niedziela, 27 października 2013

Rozdział siedemnasty

"CZŁOWIEK O DWÓCH TWARZACH" 



 "Był to Quirrell."

- Co?! - wykrzyknęli wszyscy.
- Wiedziałem, że on jest jakiś dziwny - powiedział James.

"- To pan?! - krzyknął Harry zduszonym głosem. Quirrell uśmiechnął się. 
 - Tak, to ja - powiedział spokojnie. - Zastanawiałem się, czy spotkamy się tutaj, Harry Potterze.
 - A ja myślałem, że... Snape..."

- My też myślelismy, że Snape - mruknał Łapa. - I czego się tak szczerzysz Evans? - dodał, widząc uśmiechniętą Lily. Wiedziała, że jej najlepszy przyjaciel, nie mógłby zabić jej syna.

 "- Severus? - Quirrell roześmiał się, ale tym razem nie był to jego zwykły nerwowy chichot, ale krótki, zimny i ostry śmiech. - Tak, Severus wygląda na takiego, prawda? Nieźle mieć takiego Severusa, który krąży po szkole jak wyrośnięty nietoperz. Kto by mógł podejrzewać tego b-b-biednego j-j-jąkałę, p-profesora Quirrella? 
 Harry nie mógł w to uwierzyć. To nie może być prawda, to jakiś podstęp albo żart."

- Ale przeciez Smarkerus, próbował go zabić - zawołał James.

"- Ale Snape próbował mnie zabić!"

 - No właśnie!

" - Nie, nie. To ja próbowałem cię zabić. Twoja przyjaciółka, panna Granger, zupełnie przypadkowo wpadła na mnie, kiedy biegła, żeby podpalić Snape'owi szatę. No wiesz, na tym meczu quidditcha. Przerwała mój kontakt wzrokowy z tobą. A już tak niewiele brakowało! Jeszcze parę sekund, a strąciłbym cię z miotły. Udałoby mi się to wcześniej, gdyby Snape nie mruczał przeciwzaklęć, żeby cię uratować.
 - Snape próbował mnie uratować?"

- Trzeba to gdzieś zapisać - mruknał Łapa.

 "- Oczywiście - powiedział Quirrell chłodnym tonem. - A jak myślisz, dlaczego chciał sędziować w następnym meczu? Tylko dlatego, żeby się upewnić, że nie zrobię tego po raz drugi. Śmieszne, doprawdy... I tak bym nic nie zrobił, bo na widowni był Dumbledore. A wszyscy inni nauczyciele myśleli, że Snape chce odebrać Gryfonom zwycięstwo! Nie przysporzyło mu to popularności... I po co to całe marnotrawstwo czasu, skoro i tak zabiję cię tej nocy? Quirrell strzelił palcami. W powietrzu pojawiły się grube sznury, które oplotły całe ciało Harry’ego."

Lily krzyknęła i od razu przykryla sobie usta dłonią. Bała się, tak bardzo się o niego bała.

 "- Jesteś za bardzo wścibski, Potter. Tacy długo nie pożyją. I po co włóczyłeś się po szkole w Noc Duchów? Musiałeś mnie zobaczyć na trzecim piętrze? 
 - To pan wpuścił tego trolla?
 - Oczywiście. Trolle to moja specjalność. Chyba widziałeś, jak urządziłem tego tam, w komnacie?"

- A wy podejrzewaliście Severusa - przerwała Lily. 


"Niestety, kiedy wszyscy biegali jak opętani po całym zamku, szukając trolla, Snape, który już zaczął mnie podejrzewać, poszedł prosto na trzecie piętro i przeszkodził trollowi zatłuc cię na śmierć. No i ten głupi trójgłowy pies... Nie udało mu się odgryźć Snape'owi nogi, a powinien to zrobić gładko. A teraz, Potter, siedź spokojnie. Muszę najpierw zbadać to interesujące zwierciadło."

- Jakie zwierciadło? - spytał z zaciekawieniem Łapa.

"Dopiero teraz Harry spostrzegł, co znajduje się za Quirrellem. Było to Zwierciadło Ain Eingarp. 
 - To lustro jest kluczem do odnalezienia Kamienia - mruknął Quirrell, przyglądając się uważnie ramie zwierciadła. - Ze też ten Dumbledore coś takiego wymyślił... No, ale nasz kochany dyrektor jest w Londynie... Kiedy wróci, ja będę już daleko.
 Jedyne, co przyszło Harry’emu do głowy, to odwrócenie uwagi Quirrella od zwierciadła."

- I w tym wypadku jest to najlepszy pomysł - potwierdził James.
- Jakby nie zauważył, to jest związany sznurami - warknęła Lily.
- To syn huncwota. Poradzi sobie - odparł Syriusz.

" - Widziałem ciebie i Snape’a w puszczy - wybełkotał."

- Och, tak, rozmawiajmy - odparł sarkastycznie Łapa.

 "- Zgadza się - rzekł beztrosko Quirrell, obchodząc lustro, by przyjrzeć się, co jest z tyłu. – Śledził mnie, próbując odkryć, jak daleko się posunąłem. Przez cały czas mnie podejrzewał. Chciał mnie nastraszyć... Mnie, który ma po swojej stronie lorda Voldemorta!..." 
 Wyszedł zza lustra i wpatrzył się w nie pożądliwym wzrokiem."

- Ciekawe co w nim widzi? - zastanawiał sę Remus.

 "- Widzę Kamień... przekazuję go mojemu panu i mistrzowi... ale gdzie on jest? 
 Harry natężył wszystkie mięśnie, ale sznury nie puszczały. Musi odwrócić uwagę Quirella od lustra... Quirrell nie może się skupić...
 - Ale przecież Snape sprawiał wrażenie, że mnie nienawidzi."

- Też chciałabym wyjaśnić tą kwestię - mruknęła Lily.

 "- Och, tak... Trudno powiedzieć, by darzył cię sympatią. Był w Hogwarcie razem z twoim ojcem, nie wiedziałeś o tym? Nie znosili się. No, ale nigdy nie życzył ci śmierci.
 - Parę dni temu słyszałem, jak pan szlocha ze strachu... myślałem, że Snape panu grozi...
 Po raz pierwszy przez twarz Quirrella przemknął cień strachu.
 - Czasami - powiedział - posłuszeństwo mojemu panu i mistrzowi sprawia mi... ee... pewną trudność... To wielki czarodziej, a ja jestem słaby i..."

