn huncwota. Poradzi sobie - odparł Syriusz.
" - Widziałem ciebie i Snape’a w puszczy -
wybełkotał."
- Och, tak, rozmawiajmy - odparł sarkastycznie Łapa.
- Och, tak, rozmawiajmy - odparł sarkastycznie Łapa.
"- Zgadza się - rzekł beztrosko Quirrell,
obchodząc lustro, by przyjrzeć się, co jest z tyłu. – Śledził mnie, próbując
odkryć, jak daleko się posunąłem. Przez cały czas mnie podejrzewał. Chciał mnie
nastraszyć... Mnie, który ma po swojej stronie lorda Voldemorta!..."
Wyszedł zza lustra i wpatrzył się w nie
pożądliwym wzrokiem."
- Ciekawe co w nim widzi? - zastanawiał sę Remus.
- Ciekawe co w nim widzi? - zastanawiał sę Remus.
"- Widzę Kamień... przekazuję go mojemu panu i
mistrzowi... ale gdzie on jest?
Harry natężył wszystkie mięśnie, ale sznury
nie puszczały. Musi odwrócić uwagę Quirella od lustra... Quirrell nie może się
skupić...
- Ale przecież Snape sprawiał wrażenie, że
mnie nienawidzi."
- Też chciałabym wyjaśnić tą kwestię - mruknęła Lily.
- Też chciałabym wyjaśnić tą kwestię - mruknęła Lily.
"- Och, tak... Trudno powiedzieć, by darzył cię
sympatią. Był w Hogwarcie razem z twoim ojcem, nie wiedziałeś o tym? Nie
znosili się. No, ale nigdy nie życzył ci śmierci.
- Parę dni temu słyszałem, jak pan szlocha ze
strachu... myślałem, że Snape panu grozi...
Po raz pierwszy przez twarz Quirrella
przemknął cień strachu.
- Czasami - powiedział - posłuszeństwo mojemu
panu i mistrzowi sprawia mi... ee... pewną trudność... To wielki czarodziej, a
ja jestem słaby i..."
- Voldemort jest słaby? A to ciekawe? - odparł James.
- Voldemort jest słaby? A to ciekawe? - odparł James.
"- To znaczy, że to on był z panem w tej pustej
klasie?
- On jest ze mną wszędzie - odpowiedział cicho
Quirrell. - Spotkałem go, kiedy podróżowałem dookoła świata. Byłem wtedy głupim
młokosem, miałem zupełnie śmieszne poglądy na dobro i zło. Lord Voldemort
pokazał mi, jak bardzo się myliłem. Nie ma czegoś takiego, jak dobro i zło,
jest tylko władza i potęga..."
- To się nazywa motto życiowe - prychnął Syriusz.
"I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę... Od tego czasu służyłem mu wiernie, choć nie była to łatwa służba. Był wobec mnie bezlitosny - tu zadrżał nagle - i chwała mu za to. Błędów łatwo nie wybaczał. Kiedy nie udało mi się wykraść Kamienia z podziemi Gringotta, był bardzo niezadowolony. Ukarał mnie... postanowił, że odtąd będzie mnie pilnował...
- To się nazywa motto życiowe - prychnął Syriusz.
"I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę... Od tego czasu służyłem mu wiernie, choć nie była to łatwa służba. Był wobec mnie bezlitosny - tu zadrżał nagle - i chwała mu za to. Błędów łatwo nie wybaczał. Kiedy nie udało mi się wykraść Kamienia z podziemi Gringotta, był bardzo niezadowolony. Ukarał mnie... postanowił, że odtąd będzie mnie pilnował...
Harry przestał go słuchać. Przypomniał sobie
swoją wyprawę na ulicę Pokątną... Jak mógł być takim głupcem? Przecież widział
tam Quirrella, sam ściskał mu rękę w Dziurawym Kotle!"
- Pierwszy raz zetknął się z magicznym światem. To było w porządku - powiedziała Lily. Wszyscy uważali tak samo.
- Pierwszy raz zetknął się z magicznym światem. To było w porządku - powiedziała Lily. Wszyscy uważali tak samo.
"Quirrell zaklął pod nosem.
- Nie rozumiem... Czyżby Kamień był wewnątrz
lustra? Może powinienem je rozbić?
W głowie Harry’ego trwała rozpaczliwa gonitwa
myśli.
W tej chwili pragnę tylko jednego, pomyślał,
znaleźć Kamień przed Quirrellem. Więc jeśli spojrzę w lustro, ujrzę siebie,
szukającego Kamienia... a to oznacza, że zobaczę, gdzie jest ukryty! Tylko...
jak spojrzeć w lustro, żeby Quirrell nie zorientował się, co chcę zrobić?"
- Mądry chłopiec - pochwaliła ten pomysł rudowłosa.
- Mądry chłopiec - pochwaliła ten pomysł rudowłosa.
"Spróbował przesunąć się w lewo, dostać się
jakoś przed lustro, ale tak, żeby Quirrell tego nie zauważył. Sznury oplatające
mu nogi w kostkach były jednak zaciśnięte tak mocno, że zdołał tylko przesunąć
się o kilkanaście centymetrów i przewrócił się. Quirrell nie zwracał na niego
uwagi. Wciąż mówił sam do siebie.
- Co to lustro robi? Jak działa? Pomóż mi,
mistrzu! I nagle, ku przerażeniu Harry’ego, rozległ się głos, który zdawał się
wychodzić z samego Quirrella.
- Użyj chłopca... Użyj chłopca... Quirrell
odwrócił się do Harry’ego."
- Czy... czy to był... Voldemort? - spytał Peter jąkając się. Nikt mu nie odpowiedział, wszyscy byli przerażeni tą myślą.
- Czy... czy to był... Voldemort? - spytał Peter jąkając się. Nikt mu nie odpowiedział, wszyscy byli przerażeni tą myślą.
"- Tak... Potter... chodź tutaj.
Klasnął w dłonie, a sznury natychmiast opadły.
Harry podniósł się.
- Chodź tutaj - powtórzył Quirrell. - Spójrz w
lustro i powiedz mi, co widzisz.
Harry podszedł do niego."
- Po co? Uciekaj! - krzyknął Łapa.
"Muszę kłamać, myślał gorączkowo. Muszę patrzyć w lustro i mówić, że widzę coś innego.
- Po co? Uciekaj! - krzyknął Łapa.
"Muszę kłamać, myślał gorączkowo. Muszę patrzyć w lustro i mówić, że widzę coś innego.
Quirrell stanął tuż za nim. Harry poczuł
dziwny zapach, który zdawał się wydobywać z jego turbana. Zamknął oczy, zrobił
jeszcze dwa kroki w kierunku lustra i otworzył oczy.
Najpierw ujrzał swoje odbicie, blade i
przerażone. Jednak w chwilę później odbicie uśmiechnęło się do niego, włożyło
rękę do kieszeni i wyjęło czerwony kamień. Potem wyraźnie mrugnęło i włożyło
kamień z powrotem do kieszeni, a kiedy to zrobiło, Harry poczuł, że coś
ciężkiego wpadło do jego prawdziwej kieszeni. Trudno mu było w to uwierzyć, ale
w jakiś sposób zdobył Kamień Filozoficzny."
- Co? - zdziwili się.
- Przecież tak się nie da - odparł Łapa. - Prawda?
- Nie jestem pewna. Musiałabym poszukać w bibliotece - odpowiedziała Lily.
- Co? - zdziwili się.
- Przecież tak się nie da - odparł Łapa. - Prawda?