- Voldemort jest słaby? A to ciekawe? - odparł James.

 "- To znaczy, że to on był z panem w tej pustej klasie? 
 - On jest ze mną wszędzie - odpowiedział cicho Quirrell. - Spotkałem go, kiedy podróżowałem dookoła świata. Byłem wtedy głupim młokosem, miałem zupełnie śmieszne poglądy na dobro i zło. Lord Voldemort pokazał mi, jak bardzo się myliłem. Nie ma czegoś takiego, jak dobro i zło, jest tylko władza i potęga..."

- To się nazywa motto życiowe - prychnął Syriusz.


"I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę... Od tego czasu służyłem mu wiernie, choć nie była to łatwa służba. Był wobec mnie bezlitosny - tu zadrżał nagle - i chwała mu za to. Błędów łatwo nie wybaczał. Kiedy nie udało mi się wykraść Kamienia z podziemi Gringotta, był bardzo niezadowolony. Ukarał mnie... postanowił, że odtąd będzie mnie pilnował... 
 Harry przestał go słuchać. Przypomniał sobie swoją wyprawę na ulicę Pokątną... Jak mógł być takim głupcem? Przecież widział tam Quirrella, sam ściskał mu rękę w Dziurawym Kotle!"

- Pierwszy raz zetknął się z magicznym światem. To było w porządku - powiedziała Lily. Wszyscy uważali tak samo.

"Quirrell zaklął pod nosem. 
 - Nie rozumiem... Czyżby Kamień był wewnątrz lustra? Może powinienem je rozbić?
 W głowie Harry’ego trwała rozpaczliwa gonitwa myśli.
 W tej chwili pragnę tylko jednego, pomyślał, znaleźć Kamień przed Quirrellem. Więc jeśli spojrzę w lustro, ujrzę siebie, szukającego Kamienia... a to oznacza, że zobaczę, gdzie jest ukryty! Tylko... jak spojrzeć w lustro, żeby Quirrell nie zorientował się, co chcę zrobić?"

- Mądry chłopiec - pochwaliła ten pomysł rudowłosa.

 "Spróbował przesunąć się w lewo, dostać się jakoś przed lustro, ale tak, żeby Quirrell tego nie zauważył. Sznury oplatające mu nogi w kostkach były jednak zaciśnięte tak mocno, że zdołał tylko przesunąć się o kilkanaście centymetrów i przewrócił się. Quirrell nie zwracał na niego uwagi. Wciąż mówił sam do siebie. 
 - Co to lustro robi? Jak działa? Pomóż mi, mistrzu! I nagle, ku przerażeniu Harry’ego, rozległ się głos, który zdawał się wychodzić z samego Quirrella.
 - Użyj chłopca... Użyj chłopca... Quirrell odwrócił się do Harry’ego."

- Czy... czy to był... Voldemort? - spytał Peter jąkając się. Nikt mu nie odpowiedział, wszyscy byli przerażeni tą myślą.

 "- Tak... Potter... chodź tutaj. 
 Klasnął w dłonie, a sznury natychmiast opadły. Harry podniósł się.
 - Chodź tutaj - powtórzył Quirrell. - Spójrz w lustro i powiedz mi, co widzisz.
 Harry podszedł do niego."

- Po co? Uciekaj! - krzyknął Łapa.

 "Muszę kłamać, myślał gorączkowo. Muszę patrzyć w lustro i mówić, że widzę coś innego. 
 Quirrell stanął tuż za nim. Harry poczuł dziwny zapach, który zdawał się wydobywać z jego turbana. Zamknął oczy, zrobił jeszcze dwa kroki w kierunku lustra i otworzył oczy.
 Najpierw ujrzał swoje odbicie, blade i przerażone. Jednak w chwilę później odbicie uśmiechnęło się do niego, włożyło rękę do kieszeni i wyjęło czerwony kamień. Potem wyraźnie mrugnęło i włożyło kamień z powrotem do kieszeni, a kiedy to zrobiło, Harry poczuł, że coś ciężkiego wpadło do jego prawdziwej kieszeni. Trudno mu było w to uwierzyć, ale w jakiś sposób zdobył Kamień Filozoficzny."

- Co? - zdziwili się.
- Przecież tak się nie da - odparł Łapa. - Prawda?
- Nie jestem pewna. Musiałabym poszukać w bibliotece - odpowiedziała Lily.

 "- No i co? - zapytał niecierpliwie Quirrell. Harry zebrał w sobie całą odwagę. 
 - Widzę siebie ściskającego dłoń Dumbledore’a - wymyślił naprędce. - Ja... ja zdobyłem Puchar Domów dla Gryffindoru."

- Tylko na tyle cię stać? - spytał Syriusz z lekkim rozczarowaniem.

 "Quirrell znowu zaklął. 
 - Odejdź - powiedział.
 Harry odsunął się na bok i poczuł Kamień na swoim udzie. Czy uda mu się z nim uciec?
 Nie zdążył jednak zrobić nawet pięciu kroków, kiedy piskliwy głos przemówił ponownie, choć Quirrell nie poruszył wargami.
 - On kłamie... On kłamie...
 - Potter, wracaj! - krzyknął Quirrell. - Powiedz mi prawdę! Co tam zobaczyłeś? Głos znowu przemówił.
 - Ja z nim porozmawiam... twarzą w twarz..."

- Merlinie! Harry uciekaj stamtąd! - krzyknęła Lily. James patrzył to na nią to na książkę.

 "- Mistrzu, nie jesteś dość silny! 
 - Mam dość siły... do tego...
 Harry poczuł, jakby diabelskie sidła oplotły mu nogi. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Sparaliżowany, patrzył, jak Quirrell podnosi ręce i zaczyna rozwijać swój turban. Co to znaczy? Turban spadł na podłogę. Bez niego Quirrell wydał się nagle śmiesznie mały. A potem powoli się odwrócił.
 Harry byłby wrzasnął, ale nie mógł wydać żadnego dźwięku. Tam, gdzie powinien być tył głowy Quirrella, ujrzał twarz - najstraszniejszą twarz, jaką widział w życiu. Była kredowobiała, miała okropne czerwone oczy i szparki zamiast nosa, jak wąż."