- Nie jestem pewna. Musiałabym poszukać w bibliotece - odpowiedziała Lily.
"- No i co? - zapytał niecierpliwie Quirrell.
Harry zebrał w sobie całą odwagę.
- Widzę siebie ściskającego dłoń Dumbledore’a
- wymyślił naprędce. - Ja... ja zdobyłem Puchar Domów dla Gryffindoru."
- Tylko na tyle cię stać? - spytał Syriusz z lekkim rozczarowaniem.
- Tylko na tyle cię stać? - spytał Syriusz z lekkim rozczarowaniem.
"Quirrell znowu zaklął.
- Odejdź - powiedział.
Harry odsunął się na bok i poczuł Kamień na
swoim udzie. Czy uda mu się z nim uciec?
Nie zdążył jednak zrobić nawet pięciu kroków,
kiedy piskliwy głos przemówił ponownie, choć Quirrell nie poruszył wargami.
- On kłamie... On kłamie...
- Potter, wracaj! - krzyknął Quirrell. -
Powiedz mi prawdę! Co tam zobaczyłeś? Głos znowu przemówił.
- Ja z nim porozmawiam... twarzą w twarz..."
- Merlinie! Harry uciekaj stamtąd! - krzyknęła Lily. James patrzył to na nią to na książkę.
- Merlinie! Harry uciekaj stamtąd! - krzyknęła Lily. James patrzył to na nią to na książkę.
"- Mistrzu, nie jesteś dość silny!
- Mam dość siły... do tego...
Harry poczuł, jakby diabelskie sidła oplotły
mu nogi. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Sparaliżowany, patrzył, jak
Quirrell podnosi ręce i zaczyna rozwijać swój turban. Co to znaczy? Turban
spadł na podłogę. Bez niego Quirrell wydał się nagle śmiesznie mały. A potem
powoli się odwrócił.
Harry byłby wrzasnął, ale nie mógł wydać
żadnego dźwięku. Tam, gdzie powinien być tył głowy Quirrella, ujrzał twarz -
najstraszniejszą twarz, jaką widział w życiu. Była kredowobiała, miała okropne
czerwone oczy i szparki zamiast nosa, jak wąż."
Lily pisnęła z przerażenia, Peter lekko się trząsł, James i Syriusz zachowywali kamienne twarze, ale w środku bardzo to przeżywali, a Remus odsunął od siebie trochę książkę, jakby przerażało go to, co przeczytał.
Lily pisnęła z przerażenia, Peter lekko się trząsł, James i Syriusz zachowywali kamienne twarze, ale w środku bardzo to przeżywali, a Remus odsunął od siebie trochę książkę, jakby przerażało go to, co przeczytał.
" - Harry Potterze... - wyszeptała twarz. Harry
chciał się cofnąć, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
- Widzisz, co ze mnie zostało? - zapytała
twarz. - Zaledwie cień i mgła... Pojawiam się tylko wtedy, gdy mogę wstąpić w
czyjeś ciało... ale zawsze byli i są tacy, co użyczają mi swoich serc i
umysłów... Krew jednorożca trochę mnie wzmocniła... na parę tygodni...
widziałeś, jak Quirrell pił ją dla mnie w puszczy... Lecz kiedy zdobędę Eliksir
Życia, stworzę sobie nowe ciało... własne... A teraz... dlaczego nie oddajesz mi
Kamienia, który spoczywa w twojej kieszeni?"
- Skąd on wie? - zapytał James. Odpowiedziała mu cisza.
- Skąd on wie? - zapytał James. Odpowiedziała mu cisza.
"A więc wiedział. Harry nagle odzyskał czucie w
nogach. Cofnął się.
- Nie bądź głupcem - warknęła twarz. - Lepiej
uratuj własne życie i przyłącz się do mnie... bo inaczej skończysz tak, jak
twoi rodzice... Umarli, błagając mnie o litość..."
- Ja... błagać... kogoś. To niedorzeczne - odparł James i przeczesał sobie włosy palcami.
- Ja... błagać... kogoś. To niedorzeczne - odparł James i przeczesał sobie włosy palcami.
" - KŁAMCA! - krzyknął nagle Harry."
- Dobrze Harry, broń naszej godności!
Lily cicho się zaśmiała.
"Quirrell szedł ku niemu tyłem, tak, aby Voldemort wciąż go widział. Upiorna twarz uśmiechała się szyderczo.
- Dobrze Harry, broń naszej godności!
Lily cicho się zaśmiała.
"Quirrell szedł ku niemu tyłem, tak, aby Voldemort wciąż go widział. Upiorna twarz uśmiechała się szyderczo.
- Jakie to wzruszające... - syknęła. - Zawsze
ceniłem męstwo... Tak, chłopcze, twoi rodzice byli dzielni..."
Wszyscy zamarli. Byli pewni, że za chwile usłyszą, jak zginęli Liy i James.
"Najpierw zabiłem twojego ojca, walczył odważnie do końca..."
Z jednej strony ulżyło Jamsowi. Wiedział, że nie mógłby błagać Voldemorta o litość. Jednak z drugie strony cały czas panował ten niepokój.
"ale twoja matka wcale nie musiała umrzeć... próbowała cię ochronić..."
Lily wybuchnęła płaczem. James od razu ją przytulił. Sam miał łzy w oczach.
"A teraz oddaj mi Kamień, chyba że chcesz umrzeć na próżno.
- NIGDY!Harry skoczył ku ognistym drzwiom.
Wszyscy zamarli. Byli pewni, że za chwile usłyszą, jak zginęli Liy i James.
"Najpierw zabiłem twojego ojca, walczył odważnie do końca..."
Z jednej strony ulżyło Jamsowi. Wiedział, że nie mógłby błagać Voldemorta o litość. Jednak z drugie strony cały czas panował ten niepokój.
"ale twoja matka wcale nie musiała umrzeć... próbowała cię ochronić..."
Lily wybuchnęła płaczem. James od razu ją przytulił. Sam miał łzy w oczach.
"A teraz oddaj mi Kamień, chyba że chcesz umrzeć na próżno.
- NIGDY!Harry skoczył ku ognistym drzwiom.
- ŁAP GO! - krzyknął Voldemort i w następnej
chwili Harry poczuł na swoim przegubie stalowy uścisk ręki Quirrella. Igła
ostrego bólu przeszyła mu czoło i sięgnęła mózgu. Zawył z bólu i z całej siły
szarpnął uwięzioną ręką. Ku swojemu zaskoczeniu poczuł, że Quirrell go puścił.
Ból w głowie zelżał. Rozejrzał się nieprzytomnie, szukając wzrokiem Quirrella -
ten kulił się w kącie, przyglądając się swoim palcom, które pokryły się
bąblami."
- Niby dlaczego dotyk Harry'ego go pali? - spytał Łapa. Pozostali wzruszyli jedynie ramionami.
- Niby dlaczego dotyk Harry'ego go pali? - spytał Łapa. Pozostali wzruszyli jedynie ramionami.
"- Złap go! ZŁAP GO! - krzyknął Voldemort, a
Quirrell rzucił się całym ciężarem na Harry’ego, zbijając go z nóg. Leżąc na
posadzce, Harry znowu poczuł uścisk rąk Quirrella, tym razem na szyi, a ból w
czole prawie go oślepił, lecz nie na tyle, by nie dostrzegł grymasu bólu na
twarzy przeciwnika.
- Mistrzu! - zawył Quirrell - nie mogę go
utrzymać. .. moje ręce... moje ręce..."