Lily pisnęła z przerażenia, Peter lekko się trząsł, James i Syriusz zachowywali kamienne twarze, ale w środku bardzo to przeżywali, a Remus odsunął od siebie trochę książkę, jakby przerażało go to, co przeczytał.

" - Harry Potterze... - wyszeptała twarz. Harry chciał się cofnąć, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
 - Widzisz, co ze mnie zostało? - zapytała twarz. - Zaledwie cień i mgła... Pojawiam się tylko wtedy, gdy mogę wstąpić w czyjeś ciało... ale zawsze byli i są tacy, co użyczają mi swoich serc i umysłów... Krew jednorożca trochę mnie wzmocniła... na parę tygodni... widziałeś, jak Quirrell pił ją dla mnie w puszczy... Lecz kiedy zdobędę Eliksir Życia, stworzę sobie nowe ciało... własne... A teraz... dlaczego nie oddajesz mi Kamienia, który spoczywa w twojej kieszeni?"

- Skąd on wie? - zapytał James. Odpowiedziała mu cisza.

 "A więc wiedział. Harry nagle odzyskał czucie w nogach. Cofnął się. 
 - Nie bądź głupcem - warknęła twarz. - Lepiej uratuj własne życie i przyłącz się do mnie... bo inaczej skończysz tak, jak twoi rodzice... Umarli, błagając mnie o litość..."

- Ja... błagać... kogoś. To niedorzeczne - odparł James i przeczesał sobie włosy palcami.

" - KŁAMCA! - krzyknął nagle Harry."

- Dobrze Harry, broń naszej godności!
Lily cicho się zaśmiała.
 

"Quirrell szedł ku niemu tyłem, tak, aby Voldemort wciąż go widział. Upiorna twarz uśmiechała się szyderczo. 
 - Jakie to wzruszające... - syknęła. - Zawsze ceniłem męstwo... Tak, chłopcze, twoi rodzice byli dzielni..."

Wszyscy zamarli. Byli pewni, że za chwile usłyszą, jak zginęli Liy i James. 


"Najpierw zabiłem twojego ojca, walczył odważnie do końca..."

Z jednej strony ulżyło Jamsowi. Wiedział, że nie mógłby błagać Voldemorta o litość. Jednak z drugie strony cały czas panował ten niepokój.


"ale twoja matka wcale nie musiała umrzeć... próbowała cię ochronić..."

Lily wybuchnęła płaczem. James od razu ją przytulił. Sam miał łzy w oczach.
 

"A teraz oddaj mi Kamień, chyba że chcesz umrzeć na próżno. 
- NIGDY!Harry skoczył ku ognistym drzwiom. 
 - ŁAP GO! - krzyknął Voldemort i w następnej chwili Harry poczuł na swoim przegubie stalowy uścisk ręki Quirrella. Igła ostrego bólu przeszyła mu czoło i sięgnęła mózgu. Zawył z bólu i z całej siły szarpnął uwięzioną ręką. Ku swojemu zaskoczeniu poczuł, że Quirrell go puścił. Ból w głowie zelżał. Rozejrzał się nieprzytomnie, szukając wzrokiem Quirrella - ten kulił się w kącie, przyglądając się swoim palcom, które pokryły się bąblami."

- Niby dlaczego dotyk Harry'ego go pali? - spytał Łapa. Pozostali wzruszyli jedynie ramionami.

 "- Złap go! ZŁAP GO! - krzyknął Voldemort, a Quirrell rzucił się całym ciężarem na Harry’ego, zbijając go z nóg. Leżąc na posadzce, Harry znowu poczuł uścisk rąk Quirrella, tym razem na szyi, a ból w czole prawie go oślepił, lecz nie na tyle, by nie dostrzegł grymasu bólu na twarzy przeciwnika. 
 - Mistrzu! - zawył Quirrell - nie mogę go utrzymać. .. moje ręce... moje ręce..."

- O co tu chodzi? - mruknęła do siebie Lily. Na jej policzkach, było widać ślady łez.

"I chociaż nadal przygważdżał go do podłogi kolanami, puścił jego szyję i spojrzał na swoje dłonie - jakby poparzone do żywej kości i jaśniejące. 
 - A więc zabij go, głupcze, skończ z nim raz na zawsze! - zaskrzeczał Voldemort."

Wszyscy wiercili się na fotelach z wielkim zdenerwowaniem.

"Quirrell uniósł rękę, by rzucić śmiertelne zaklęcie, lecz Harry instynktownie złapał go obiema dłońmi za twarz... 
 - Aauuu!"

- Dobrze Rogasiątko! - wykrzyknął Łapa. James uśmiechnął się promiennie.

"Quirrell stoczył się z niego, a jego twarz również pokryły bąble. Harry zrozumiał: Quirrell nie mógł znieść dotyku jego skóry, bo sprawiało mu to straszliwy ból. I natychmiast dostrzegł w tym swoją jedyną szansę. 
 Zerwał się na nogi i złapał go mocno za rękę. Quirrell wrzasnął i zaczął się z nim szamotać - w głowie Harry’ego narastał ból - już go oślepił - słyszał tylko wrzaski Quirrella i wycie Voldemorta: „ZABIJ GO! ZABIJ GO!”, i jeszcze jakieś inne głosy, może wewnątrz głowy, wołające: „Harry! Harry!”"

- Może to Dumbledore przybył mu pomóc - powiedziała z nadzieją w glosie Lily.

 "Poczuł, że Quirrell wyrywa rękę z jego uścisku, że wszystko jest stracone... i zaczął się zapadać w ciemność... w dół... coraz niżej... i niżej... 
 Coś złotego błysnęło mu nad głową. Znicz! Chciał go złapać, ale ręce miał jak z ołowiu.
 Zamrugał. To wcale nie był znicz. To para okularów. Jakie to dziwne."

- Dumbledore - zawołali wszyscy razem.
- Dzięki Bogu - sapnęła Lily.

 "Znowu zamrugał. Pojawiła się uśmiechnięta twarz Albusa Dumbledore’a. 
 - Dobry wieczór, Harry.
 Harry wytrzeszczył oczy. A potem sobie przypomniał.
 - Panie profesorze! Kamień! To był Quirrell! Zdobył Kamień! Panie profesorze, szybko...
 - Uspokój się, kochany chłopcze, masz trochę przestarzałe wiadomości. Quirrell nie ma Kamienia.
 - Więc kto go ma? Panie pro...
 - Harry, uspokój się, proszę, bo pani Pomfrey zaraz mnie stąd wyrzuci.
 Harry przełknął ślinę i rozejrzał się. Zdał sobie sprawę, że musi być w skrzydle szpitalnym. Leżał w łóżku, w białej pościeli, a obok stał stolik, zastawiony czymś, co przypominało wystawę sklepu ze słodyczami."

- Czyli już po wszystkim? - zapytał zdezorientowany Peter.
- Na to wygląda - odpowiedział Remus.

 "- To prezenty od twoich przyjaciół i wielbicieli - powiedział rozpromieniony Dumbledore. - To, co się wydarzyło w podziemiach, jest ścisłą tajemnicą, więc, oczywiście, wie o tym cała szkoła."

- Chyba nigdy sie nie dowiem, jakim cudem plotki tak szybo się roznoszą - powiedziała Lily.


"Przypuszczam, że to twoi przyjaciele, panowie Fred i George Weasleyowie są odpowiedzialni za próbę przysłania ci tutaj sedesu. Zapewne uważali, że to cię rozbawi. Pani Pomfrey uznała to jednak za sprzeczne z wymogami higieny i skonfiskowała ów dar."

Wszyscy zaśmiali się.
- Rogasiu już wiem co ci dam, jak znajdziesz się znów w skrzydle szpitalnym - oznajmił Łapa i uśmiechnął się huncwocko. James patrzył na niego spod przymrużonych oczu.

 "- Jak długo tu jestem?
 - Trzy dni. Pan Ronald Weasley i panna Granger bardzo się ucieszą, że odzyskałeś świadomość. Bardzo się o ciebie niepokoili.
 - Ale, panie profesorze... Kamień...
 - Widzę, że trudno zająć twoją uwagę czym innym. No więc dobrze. Profesorowi Quirrellowi nie udało się odebrać ci Kamienia. Przybyłem na czas, żeby temu przeszkodzić, chociaż muszę przyznać, że sam radziłeś sobie zupełnie nieźle."

- Przecież to mój chrześniak. Musiał sobie poradzić - powiedział Łapa, jakby nie widział w tym nic nadzwyczajnego.

" - Pan tam był, panie profesorze? Dostał pan wiadomość przez sowę Hermiony?
 - Musieliśmy się minąć w powietrzu. Jak tylko dotarłem do Londynu, zaraz zrozumiałem, że powinienem być w miejscu, które dopiero co opuściłem. Zdążyłem wrócić i ściągnąć z ciebie Quirrella...
 - To był pan.
 - Bałem się, że przybędę za późno.
 - Mało brakowało... Czułem, że już dłużej nie wytrzymam. .. że odbierze mi Kamień...
 - Ten wysiłek prawie odebrał ci życie. Przez chwilę myślałem, że już to się stało. A jeśli chodzi o Kamień, to został zniszczony.
 - Zniszczony? - powtórzył Harry. - Przecież pana przyjaciel... Nicolas Flamel..."

- On umrze - szepnął Remus.

 "- Wiesz o Nicolasie? - zdziwił się Dumbledore. - No, no, naprawdę nieźle się spisałeś. Wszystko jak należy. No cóż, uciąłem sobie z Nicolasem małą pogawędkę i zgodziliśmy się, że tak będzie najlepiej. 
 - Ale to oznacza, że on i jego żona umrą...
 - Mają dość Eliksiru Życia, żeby pozałatwiać swoje sprawy, a potem... tak, umrą.
 Dumbledore uśmiechnął się na widok zdumienia na twarzy Harry’ego.
 - Komuś tak młodemu, jak ty może to wydać się niewiarygodne, ale dla Nicolasa i Perenelli to coś takiego, jak położyć się do łóżka po długim, bardzo długim dniu. Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody. A ten Kamień... cóż, to wcale nie była taka wspaniała rzecz. Sam pomyśl: tyle pieniędzy i lat życia, ile zechcesz! Dwie rzeczy, których ludzkie istoty pragną najbardziej... Tylko że ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze."

- Te słowa są takie mądre - powiedział Łapa.
- I takie pouczające - dodała Lily.

 "Harry leżał cicho, pogrążony w myślach. Dumbledore mruczał coś pod nosem i wpatrywał się w sufit. 
 - Panie profesorze - zaczął Harry. - Tak sobie myślę... Nawet jeśli nie ma już Kamienia, to jednak Vol... to znaczy Sam-Wiesz-Kto...
 - Nazywaj go Voldemortem, Harry. Zawsze nazywaj rzeczy po imieniu. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą."

- Ten człowiek wymyśla to sobie od tak. - Łapa pstryknął palcami.

 "- Tak, panie profesorze. No więc Voldemort może próbować innych sposobów, żeby wrócić, prawda? To znaczy... on nie zginął, tak? 
 - Tak, Harry, on nie zginął. Nadal gdzieś jest. Może szuka innego ciała, żeby w nie wstąpić... Nie jest do końca żywy, więc nie można go zabić. Pozostawił Quirrella, pozwolił mu umrzeć; swoim zwolennikom okazuje tyle samo zmiłowania, co wrogom. Niemniej, Harry, pamiętaj, że jeśli nawet udało ci się opóźnić odzyskanie przez niego mocy, trzeba będzie kogoś innego, kogoś, kto jest gotów walczyć z nim następnym razem, choć i jemu walka będzie się wydawała beznadziejna, tak jak tobie... a jeśli znowu uda się pokrzyżować plany Voldemorta... i znowu... może w końcu już nigdy nie odzyska dawnej mocy.
 Harry pokiwał głową, ale natychmiast tego pożałował. A potem powiedział:
 - Panie profesorze, jest jeszcze wiele innych rzeczy, o których chciałbym się dowiedzieć... prawdy..."