- O co tu chodzi? - mruknęła do siebie Lily. Na jej policzkach, było widać ślady łez.
- O co tu chodzi? - mruknęła do siebie Lily. Na jej policzkach, było widać ślady łez.
"I chociaż nadal przygważdżał go do podłogi
kolanami, puścił jego szyję i spojrzał na swoje dłonie - jakby poparzone do
żywej kości i jaśniejące.
- A więc zabij go, głupcze, skończ z nim raz
na zawsze! - zaskrzeczał Voldemort."
Wszyscy wiercili się na fotelach z wielkim zdenerwowaniem.
Wszyscy wiercili się na fotelach z wielkim zdenerwowaniem.
"Quirrell uniósł rękę, by rzucić śmiertelne
zaklęcie, lecz Harry instynktownie złapał go obiema dłońmi za twarz...
- Aauuu!"
- Dobrze Rogasiątko! - wykrzyknął Łapa. James uśmiechnął się promiennie.
- Dobrze Rogasiątko! - wykrzyknął Łapa. James uśmiechnął się promiennie.
"Quirrell stoczył się z niego, a jego twarz
również pokryły bąble. Harry zrozumiał: Quirrell nie mógł znieść dotyku jego
skóry, bo sprawiało mu to straszliwy ból. I natychmiast dostrzegł w tym swoją
jedyną szansę.
Zerwał się na nogi i złapał go mocno za rękę.
Quirrell wrzasnął i zaczął się z nim szamotać - w głowie Harry’ego narastał ból
- już go oślepił - słyszał tylko wrzaski Quirrella i wycie Voldemorta: „ZABIJ
GO! ZABIJ GO!”, i jeszcze jakieś inne głosy, może wewnątrz głowy, wołające:
„Harry! Harry!”"
- Może to Dumbledore przybył mu pomóc - powiedziała z nadzieją w glosie Lily.
- Może to Dumbledore przybył mu pomóc - powiedziała z nadzieją w glosie Lily.
"Poczuł, że Quirrell wyrywa rękę z jego
uścisku, że wszystko jest stracone... i zaczął się zapadać w ciemność... w
dół... coraz niżej... i niżej...
Coś złotego błysnęło mu nad głową. Znicz!
Chciał go złapać, ale ręce miał jak z ołowiu.
Zamrugał. To wcale nie był znicz. To para
okularów. Jakie to dziwne."
- Dumbledore - zawołali wszyscy razem.
- Dzięki Bogu - sapnęła Lily.
- Dumbledore - zawołali wszyscy razem.
- Dzięki Bogu - sapnęła Lily.
"Znowu zamrugał. Pojawiła się uśmiechnięta
twarz Albusa Dumbledore’a.
- Dobry wieczór, Harry.
Harry wytrzeszczył oczy. A potem sobie
przypomniał.
- Panie profesorze! Kamień! To był Quirrell!
Zdobył Kamień! Panie profesorze, szybko...
- Uspokój się, kochany chłopcze, masz trochę
przestarzałe wiadomości. Quirrell nie ma Kamienia.
- Więc kto go ma? Panie pro...
- Harry, uspokój się, proszę, bo pani Pomfrey
zaraz mnie stąd wyrzuci.
Harry przełknął ślinę i rozejrzał się. Zdał
sobie sprawę, że musi być w skrzydle szpitalnym. Leżał w łóżku, w białej
pościeli, a obok stał stolik, zastawiony czymś, co przypominało wystawę sklepu
ze słodyczami."
- Czyli już po wszystkim? - zapytał zdezorientowany Peter.
- Na to wygląda - odpowiedział Remus.
- Czyli już po wszystkim? - zapytał zdezorientowany Peter.
- Na to wygląda - odpowiedział Remus.
"- To prezenty od twoich przyjaciół i
wielbicieli - powiedział rozpromieniony Dumbledore. - To, co się wydarzyło w
podziemiach, jest ścisłą tajemnicą, więc, oczywiście, wie o tym cała szkoła."
- Chyba nigdy sie nie dowiem, jakim cudem plotki tak szybo się roznoszą - powiedziała Lily.
"Przypuszczam, że to twoi przyjaciele, panowie Fred i George Weasleyowie są odpowiedzialni za próbę przysłania ci tutaj sedesu. Zapewne uważali, że to cię rozbawi. Pani Pomfrey uznała to jednak za sprzeczne z wymogami higieny i skonfiskowała ów dar."
Wszyscy zaśmiali się.
- Rogasiu już wiem co ci dam, jak znajdziesz się znów w skrzydle szpitalnym - oznajmił Łapa i uśmiechnął się huncwocko. James patrzył na niego spod przymrużonych oczu.
- Chyba nigdy sie nie dowiem, jakim cudem plotki tak szybo się roznoszą - powiedziała Lily.
"Przypuszczam, że to twoi przyjaciele, panowie Fred i George Weasleyowie są odpowiedzialni za próbę przysłania ci tutaj sedesu. Zapewne uważali, że to cię rozbawi. Pani Pomfrey uznała to jednak za sprzeczne z wymogami higieny i skonfiskowała ów dar."
Wszyscy zaśmiali się.
- Rogasiu już wiem co ci dam, jak znajdziesz się znów w skrzydle szpitalnym - oznajmił Łapa i uśmiechnął się huncwocko. James patrzył na niego spod przymrużonych oczu.
"- Jak długo tu jestem?
- Trzy dni. Pan Ronald Weasley i panna Granger
bardzo się ucieszą, że odzyskałeś świadomość. Bardzo się o ciebie niepokoili.
- Ale, panie profesorze... Kamień...
- Widzę, że trudno zająć twoją uwagę czym
innym. No więc dobrze. Profesorowi Quirrellowi nie udało się odebrać ci
Kamienia. Przybyłem na czas, żeby temu przeszkodzić, chociaż muszę przyznać, że
sam radziłeś sobie zupełnie nieźle."
- Przecież to mój chrześniak. Musiał sobie poradzić - powiedział Łapa, jakby nie widział w tym nic nadzwyczajnego.
- Przecież to mój chrześniak. Musiał sobie poradzić - powiedział Łapa, jakby nie widział w tym nic nadzwyczajnego.
" - Pan tam był, panie profesorze? Dostał pan
wiadomość przez sowę Hermiony?
- Musieliśmy się minąć w powietrzu. Jak tylko
dotarłem do Londynu, zaraz zrozumiałem, że powinienem być w miejscu, które
dopiero co opuściłem. Zdążyłem wrócić i ściągnąć z ciebie Quirrella...
- To był pan.
- Bałem się, że przybędę za późno.
- Mało brakowało... Czułem, że już dłużej nie
wytrzymam. .. że odbierze mi Kamień...
- Ten wysiłek prawie odebrał ci życie. Przez
chwilę myślałem, że już to się stało. A jeśli chodzi o Kamień, to został
zniszczony.
- Zniszczony? - powtórzył Harry. - Przecież
pana przyjaciel... Nicolas Flamel..."
- On umrze - szepnął Remus.
- On umrze - szepnął Remus.
"- Wiesz o Nicolasie? - zdziwił się Dumbledore.
- No, no, naprawdę nieźle się spisałeś. Wszystko jak należy. No cóż, uciąłem
sobie z Nicolasem małą pogawędkę i zgodziliśmy się, że tak będzie najlepiej.
- Ale to oznacza, że on i jego żona umrą...
- Mają dość Eliksiru Życia, żeby pozałatwiać
swoje sprawy, a potem... tak, umrą.
Dumbledore uśmiechnął się na widok zdumienia
na twarzy Harry’ego.