- Całej prawdy - dodał James.

 "- Prawdy - westchnął Dumbledore. - Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie."

- Widzicie, znowu! - zawołał Łapa.


"Odpowiem jednak na twoje pytania, chyba iż uznam, że istnieją rozsądne powody, by odpowiedzi nie udzielić. I proszę cię z góry, żebyś mi wówczas wybaczył. Oczywiście nie będę kłamał. 
 - No więc... Voldemort powiedział, że zabił moją matkę tylko dlatego, że próbowała go powstrzymać, aby mnie nie zabił. Ale dlaczego chciał zabić właśnie mnie?
 Dumbledore westchnął po raz drugi.
 - Niestety, na pierwsze pytanie, które mi zadałeś, nie mogę ci odpowiedzieć. Nie dzisiaj. Nie teraz. Kiedyś się tego dowiesz... a teraz przestań o tym myśleć. Kiedy będziesz starszy... wiem, że przykro ci tego słuchać... ale dowiesz się wszystkiego, kiedy będziesz na to przygotowany. Harry zrozumiał, że nie powinien nalegać."

Lily ciężko westchnęła i spojrzała na zegarek. Dochodziła dwunasta i odczuwała już zmęczenie.

 "- Ale dlaczego Quirrell nie mógł mnie dotknąć? 
 - Twoja matka oddała za ciebie życie. Jedyną rzeczą, której Voldemort nie potrafi zrozumieć, jest miłość. Nie wiedział, że tak wielka miłość pozostawia wieczny ślad. Nie bliznę, nie znak widzialny... Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić. Ta miłość jest w twojej skórze. Quirrell, pełen nienawiści, żądzy i ambicji, dzielący ciało i duszę z Voldemortem, nie mógł ciebie dotknąć właśnie dlatego. Mękę sprawiało mu samo dotknięcie kogoś naznaczonego czymś tak dobrym."

Po policzku Lily spłynęła łza. James, który bacznie ją obserwował od razu ją przytulił. Nie odepchnęła go.

 "Dumbledore zainteresował się nagle jakimś ptaszkiem, który przysiadł na parapecie, co pozwoliło Harry’emu otrzeć łzy prześcieradłem. 
 - A ten płaszcz, sprawiający, że jest się niewidzialnym? - zapytał, kiedy odzyskał głos. - Wie pan, kto mi go przysłał?
 - Ach... tak się zdarzyło, że twój ojciec zostawił go mnie, a ja pomyślałem, że może ci się przydać. - W oczach Dumbledore’a pojawiły się wesołe błyski. - Bardzo użyteczna rzecz... Twój ojciec zakładał go najczęściej po to, żeby zakradać się do kuchni, kiedy tu był."

- Profesorze, żeby pan wiedział.- Huncwoci cicho się zaśmiali.

 "- I jest jeszcze coś...
 - Wal śmiało.
 - Quirrell i Snape...
 - Profesor Snape, Harry.
 - Tak, on... Quirrell powiedział, że Snape mnie nienawidzi, bo nienawidził mojego ojca. Czy to prawda?
 - No, raczej się nie lubili. Ale chyba nie tak, jak ty i pan Malfoy. A twój ojciec zrobił coś, czego Snape nie mógł mu wybaczyć.
 - Co?
 - Uratował mu życie."

- Co? - zdziwiła się Lily i spojrzała na Jamesa. Nic jej nie było o tym wiadomo.
- Opadła szczęka, co? - spytał James i uśmiechnął się huncwocko.
- Nie wierzę w to, co słyszę.


 "- Co?
 - Tak... - powiedział Dumbledore, jakby się nad czymś zastanawiał. - To śmieszne, jak działają ludzkie umysły, prawda? Profesor Snape nie mógł znieść myśli, że ma dług wdzięczności wobec twojego ojca... Myślę, że właśnie dlatego tak się starał, żeby cię ochronić w tym roku, bo czuł, że to w jakiś sposób wyrównuje ten dług. A potem mógłby już spokojnie nienawidzić twojego ojca...
 Harry starał się to zrozumieć, ale znowu rozbolała go głowa, więc zrezygnował.
 - Panie profesorze, jeszcze jedno...
 - Tylko jedno?
 - W jaki sposób Kamień znalazł się w mojej kieszeni?"

- Dobre pytanie - pochwalil go Remus.

 "- Ach, cieszę się, że o to zapytałeś. To jeden z moich bardziej udanych pomysłów, a między nami mówiąc, coś z tego wynika. Widzisz, Kamień mógł się dostać tylko w ręce kogoś, kto go chciał znaleźć - znaleźć, a nie wykorzystać, bo inaczej zobaczyłby w lustrze nie Kamień, ale samego siebie wytwarzającego złoto albo pijącego Eliksir Życia. Niezły pomysł, co? Nawet mnie samego mój mózg czasami zaskakuje... No, ale dość pytań. Radzę ci zabrać się do tych słodyczy. Ach! Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta! W młodości miałem pecha, natrafiając na fasolkę o smaku wymiocin i od tego czasu raczej za nimi nie przepadam... ale ten kolor to chyba toffi, co?
 Uśmiechnął się i włożył do ust złotobrązową fasolkę, po czym zakrztusił się i wymamrotał:
 - Niestety! Woszczyna z uszu!"

Skrzywili się mimowolnie.

 "Pani Pomfrey, pielęgniarka, była miłą kobietą, ale bardzo zasadniczą.
 - Tylko pięć minut - błagał Harry.
 - Wykluczone.
 - Wpuściła pani profesora Dumbledore’a...
 - Oczywiście, jest przecież dyrektorem, to całkiem co innego. Potrzebujesz odpoczynku.
 - Odpoczywam, leżę spokojnie, naprawdę. Och, pani Pomfrey, proszę...
 - No dobrze. Ale tylko pięć minut. I pozwoliła wejść Ronowi i Hermionie."

- Mogłaby czasami odpuścić - powiedział James.

 "- Harry! 
 Harry odniósł wrażenie, że Hermiona chce rzucić mu się na szyję, ale na szczęście w porę się opamiętała, bo jego głowa ciężko by to zniosła.
 - Och, Harry, już myśleliśmy, że... Dumbledore tak się niepokoił...
 - Cała szkoła o niczym innym nie mówi - rzekł Ron. - Co się naprawdę stało?
 Była to jedna z tych rzadkich okazji, kiedy prawdziwa relacja jest jeszcze bardziej dziwna i ekscytująca niż najdziksze pogłoski. Harry opowiedział im wszystko: o Quirrellu, o zwierciadle, o Kamieniu, o Voldemorcie. Ron i Hermiona byli wdzięcznymi słuchaczami: dech im zapierało we właściwych momentach, a kiedy Harry powiedział, kto był pod turbanem Quirrella, Hermiona aż zapiszczała."

Lily głośno ziewnęła.
- Komuś chce się spać. - Syriusz się uśmiechnął.
- Bardzo śmieszne - parsknęła.

 "- Więc Kamień przepadł na zawsze? - westchnął w końcu Ron. - I Flamel po prostu umrze? 
 - Ja też się zmartwiłem, ale Dumbledore uważa, że... zaraz, jak to było... „dla należycie uporządkowanego umysłu śmierć jest tylko początkiem nowej wielkiej przygody”.
 - Zawsze mówiłem, że on jest trochę stuknięty - powiedział Ron, sprawiając wrażenie, jakby nim jednak wstrząsnęło. 
 - A co było z wami? - zapytał Harry.
 - Ja wróciłam bez przeszkód - odpowiedziała Hermiona. - Doprowadziłam Rona do stanu używalności... trochę to trwało... pobiegliśmy do sowiarni, żeby przesłać wiadomość, ale spotkaliśmy Dumbledore’a w sali wejściowej.. . już wiedział... bo powiedział tylko: „Harry już tam jest, tak?” i popędził na trzecie piętro."

- Cały czas mnie to wszystko dręczy. Myślicie, że się później wyjaśni? - spytał Remus. Dużo go dręczyło pytań. Lily też miała swoje przypuszczenia.

" - Myślisz, że on chciał, żebyś to zrobił? - zapytał Ron. - Przecież przysłał ci tę pelerynę-niewidkę i w ogóle.
 - No wiecie - wybuchnęła Hermiona - jeśli tak było... to znaczy... to okropne... mogłeś zginąć.
 - Nie, to nie tak - powiedział Harry z namysłem.
 - To dziwny facet, ten Dumbledore. Myślę, że chciał mi dać szansę. Chyba wiedział, co się tutaj dzieje. Wiedział, co zamierzamy zrobić i zamiast nas powstrzymać, pomagał nam, żebyśmy potrafili tego dokonać. Uczył nas. To nie był przypadek, że pozwolił mi odkryć, jak działa to lustro. Jakby uważał, że mam prawo zmierzyć się z Voldemortem, jeśli tylko zdołam..."

- Przecież dyrektor nie wystawiłby zwyklego jedenastolatka na pastwę Voldemorta - oburzyła się Lily.

 "- Taak, Dumbledore to stuknięty facet, zgadza się - stwierdził Ron, jakby chciał powiedzieć: „przecież mówiłem”. - Słuchaj, Harry, musisz do jutra wyzdrowieć. No wiesz, jest zakończenie roku. Ślizgoni wygrali, to jasne... nie zagrałeś w ostatnim meczu quidditcha i Krukoni nas rozgromili... ale żarcie będzie ekstra. 
 W tym momencie wpadła pani Pomfrey.
 - Siedzicie tu już od piętnastu minut, a teraz WYNOCHA - oświadczyła stanowczo."

- I po plotkach - mruknął Łapa.
- Nie wierzę, że Ślizgoni znów wygrali - jęknął James.

 * * *
 "Harry przespał mocno całą noc i rano czuł się już zupełnie dobrze. 
 - Chcę iść na ucztę - powiedział pani Pomfrey, kiedy już poustawiała porządnie wszystkie pudła ze słodyczami. - Będę mógł, prawda?
 - Profesor Dumbledore mówi, że mam ci na to pozwolić - odpowiedziała z przekąsem, jakby uważała, że profesor Dumbledore nie zdaje sobie sprawy z ryzyka takiej decyzji. - I masz gościa.
 - Och, wspaniale. Kto to taki?
 Zanim skończył mówić, przez drzwi przecisnął się Hagrid. Jak zwykle w każdym wnętrzu, tak i tutaj wyglądał, jakby był o wiele za duży. Usiadł obok Harry’ego, spojrzał na niego i zalał się łzami.
 - To wszystko... moja... sakramencka... wina! - załkał, ukrywając twarz w dłoniach. - Powiedziałem tej odnodze piekła, jak uśpić Puszka! Sam mu powiedziałem! Tylko tego nie wiedział, a ja mu powiedziałem! Ja sam! Mogłeś umrzeć! Przeze mnie! Wszystko przez to jajo smoka! Już nigdy nie wypiję ani kropelki! Powinni mnie wywalić na zbity pysk i kazać żyć wśród mugoli!"

- Tak. Łatwo by się wtopił w ich otoczenie - powiedział James sarkastycznie. Łapa zachichotał.

" - Hagridzie! - Harry był wstrząśnięty tym wybuchem żalu i skruchy, a także widokiem strumieni łez znikających w gęstej brodzie. - Hagridzie, przecież on i tak by do tego jakoś doszedł, w końcu mówimy o Voldemorcie, odkryłby to sam, nawet gdybyś mu nie powiedział.
 - Mogłeś umrzeć! - zawył Hagrid. - I nie wypowiadaj tego imienia!
 - VOLDEMORT! - ryknął Harry i to Hagridem tak wstrząsnęło, że przestał szlochać. - Zmierzyłem się z nim i nazywam go po imieniu! Głowa do góry, Hagridzie, uratowaliśmy Kamień, już go nie ma, Voldemort nie może go użyć. Weź czekoladową żabę, mam ich mnóstwo...
 Hagrid wytarł nos ręką i powiedział:
 - To mi o czymś przypomniało. Mam dla ciebie prezent.
 - Ale to nie jest kanapka z mięsem gronostaja? - zapytał z niepokojem Harry, czym w końcu zmusił Hagrida do cichego chichotu."