- Komuś tak młodemu, jak ty może to wydać się
niewiarygodne, ale dla Nicolasa i Perenelli to coś takiego, jak położyć się do
łóżka po długim, bardzo długim dniu. Ostatecznie dla należycie zorganizowanego
umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody. A ten Kamień... cóż,
to wcale nie była taka wspaniała rzecz. Sam pomyśl: tyle pieniędzy i lat życia,
ile zechcesz! Dwie rzeczy, których ludzkie istoty pragną najbardziej... Tylko
że ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich
najgorsze."
- Te słowa są takie mądre - powiedział Łapa.
- I takie pouczające - dodała Lily.
- Te słowa są takie mądre - powiedział Łapa.
- I takie pouczające - dodała Lily.
"Harry leżał cicho, pogrążony w myślach.
Dumbledore mruczał coś pod nosem i wpatrywał się w sufit.
- Panie profesorze - zaczął Harry. - Tak sobie
myślę... Nawet jeśli nie ma już Kamienia, to jednak Vol... to znaczy
Sam-Wiesz-Kto...
- Nazywaj go Voldemortem, Harry. Zawsze
nazywaj rzeczy po imieniu. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą
rzeczą."
- Ten człowiek wymyśla to sobie od tak. - Łapa pstryknął palcami.
- Ten człowiek wymyśla to sobie od tak. - Łapa pstryknął palcami.
"- Tak, panie profesorze. No więc Voldemort
może próbować innych sposobów, żeby wrócić, prawda? To znaczy... on nie zginął,
tak?
- Tak, Harry, on nie zginął. Nadal gdzieś
jest. Może szuka innego ciała, żeby w nie wstąpić... Nie jest do końca żywy,
więc nie można go zabić. Pozostawił Quirrella, pozwolił mu umrzeć; swoim
zwolennikom okazuje tyle samo zmiłowania, co wrogom. Niemniej, Harry, pamiętaj,
że jeśli nawet udało ci się opóźnić odzyskanie przez niego mocy, trzeba będzie
kogoś innego, kogoś, kto jest gotów walczyć z nim następnym razem, choć i jemu
walka będzie się wydawała beznadziejna, tak jak tobie... a jeśli znowu uda się
pokrzyżować plany Voldemorta... i znowu... może w końcu już nigdy nie odzyska
dawnej mocy.
Harry pokiwał głową, ale natychmiast tego
pożałował. A potem powiedział:
- Panie profesorze, jest jeszcze wiele innych
rzeczy, o których chciałbym się dowiedzieć... prawdy..."
- Całej prawdy - dodał James.
- Całej prawdy - dodał James.
"- Prawdy - westchnął Dumbledore. - Prawda to
cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie."
- Widzicie, znowu! - zawołał Łapa.
"Odpowiem jednak na twoje pytania, chyba iż uznam, że istnieją rozsądne powody, by odpowiedzi nie udzielić. I proszę cię z góry, żebyś mi wówczas wybaczył. Oczywiście nie będę kłamał.
- Widzicie, znowu! - zawołał Łapa.
"Odpowiem jednak na twoje pytania, chyba iż uznam, że istnieją rozsądne powody, by odpowiedzi nie udzielić. I proszę cię z góry, żebyś mi wówczas wybaczył. Oczywiście nie będę kłamał.
- No więc... Voldemort powiedział, że zabił
moją matkę tylko dlatego, że próbowała go powstrzymać, aby mnie nie zabił. Ale
dlaczego chciał zabić właśnie mnie?
Dumbledore westchnął po raz drugi.
- Niestety, na pierwsze pytanie, które mi
zadałeś, nie mogę ci odpowiedzieć. Nie dzisiaj. Nie teraz. Kiedyś się tego
dowiesz... a teraz przestań o tym myśleć. Kiedy będziesz starszy... wiem, że
przykro ci tego słuchać... ale dowiesz się wszystkiego, kiedy będziesz na to
przygotowany. Harry zrozumiał, że nie powinien nalegać."
Lily ciężko westchnęła i spojrzała na zegarek. Dochodziła dwunasta i odczuwała już zmęczenie.
Lily ciężko westchnęła i spojrzała na zegarek. Dochodziła dwunasta i odczuwała już zmęczenie.
"- Ale dlaczego Quirrell nie mógł mnie dotknąć?
- Twoja matka oddała za ciebie życie. Jedyną
rzeczą, której Voldemort nie potrafi zrozumieć, jest miłość. Nie wiedział, że
tak wielka miłość pozostawia wieczny ślad. Nie bliznę, nie znak widzialny...
Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego
miłość będzie nas zawsze chronić. Ta miłość jest w twojej skórze. Quirrell,
pełen nienawiści, żądzy i ambicji, dzielący ciało i duszę z Voldemortem, nie
mógł ciebie dotknąć właśnie dlatego. Mękę sprawiało mu samo dotknięcie kogoś
naznaczonego czymś tak dobrym."
Po policzku Lily spłynęła łza. James, który bacznie ją obserwował od razu ją przytulił. Nie odepchnęła go.
Po policzku Lily spłynęła łza. James, który bacznie ją obserwował od razu ją przytulił. Nie odepchnęła go.
"Dumbledore zainteresował się nagle jakimś
ptaszkiem, który przysiadł na parapecie, co pozwoliło Harry’emu otrzeć łzy prześcieradłem.
- A ten płaszcz, sprawiający, że jest się
niewidzialnym? - zapytał, kiedy odzyskał głos. - Wie pan, kto mi go przysłał?
- Ach... tak się zdarzyło, że twój ojciec
zostawił go mnie, a ja pomyślałem, że może ci się przydać. - W oczach Dumbledore’a
pojawiły się wesołe błyski. - Bardzo użyteczna rzecz... Twój ojciec zakładał go
najczęściej po to, żeby zakradać się do kuchni, kiedy tu był."
- Profesorze, żeby pan wiedział.- Huncwoci cicho się zaśmiali.
- Profesorze, żeby pan wiedział.- Huncwoci cicho się zaśmiali.
"- I jest jeszcze coś...
- Wal śmiało.
- Quirrell i Snape...
- Profesor Snape, Harry.
- Tak, on... Quirrell powiedział, że Snape
mnie nienawidzi, bo nienawidził mojego ojca. Czy to prawda?
- No, raczej się nie lubili. Ale chyba nie
tak, jak ty i pan Malfoy. A twój ojciec zrobił coś, czego Snape nie mógł mu
wybaczyć.
- Co?
- Uratował mu życie."
- Co? - zdziwiła się Lily i spojrzała na Jamesa. Nic jej nie było o tym wiadomo.
- Opadła szczęka, co? - spytał James i uśmiechnął się huncwocko.
- Nie wierzę w to, co słyszę.
- Co? - zdziwiła się Lily i spojrzała na Jamesa. Nic jej nie było o tym wiadomo.
- Opadła szczęka, co? - spytał James i uśmiechnął się huncwocko.
- Nie wierzę w to, co słyszę.
"- Co?
- Tak... - powiedział Dumbledore, jakby się
nad czymś zastanawiał. - To śmieszne, jak działają ludzkie umysły, prawda?
Profesor Snape nie mógł znieść myśli, że ma dług wdzięczności wobec twojego
ojca... Myślę, że właśnie dlatego tak się starał, żeby cię ochronić w tym roku,
bo czuł, że to w jakiś sposób wyrównuje ten dług. A potem mógłby już spokojnie
nienawidzić twojego ojca...
Harry starał się to zrozumieć, ale znowu
rozbolała go głowa, więc zrezygnował.