- Nigdy, przenigdy nie jedzcie mięsa gronostaja - oznajmił im Remus i skrzywił się na samo wspomnienie tego obrzydliwego smaku.

 - Nie. Dumbledore dał mi wczoraj dzień wolny, żebym mógł to zrobić. Mógł mnie wylać, a jednak... no... tego... masz.
 Wyciągnął coś, co wyglądało jak ładna, oprawiona w skórę książka. Harry otworzył ją z ciekawością. W środku było pełno czarodziejskich fotografii. Z każdej strony uśmiechali się i machali do niego rękami jego rodzice."

- To miłe z jego strony - zagruchała Lily.

" - Wysłałem sowy do wszystkich kolegów szkolnych twoich starych, prosiłem o zdjęcia... wiedziałem, że nie masz ani jednego... podoba ci się?
 Harry nie był w stanie wypowiedzieć słowa, ale Hagrid to zrozumiał.
 Wieczorem Harry zszedł na dół na uroczyste zakończenie roku. Pani Pomfrey marudziła tak długo, osłuchując go, opukując i zaglądając w oczy i do gardła, że kiedy wszedł do Wielkiej Sali, wszyscy już tam byli. Sala była udekorowana na zielono i srebrno - barwy Slytherinu. Ślizgoni zdobyli puchar domów po raz siódmy z rzędu. Nad stołem nauczycielskim wisiał olbrzymi transparent z ich godłem, srebrnym wężem."

- Za rok im się uda - przerwał James.

 "Kiedy Harry wszedł, rozległy się zduszone okrzyki, potem zaległa cisza, a po chwili wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Usiadł na swoim miejscu przy stole Gryfonów, między Ronem a Hermioną, i starał się nie zauważać, że ludzie wstawali, by go lepiej widzieć. 
 Na szczęście po chwili wkroczył Dumbledore. Gwar podnieconych głosów ucichł.
 - Minął jeszcze jeden rok! - zaczął Dumbledore wesołym głosem. - Jeszcze jeden rok dobiegł końca, a ja muszę was trochę pomęczyć ględzeniem staruszka, zanim wszyscy zatopimy zęby w tych wybornych potrawach. Cóż to był za rok! Na szczęście wasze głowy są teraz trochę mniej puste niż na początku... i macie całe lato na opróżnienie ich przed początkiem następnego roku... A teraz, jak mi się wydaje, muszę przejść do ogłoszenia wyników waszego współzawodnictwa. Oto jak się przedstawia tabela: czwarte miejsce zajmuje Gryffindor, trzysta dwanaście punktów, trzecie Hufflepuff, trzysta pięćdziesiąt dwa punkty, Ravenclaw ma czterysta dwadzieścia sześć punktów, a Slytherin czterysta siedemdziesiąt dwa."

- Ostatni? - zapytali wszyscy. Nie mogli uwierzyć własnym uszom.

 "Przez stół Ślizgonów przewaliła się burza oklasków, wrzasków i głośnego tupania. Harry zobaczył, jak Draco Malfoy wali swoim pucharem w stół. To było straszne. 
 - Tak, tak, dobrze się spisaliście, Ślizgoni - rzekł Dumbledore. - Trzeba jednak wziąć pod uwagę ostatnie wydarzenia.
 W sali zaległa cisza. Z twarzy Ślizgonów spełzły uśmiechy.
 - Ehmm - odchrząknął Dumbledore. - Mam tu trochę punktów do rozdania w ostatniej chwili. Zobaczmy, co tutaj mamy. Tak... Najpierw... pan Ronald Weasley...
 Ron spurpurowiał; wyglądał jak rzodkiewka, która wylegiwała się zbyt długo na słońcu.
 - ...za rozegranie przez niego najlepszej od wielu lat partii szachów nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami."

- A za górskiego trolla dostali tylko pięć - poskarżyła się Lily.

 "Od wiwatów Gryfonów zadygotało zaczarowane sklepienie: gwiazdy wyraźnie zamigotały. Percy wrzeszczał do innych prefektów: 
 - To mój brat! Mój najmłodszy brat! Wygrał w szachy z olbrzymami!
 W końcu znowu zrobiło się cicho.
 - Po drugie... panna Hermioną Granger... za użycie przez nią chłodnej logiki w obliczu ognia nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami.
 Hermioną ukryła twarz w rękach; Harry był pewny, że zalała się łzami. Gryfoni zupełnie powariowali - mieli już sto punktów więcej.
 - No i po trzecie... pan Harry Potter - rzekł Dumbledore, a na sali zaległa głucha cisza. - ... Za jego zimną krew i rzadko spotykaną odwagę nagradzam Gryffindor sześćdziesięcioma punktami.
 Rozległ się ogłuszający ryk. Ci, którzy byli w stanie jednocześnie dodawać i ryczeć, zrozumieli, że Gryffindor miał już czterysta siedemdziesiąt dwa punkty - dokładnie tyle samo, co Slytherin."

- Remis?

- Przecież tak nie moze być!

"Zdobyliby puchar domów, gdyby Dumbledore dał Harry’emu choćby jeden punkt więcej. 
 Dumbledore podniósł rękę. Sala natychmiast ucichła.
 - Są różne rodzaje męstwa - powiedział z uśmiechem. - Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom. Dlatego nagradzam dziesięcioma punktami pana Neville’a Longbottoma.
 Ktoś, kto by stał na błoniach przed zamkiem, mógłby pomyśleć, że w Wielkiej Sali nastąpił jakiś potężny wybuch, tak głośny był wrzask Gryfonów."

- Wygraliśmy! - krzyknął uradowany Łapa.