- Panie profesorze, jeszcze jedno...
- Tylko jedno?
- W jaki sposób Kamień znalazł się w mojej
kieszeni?"
- Dobre pytanie - pochwalil go Remus.
- Dobre pytanie - pochwalil go Remus.
"- Ach, cieszę się, że o to zapytałeś. To jeden
z moich bardziej udanych pomysłów, a między nami mówiąc, coś z tego wynika.
Widzisz, Kamień mógł się dostać tylko w ręce kogoś, kto go chciał znaleźć -
znaleźć, a nie wykorzystać, bo inaczej zobaczyłby w lustrze nie Kamień, ale
samego siebie wytwarzającego złoto albo pijącego Eliksir Życia. Niezły pomysł,
co? Nawet mnie samego mój mózg czasami zaskakuje... No, ale dość pytań. Radzę
ci zabrać się do tych słodyczy. Ach! Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta!
W młodości miałem pecha, natrafiając na fasolkę o smaku wymiocin i od tego
czasu raczej za nimi nie przepadam... ale ten kolor to chyba toffi, co?
Uśmiechnął się i włożył do ust złotobrązową
fasolkę, po czym zakrztusił się i wymamrotał:
- Niestety! Woszczyna z uszu!"
Skrzywili się mimowolnie.
Skrzywili się mimowolnie.
"Pani Pomfrey, pielęgniarka, była miłą kobietą,
ale bardzo zasadniczą.
- Tylko pięć minut - błagał Harry.
- Wykluczone.
- Wpuściła pani profesora Dumbledore’a...
- Oczywiście, jest przecież dyrektorem, to
całkiem co innego. Potrzebujesz odpoczynku.
- Odpoczywam, leżę spokojnie, naprawdę. Och,
pani Pomfrey, proszę...
- No dobrze. Ale tylko pięć minut. I pozwoliła
wejść Ronowi i Hermionie."
- Mogłaby czasami odpuścić - powiedział James.
- Mogłaby czasami odpuścić - powiedział James.
"- Harry!
Harry odniósł wrażenie, że Hermiona chce
rzucić mu się na szyję, ale na szczęście w porę się opamiętała, bo jego głowa
ciężko by to zniosła.
- Och, Harry, już myśleliśmy, że... Dumbledore
tak się niepokoił...
- Cała szkoła o niczym innym nie mówi - rzekł
Ron. - Co się naprawdę stało?
Była to jedna z tych rzadkich okazji, kiedy
prawdziwa relacja jest jeszcze bardziej dziwna i ekscytująca niż najdziksze
pogłoski. Harry opowiedział im wszystko: o Quirrellu, o zwierciadle, o
Kamieniu, o Voldemorcie. Ron i Hermiona byli wdzięcznymi słuchaczami: dech im
zapierało we właściwych momentach, a kiedy Harry powiedział, kto był pod
turbanem Quirrella, Hermiona aż zapiszczała."
Lily głośno ziewnęła.
- Komuś chce się spać. - Syriusz się uśmiechnął.
- Bardzo śmieszne - parsknęła.
Lily głośno ziewnęła.
- Komuś chce się spać. - Syriusz się uśmiechnął.
- Bardzo śmieszne - parsknęła.
"- Więc Kamień przepadł na zawsze? - westchnął
w końcu Ron. - I Flamel po prostu umrze?
- Ja też się zmartwiłem, ale Dumbledore uważa,
że... zaraz, jak to było... „dla należycie uporządkowanego umysłu śmierć jest
tylko początkiem nowej wielkiej przygody”.
- Zawsze mówiłem, że on jest trochę stuknięty
- powiedział Ron, sprawiając wrażenie, jakby nim jednak wstrząsnęło.
- A co było z wami? - zapytał Harry.
- Ja wróciłam bez przeszkód - odpowiedziała
Hermiona. - Doprowadziłam Rona do stanu używalności... trochę to trwało...
pobiegliśmy do sowiarni, żeby przesłać wiadomość, ale spotkaliśmy Dumbledore’a
w sali wejściowej.. . już wiedział... bo powiedział tylko: „Harry już tam jest,
tak?” i popędził na trzecie piętro."
- Cały czas mnie to wszystko dręczy. Myślicie, że się później wyjaśni? - spytał Remus. Dużo go dręczyło pytań. Lily też miała swoje przypuszczenia.
- Cały czas mnie to wszystko dręczy. Myślicie, że się później wyjaśni? - spytał Remus. Dużo go dręczyło pytań. Lily też miała swoje przypuszczenia.
" - Myślisz, że on chciał, żebyś to zrobił? -
zapytał Ron. - Przecież przysłał ci tę pelerynę-niewidkę i
w ogóle.
- No wiecie - wybuchnęła Hermiona - jeśli tak
było... to znaczy... to okropne... mogłeś zginąć.
- Nie, to nie tak - powiedział Harry z
namysłem.
- To dziwny facet, ten Dumbledore. Myślę, że
chciał mi dać szansę. Chyba wiedział, co się tutaj dzieje. Wiedział, co
zamierzamy zrobić i zamiast nas powstrzymać, pomagał nam, żebyśmy potrafili
tego dokonać. Uczył nas. To nie był przypadek, że pozwolił mi odkryć, jak
działa to lustro. Jakby uważał, że mam prawo zmierzyć się z Voldemortem, jeśli
tylko zdołam..."
- Przecież dyrektor nie wystawiłby zwyklego jedenastolatka na pastwę Voldemorta - oburzyła się Lily.
- Przecież dyrektor nie wystawiłby zwyklego jedenastolatka na pastwę Voldemorta - oburzyła się Lily.
"- Taak, Dumbledore to stuknięty facet, zgadza
się - stwierdził Ron, jakby chciał powiedzieć: „przecież mówiłem”. - Słuchaj,
Harry, musisz do jutra wyzdrowieć. No wiesz, jest zakończenie roku. Ślizgoni
wygrali, to jasne... nie zagrałeś w ostatnim meczu quidditcha i Krukoni nas
rozgromili... ale żarcie będzie ekstra.
W tym momencie wpadła pani Pomfrey.
- Siedzicie tu już od piętnastu minut, a teraz
WYNOCHA - oświadczyła stanowczo."
- I po plotkach - mruknął Łapa.
- Nie wierzę, że Ślizgoni znów wygrali - jęknął James.
- I po plotkach - mruknął Łapa.
- Nie wierzę, że Ślizgoni znów wygrali - jęknął James.
* * *
"Harry przespał mocno całą noc i rano czuł się
już zupełnie dobrze.
- Chcę iść na ucztę - powiedział pani Pomfrey,
kiedy już poustawiała porządnie wszystkie pudła ze słodyczami. - Będę mógł,
prawda?
- Profesor Dumbledore mówi, że mam ci na to
pozwolić - odpowiedziała z przekąsem, jakby uważała, że profesor Dumbledore nie
zdaje sobie sprawy z ryzyka takiej decyzji. - I masz gościa.
- Och, wspaniale. Kto to taki?
Zanim skończył mówić, przez drzwi przecisnął
się Hagrid. Jak zwykle w każdym wnętrzu, tak i tutaj wyglądał, jakby był o
wiele za duży. Usiadł obok Harry’ego, spojrzał na niego i zalał się łzami.
- To wszystko... moja... sakramencka... wina!
- załkał, ukrywając twarz w dłoniach. - Powiedziałem tej odnodze piekła, jak
uśpić Puszka! Sam mu powiedziałem! Tylko tego nie wiedział, a ja mu
powiedziałem! Ja sam! Mogłeś umrzeć! Przeze mnie! Wszystko przez to jajo smoka!
Już nigdy nie wypiję ani kropelki! Powinni mnie wywalić na zbity pysk i kazać
żyć wśród mugoli!"
- Tak. Łatwo by się wtopił w ich otoczenie - powiedział James sarkastycznie. Łapa zachichotał.
- Tak. Łatwo by się wtopił w ich otoczenie - powiedział James sarkastycznie. Łapa zachichotał.
" - Hagridzie! - Harry był wstrząśnięty tym
wybuchem żalu i skruchy, a także widokiem strumieni łez znikających w gęstej
brodzie. - Hagridzie, przecież on i tak by do tego jakoś doszedł, w końcu
mówimy o Voldemorcie, odkryłby to sam, nawet gdybyś mu nie powiedział.
- Mogłeś umrzeć! - zawył Hagrid. - I nie
wypowiadaj tego imienia!
- VOLDEMORT! - ryknął Harry i to Hagridem tak
wstrząsnęło, że przestał szlochać. - Zmierzyłem się z nim i nazywam go po
imieniu! Głowa do góry, Hagridzie, uratowaliśmy Kamień, już go nie ma,
Voldemort nie może go użyć. Weź czekoladową żabę, mam ich mnóstwo...
Hagrid wytarł nos ręką i powiedział:
- To mi o czymś przypomniało. Mam dla ciebie
prezent.
- Ale to nie jest kanapka z mięsem gronostaja?
- zapytał z niepokojem Harry, czym w końcu zmusił Hagrida do cichego chichotu."
- Nigdy, przenigdy nie jedzcie mięsa gronostaja - oznajmił im Remus i skrzywił się na samo wspomnienie tego obrzydliwego smaku.
- Nigdy, przenigdy nie jedzcie mięsa gronostaja - oznajmił im Remus i skrzywił się na samo wspomnienie tego obrzydliwego smaku.
- Nie. Dumbledore dał mi wczoraj dzień wolny,
żebym mógł to zrobić. Mógł mnie wylać, a jednak... no... tego... masz.
Wyciągnął coś, co wyglądało jak ładna,
oprawiona w skórę książka. Harry otworzył ją z ciekawością. W środku było pełno
czarodziejskich fotografii. Z każdej strony uśmiechali się i machali do niego
rękami jego rodzice."
- To miłe z jego strony - zagruchała Lily.
- To miłe z jego strony - zagruchała Lily.
" - Wysłałem sowy do wszystkich kolegów
szkolnych twoich starych, prosiłem o zdjęcia... wiedziałem, że nie masz ani
jednego... podoba ci się?
Harry nie był w stanie wypowiedzieć słowa, ale
Hagrid to zrozumiał.
Wieczorem Harry zszedł na dół na uroczyste
zakończenie roku. Pani Pomfrey marudziła tak długo, osłuchując go, opukując i
zaglądając w oczy i do gardła, że kiedy wszedł do Wielkiej Sali, wszyscy już
tam byli. Sala była udekorowana na zielono i srebrno - barwy Slytherinu.
Ślizgoni zdobyli puchar domów po raz siódmy z rzędu. Nad stołem nauczycielskim
wisiał olbrzymi transparent z ich godłem, srebrnym wężem."
- Za rok im się uda - przerwał James.
- Za rok im się uda - przerwał James.
"Kiedy Harry wszedł, rozległy się zduszone
okrzyki, potem zaległa cisza, a po chwili wszyscy zaczęli mówić jednocześnie.
Usiadł na swoim miejscu przy stole Gryfonów, między Ronem a Hermioną, i starał
się nie zauważać, że ludzie wstawali, by go lepiej widzieć.
Na szczęście po chwili wkroczył Dumbledore.
Gwar podnieconych głosów ucichł.
- Minął jeszcze jeden rok! - zaczął Dumbledore
wesołym głosem. - Jeszcze jeden rok dobiegł końca, a ja muszę was trochę
pomęczyć ględzeniem staruszka, zanim wszyscy zatopimy zęby w tych wybornych
potrawach. Cóż to był za rok! Na szczęście wasze głowy są teraz trochę mniej
puste niż na początku... i macie całe lato na opróżnienie ich przed początkiem
następnego roku... A teraz, jak mi się wydaje, muszę przejść do ogłoszenia
wyników waszego współzawodnictwa. Oto jak się przedstawia tabela: czwarte
miejsce zajmuje Gryffindor, trzysta dwanaście punktów, trzecie Hufflepuff,
trzysta pięćdziesiąt dwa punkty, Ravenclaw ma czterysta dwadzieścia sześć
punktów, a Slytherin czterysta siedemdziesiąt dwa."
- Ostatni? - zapytali wszyscy. Nie mogli uwierzyć własnym uszom.
- Ostatni? - zapytali wszyscy. Nie mogli uwierzyć własnym uszom.
"Przez stół Ślizgonów przewaliła się burza
oklasków, wrzasków i głośnego tupania. Harry zobaczył, jak Draco Malfoy wali
swoim pucharem w stół. To było straszne.
- Tak, tak, dobrze się spisaliście, Ślizgoni -
rzekł Dumbledore. - Trzeba jednak wziąć pod uwagę ostatnie wydarzenia.
W sali zaległa cisza. Z twarzy Ślizgonów
spełzły uśmiechy.
- Ehmm - odchrząknął Dumbledore. - Mam tu
trochę punktów do rozdania w ostatniej chwili. Zobaczmy, co tutaj mamy. Tak...
Najpierw... pan Ronald Weasley...
Ron spurpurowiał; wyglądał jak rzodkiewka,
która wylegiwała się zbyt długo na słońcu.
- ...za rozegranie przez niego najlepszej od
wielu lat partii szachów nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami."
- A za górskiego trolla dostali tylko pięć - poskarżyła się Lily.
- A za górskiego trolla dostali tylko pięć - poskarżyła się Lily.
"Od wiwatów Gryfonów zadygotało zaczarowane
sklepienie: gwiazdy wyraźnie zamigotały. Percy wrzeszczał do innych prefektów:
- To mój brat! Mój najmłodszy brat! Wygrał w
szachy z olbrzymami!
W końcu znowu zrobiło się cicho.
- Po drugie... panna Hermioną Granger... za
użycie przez nią chłodnej logiki w obliczu ognia nagradzam Gryffindor
pięćdziesięcioma punktami.
Hermioną ukryła twarz w rękach; Harry był
pewny, że zalała się łzami. Gryfoni zupełnie powariowali - mieli już sto
punktów więcej.
- No i po trzecie... pan Harry Potter - rzekł
Dumbledore, a na sali zaległa głucha cisza. - ... Za jego zimną krew i rzadko
spotykaną odwagę nagradzam Gryffindor sześćdziesięcioma punktami.
Rozległ się ogłuszający ryk. Ci, którzy byli w
stanie jednocześnie dodawać i ryczeć, zrozumieli, że Gryffindor miał już czterysta
siedemdziesiąt dwa punkty - dokładnie tyle samo, co Slytherin."
- Remis?
- Przecież tak nie moze być!
"Zdobyliby puchar domów, gdyby Dumbledore dał Harry’emu choćby jeden punkt więcej.
- Remis?
- Przecież tak nie moze być!
"Zdobyliby puchar domów, gdyby Dumbledore dał Harry’emu choćby jeden punkt więcej.
Dumbledore podniósł rękę. Sala natychmiast
ucichła.
- Są różne rodzaje męstwa - powiedział z
uśmiechem. - Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo
męstwa wymaga wierność przyjaciołom. Dlatego nagradzam dziesięcioma punktami
pana Neville’a Longbottoma.
Ktoś, kto by stał na błoniach przed zamkiem,
mógłby pomyśleć, że w Wielkiej Sali nastąpił jakiś potężny wybuch, tak głośny
był wrzask Gryfonów."
- Wygraliśmy! - krzyknął uradowany Łapa.
"Harry, Ron i Hermiona wstali, rycząc w niebogłosy, kiedy Neville, blady jak papier, zniknął w tłumie, który rzucił się na niego, by go uściskać, poklepać i podrzucić w powietrze. Harry, wciąż krzycząc, trącił łokciem Rona i wskazał na Malfoya, który osłupiał, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie porażenia ciała.
- Wygraliśmy! - krzyknął uradowany Łapa.
"Harry, Ron i Hermiona wstali, rycząc w niebogłosy, kiedy Neville, blady jak papier, zniknął w tłumie, który rzucił się na niego, by go uściskać, poklepać i podrzucić w powietrze. Harry, wciąż krzycząc, trącił łokciem Rona i wskazał na Malfoya, który osłupiał, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie porażenia ciała.
- Co oznacza - zawołał Dumbledore,
przekrzykując burzę aplauzu, bo teraz również Krukoni i Puchoni czcili
wrzaskiem przegraną Ślizgonów - że trzeba będzie trochę zmienić dekoracje.
Klasnął w dłonie. W mgnieniu oka zielone
draperie zmieniły się na szkarłatne, srebro stało się złotem, olbrzymi wąż
Slytherinu zniknął, a na jego miejscu pojawił się lew Gryffindoru. Snape
wymienił uścisk dłoni z profesor McGonagall, zmuszając się do okropnego
uśmiechu. Dostrzegł spojrzenie Harry’ego, a Harry zrozumiał, że stosunek
Snape’a do niego nie zmienił się ani na jotę."
- Można się było spodziewać - odparł James.
"Ale teraz przestało go to już obchodzić. Wszystko wskazywało na to, że w przyszłym roku życie w Hogwarcie wróci do normy.
- Można się było spodziewać - odparł James.
"Ale teraz przestało go to już obchodzić. Wszystko wskazywało na to, że w przyszłym roku życie w Hogwarcie wróci do normy.
Był to najwspanialszy wieczór w życiu
Harry’ego, lepszy od zwycięstwa w quidditchu, od Bożego Narodzenia czy od
powalenia górskiego trolla... Wiedział, że ten wieczór będzie wspominał do
końca życia..
Harry prawie zapomniał, że nie ogłoszono
jeszcze wyników egzaminów, ale w końcu musiało to nastąpić. Ku swojemu
wielkiemu zaskoczeniu, zarówno on, jak i Ron dostali dobre oceny. Hermiona,
rzecz jasna, miała najlepsze wyniki spośród wszystkich pierwszoroczniaków."
- A jakby inaczej - przerwał Łapa. Remus na niego warknął.
"Nawet Neville jakoś przeszedł, bo jego dobre stopnie z zielarstwa zrównoważyły fatalne oceny z eliksirów. Mieli nadzieję, że Goyle, który był równie głupi jak nikczemny, zostanie wywalony, ale jakoś przeszedł, co Ron skwitował gorzką uwagą, że nie można mieć wszystkiego naraz."
- No właśnie - powiedział James, patrząc na Lily, która kręciła głową z bezradności.
- A jakby inaczej - przerwał Łapa. Remus na niego warknął.
"Nawet Neville jakoś przeszedł, bo jego dobre stopnie z zielarstwa zrównoważyły fatalne oceny z eliksirów. Mieli nadzieję, że Goyle, który był równie głupi jak nikczemny, zostanie wywalony, ale jakoś przeszedł, co Ron skwitował gorzką uwagą, że nie można mieć wszystkiego naraz."
- No właśnie - powiedział James, patrząc na Lily, która kręciła głową z bezradności.
"Nie wiadomo kiedy ich szafy opustoszały, a
kufry same się zapakowały, Neville znalazł swoją ropuchę w kącie toalety, każdy
otrzymał krótką notatkę, przypominającą, że w czasie wakacji nie wolno im
używać żadnych zaklęć („Co rok mam nadzieję, że o tym zapomną”, stwierdził
ponuro Fred Weasley), pojawił się Hagrid, aby ich przewieźć łódkami przez
jezioro, i już siedzieli w ekspresie do Londynu, gawędząc i śmiejąc się, a za
oknami wagonów robiło się coraz bardziej zielono i porządnie. Pociąg mijał
miasteczka mugoli, a oni pogryzali fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta i
zanim się spostrzegli, już ściągali szaty czarodziejów i wkładali kurtki i
płaszcze, aby po chwili wysypać się na peron numer dziewięć i trzy czwarte na
dworcu King’s Cross.
Opuszczenie peronu zajęło trochę czasu. Przy
barierce stał stary, pomarszczony strażnik, który wypuszczał ich dwójkami lub
trójkami, żeby nie wywołać paniki wśród mugoli nagłym wyskoczeniem ze ściany
całego tłumu chłopców i dziewcząt.
- Tego lata musicie do nas przyjechać -
powiedział Ron. - Wyślę wam sowy.
- Dzięki - odrzekł Harry. - Będę miał czego
wyczekiwać.
Szli, potrącani przez ludzi, ku bramie
wiodącej do świata mugoli. Padały okrzyki:
- Cześć, Harry!
- Do zobaczenia, Potter!
- Zawsze sławny - dodał Ron, szczerząc do
niego zęby."
- Jak ojciec - dodała Lily.
- I jak chrzestny - dodał Black.
- Jak ojciec - dodała Lily.
- I jak chrzestny - dodał Black.
"- Z wyjątkiem miejsca, w którym się za chwilę
znajdę - mruknął Harry.
Przeszedł przez bramę razem z Ronem i
Hermioną.
- O, jest, mamo, to on, zobacz! To była Ginny
Weasley, młodsza siostra Rona, ale wcale nie wskazywała na niego.
- Harry Potter! - zapiszczała. - Patrz, mamo!
Widzę...
- Uspokój się, Ginny, to nieładnie pokazywać
kogoś palcem.
Pani Weasley obdarzyła ich ciepłym uśmiechem.
- Rok był trudny? - zapytała.
- Oj, tak - odpowiedział Harry. - Bardzo
dziękuję za karmelki i sweter, pani Weasley.
- Och, to nic takiego, kochaneczku.
- Gotowy?
To ostatnie pytanie warknął wuj Vernon, nadal
purpurowy na twarzy, nadal obdarzony wielkimi wąsami i nadal wściekły na
Harry’ego, który stał przed stacją w tłumie zwykłych ludzi, trzymając klatkę z
sową.
- Pan jest pewno z rodziny Harry’ego -
zagadnęła go przyjaźnie pani Weasley.
- Można i tak powiedzieć - odrzekł wuj Vernon.
- Pospiesz się, chłopcze, nie będę marnować
całego dnia. I odszedł. Harry zwrócił się do Rona i Hermiony.
- Do zobaczenia w lecie.
- Mam nadzieję, że będziesz miał... ee...
dobre wakacje - powiedziała Hermioną, patrząc niepewnie na oddalającego się
wuja Vernona, wstrząśnięta tym, że można być aż tak niemiłym.
- Och, na pewno - rzekł Harry, a oni zdziwili
się, widząc złośliwy uśmiech na jego twarzy. - Oni nie wiedzą, że nie wolno nam
wykorzystywać magii w domu. Tego lata trochę sobie poużywam na Dudleyu."
- Dobry pomysł - pochwalił go James. Remus zamknał ksiażkę i odłożył na stolik. Nagle zrobiło się bardzo cicho.
- Zacznijmy drugą - poprosił Syriusz.
- Jestem zmęczona - odparła Lily.
- I co z tego?
- Ona ma rację. Chodźmy spać - potwierdził Remus. Pożegnali się i każdy poszedł w kierunku swego dormitorium.
Następnego ranka szybko zjedli śniadanie.W pośpiechu pili i jedli, czym bardzo zwrócili na siebie uwagę profesor McGonagall, jednak ona postanowiła się nie odzywać. Szybko opuścili Wielką Salę, a resztę drogi do portretu Grubej Damy dobiegli. Jednak na miejscu czekała na nich niespodzianka w postaci...
- Regulus - warknął Syriusz. - Co ty tu robisz? Myślałem, że wesoło spędzasz święta z naszą jakże wspaniałą rodziną.
Jego był odczuwalny na kilometr.
- Uciekłem - odpowiedział cicho.
- Ty uciekłeś? Nie bądź śmieszny. Jesteś oczkiem w głowie matki i dumą ojca. Niby dlaczego miałbyś uciec?
- Może i jestem oczkiem w głowie matki. Może i jestem dumą ojca, ale tak się nie czuję. Nie chcę służyć Voldemortowi. Nie będę jego kolejnym pieskiem na posyłki. Nie będę za niego zabijał i torturował! - krzyknął Regulus, ale od razu złagodniał. - Nawet nie wiesz jak bardzo mi cię brakuje - wyszeptał. - Twojego śmiechu, twoich głupich, ale zabawnych pomysłów, naszej przyjaźni i braterstwa.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Bracia patrzyli sobie prosto w oczy.
- To minęło - odparł Syriusz i podawszy Grubej Dameie hasło, wszedł do pokoju, a za nim Peter, Remus i James. Lily też już miała przechodzić, ale młodszy Black złapał ją za nadgarstek i nie chciał puścić.
- Lily, proszę, powiedz, że mnie rozumiesz. Pomóż mi. - Jego szept był błagalny. Lily spojrzała w jego niebieskie oczy i dostrzegła w nich ból.
- Lily! - wołał ją James.
- Mogę ci zaufać? - spytała. On energicznie potrząsa głową. - To chodź.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech wdzięczności i radości. Wchodzą do środka i od razu wybucha kłótnia.
- Po co go przyprowadziłaś!! - krzyknął na nią Syriusz.
- Lily to nie rozsądne! - dodał James.
- On jest wrogiem, nie rozumiesz!! - znów odezwał się Łapa. Peter i Remus patrzyli na zaistniałą scenę, nie wiedząc, czy się przyłączyć do kłótni, czy nie.
- On jest tu pod moją opieką i jeżeli go stąd wyrzucicie, to wyjdę razem z nim - warknęła na nich Evans.
- Dlaczego to robisz? - zapytał Remus.
- Bo dobrze wiem, jak to jest mieć rodzeństwo, które cię nienawidzi - wyszeptała. Kiedy nikt się nie odezwał, boje zajęli wolne miejsca. Wzrok Regulusa powędrował na książki.
- Co to?
Lily zaczęła mu tłumaczyć, co się stało i mniej więcej skróciła pierwszą książkę.
- To kto zacznie drugą? A tak właściwie która to? - dopytywał Peter.
Jedna z książek uniosła się i powolnym ruchem podleciała do Regulusa, opadając mu na kolana. Wraz z książką pojawił się przed nim kawałek pergaminu.
Witaj Regulusie!
Nie przejmuj się nimi. Przejdzie im. Ja znam prawdę, która nie długo wyjdzie na jaw.
H.
- Dobry pomysł - pochwalił go James. Remus zamknał ksiażkę i odłożył na stolik. Nagle zrobiło się bardzo cicho.
- Zacznijmy drugą - poprosił Syriusz.
- Jestem zmęczona - odparła Lily.
- I co z tego?
- Ona ma rację. Chodźmy spać - potwierdził Remus. Pożegnali się i każdy poszedł w kierunku swego dormitorium.
Następnego ranka szybko zjedli śniadanie.W pośpiechu pili i jedli, czym bardzo zwrócili na siebie uwagę profesor McGonagall, jednak ona postanowiła się nie odzywać. Szybko opuścili Wielką Salę, a resztę drogi do portretu Grubej Damy dobiegli. Jednak na miejscu czekała na nich niespodzianka w postaci...
- Regulus - warknął Syriusz. - Co ty tu robisz? Myślałem, że wesoło spędzasz święta z naszą jakże wspaniałą rodziną.
Jego był odczuwalny na kilometr.
- Uciekłem - odpowiedział cicho.
- Ty uciekłeś? Nie bądź śmieszny. Jesteś oczkiem w głowie matki i dumą ojca. Niby dlaczego miałbyś uciec?
- Może i jestem oczkiem w głowie matki. Może i jestem dumą ojca, ale tak się nie czuję. Nie chcę służyć Voldemortowi. Nie będę jego kolejnym pieskiem na posyłki. Nie będę za niego zabijał i torturował! - krzyknął Regulus, ale od razu złagodniał. - Nawet nie wiesz jak bardzo mi cię brakuje - wyszeptał. - Twojego śmiechu, twoich głupich, ale zabawnych pomysłów, naszej przyjaźni i braterstwa.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Bracia patrzyli sobie prosto w oczy.
- To minęło - odparł Syriusz i podawszy Grubej Dameie hasło, wszedł do pokoju, a za nim Peter, Remus i James. Lily też już miała przechodzić, ale młodszy Black złapał ją za nadgarstek i nie chciał puścić.
- Lily, proszę, powiedz, że mnie rozumiesz. Pomóż mi. - Jego szept był błagalny. Lily spojrzała w jego niebieskie oczy i dostrzegła w nich ból.
- Lily! - wołał ją James.
- Mogę ci zaufać? - spytała. On energicznie potrząsa głową. - To chodź.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech wdzięczności i radości. Wchodzą do środka i od razu wybucha kłótnia.
- Po co go przyprowadziłaś!! - krzyknął na nią Syriusz.
- Lily to nie rozsądne! - dodał James.
- On jest wrogiem, nie rozumiesz!! - znów odezwał się Łapa. Peter i Remus patrzyli na zaistniałą scenę, nie wiedząc, czy się przyłączyć do kłótni, czy nie.
- On jest tu pod moją opieką i jeżeli go stąd wyrzucicie, to wyjdę razem z nim - warknęła na nich Evans.
- Dlaczego to robisz? - zapytał Remus.
- Bo dobrze wiem, jak to jest mieć rodzeństwo, które cię nienawidzi - wyszeptała. Kiedy nikt się nie odezwał, boje zajęli wolne miejsca. Wzrok Regulusa powędrował na książki.
- Co to?
Lily zaczęła mu tłumaczyć, co się stało i mniej więcej skróciła pierwszą książkę.
- To kto zacznie drugą? A tak właściwie która to? - dopytywał Peter.
Jedna z książek uniosła się i powolnym ruchem podleciała do Regulusa, opadając mu na kolana. Wraz z książką pojawił się przed nim kawałek pergaminu.
Witaj Regulusie!
Nie przejmuj się nimi. Przejdzie im. Ja znam prawdę, która nie długo wyjdzie na jaw.
H.