"Harry, Ron i Hermiona wstali, rycząc w niebogłosy, kiedy Neville, blady jak papier, zniknął w tłumie, który rzucił się na niego, by go uściskać, poklepać i podrzucić w powietrze. Harry, wciąż krzycząc, trącił łokciem Rona i wskazał na Malfoya, który osłupiał, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie porażenia ciała. 
 - Co oznacza - zawołał Dumbledore, przekrzykując burzę aplauzu, bo teraz również Krukoni i Puchoni czcili wrzaskiem przegraną Ślizgonów - że trzeba będzie trochę zmienić dekoracje.
 Klasnął w dłonie. W mgnieniu oka zielone draperie zmieniły się na szkarłatne, srebro stało się złotem, olbrzymi wąż Slytherinu zniknął, a na jego miejscu pojawił się lew Gryffindoru. Snape wymienił uścisk dłoni z profesor McGonagall, zmuszając się do okropnego uśmiechu. Dostrzegł spojrzenie Harry’ego, a Harry zrozumiał, że stosunek Snape’a do niego nie zmienił się ani na jotę."

- Można się było spodziewać - odparł James.


"Ale teraz przestało go to już obchodzić. Wszystko wskazywało na to, że w przyszłym roku życie w Hogwarcie wróci do normy. 
 Był to najwspanialszy wieczór w życiu Harry’ego, lepszy od zwycięstwa w quidditchu, od Bożego Narodzenia czy od powalenia górskiego trolla... Wiedział, że ten wieczór będzie wspominał do końca życia..
 Harry prawie zapomniał, że nie ogłoszono jeszcze wyników egzaminów, ale w końcu musiało to nastąpić. Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu, zarówno on, jak i Ron dostali dobre oceny. Hermiona, rzecz jasna, miała najlepsze wyniki spośród wszystkich pierwszoroczniaków."

- A jakby inaczej - przerwał Łapa. Remus na niego warknął.


"Nawet Neville jakoś przeszedł, bo jego dobre stopnie z zielarstwa zrównoważyły fatalne oceny z eliksirów. Mieli nadzieję, że Goyle, który był równie głupi jak nikczemny, zostanie wywalony, ale jakoś przeszedł, co Ron skwitował gorzką uwagą, że nie można mieć wszystkiego naraz."

- No właśnie - powiedział James, patrząc na Lily, która kręciła głową z bezradności.

 "Nie wiadomo kiedy ich szafy opustoszały, a kufry same się zapakowały, Neville znalazł swoją ropuchę w kącie toalety, każdy otrzymał krótką notatkę, przypominającą, że w czasie wakacji nie wolno im używać żadnych zaklęć („Co rok mam nadzieję, że o tym zapomną”, stwierdził ponuro Fred Weasley), pojawił się Hagrid, aby ich przewieźć łódkami przez jezioro, i już siedzieli w ekspresie do Londynu, gawędząc i śmiejąc się, a za oknami wagonów robiło się coraz bardziej zielono i porządnie. Pociąg mijał miasteczka mugoli, a oni pogryzali fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta i zanim się spostrzegli, już ściągali szaty czarodziejów i wkładali kurtki i płaszcze, aby po chwili wysypać się na peron numer dziewięć i trzy czwarte na dworcu King’s Cross. 
Opuszczenie peronu zajęło trochę czasu. Przy barierce stał stary, pomarszczony strażnik, który wypuszczał ich dwójkami lub trójkami, żeby nie wywołać paniki wśród mugoli nagłym wyskoczeniem ze ściany całego tłumu chłopców i dziewcząt. 
 - Tego lata musicie do nas przyjechać - powiedział Ron. - Wyślę wam sowy.
 - Dzięki - odrzekł Harry. - Będę miał czego wyczekiwać.
 Szli, potrącani przez ludzi, ku bramie wiodącej do świata mugoli. Padały okrzyki:
 - Cześć, Harry!
 - Do zobaczenia, Potter!
 - Zawsze sławny - dodał Ron, szczerząc do niego zęby."

- Jak ojciec - dodała Lily.
- I jak chrzestny - dodał Black.

 "- Z wyjątkiem miejsca, w którym się za chwilę znajdę - mruknął Harry. 
 Przeszedł przez bramę razem z Ronem i Hermioną.
 - O, jest, mamo, to on, zobacz! To była Ginny Weasley, młodsza siostra Rona, ale wcale nie wskazywała na niego.
 - Harry Potter! - zapiszczała. - Patrz, mamo! Widzę...
 - Uspokój się, Ginny, to nieładnie pokazywać kogoś palcem.
 Pani Weasley obdarzyła ich ciepłym uśmiechem.
 - Rok był trudny? - zapytała.
 - Oj, tak - odpowiedział Harry. - Bardzo dziękuję za karmelki i sweter, pani Weasley.
 - Och, to nic takiego, kochaneczku.
 - Gotowy?
 To ostatnie pytanie warknął wuj Vernon, nadal purpurowy na twarzy, nadal obdarzony wielkimi wąsami i nadal wściekły na Harry’ego, który stał przed stacją w tłumie zwykłych ludzi, trzymając klatkę z sową.
 - Pan jest pewno z rodziny Harry’ego - zagadnęła go przyjaźnie pani Weasley.
 - Można i tak powiedzieć - odrzekł wuj Vernon.
 - Pospiesz się, chłopcze, nie będę marnować całego dnia. I odszedł. Harry zwrócił się do Rona i Hermiony.
 - Do zobaczenia w lecie.
 - Mam nadzieję, że będziesz miał... ee... dobre wakacje - powiedziała Hermioną, patrząc niepewnie na oddalającego się wuja Vernona, wstrząśnięta tym, że można być aż tak niemiłym.
 - Och, na pewno - rzekł Harry, a oni zdziwili się, widząc złośliwy uśmiech na jego twarzy. - Oni nie wiedzą, że nie wolno nam wykorzystywać magii w domu. Tego lata trochę sobie poużywam na Dudleyu."

- Dobry pomysł - pochwalił go James. Remus zamknał ksiażkę i odłożył na stolik. Nagle zrobiło się bardzo cicho.

- Zacznijmy drugą - poprosił Syriusz.
- Jestem zmęczona - odparła Lily.
- I co z tego?
- Ona ma rację. Chodźmy spać - potwierdził Remus. Pożegnali się i każdy poszedł w kierunku swego dormitorium.

Następnego ranka szybko zjedli śniadanie.W pośpiechu pili i jedli, czym bardzo zwrócili na siebie uwagę profesor McGonagall, jednak ona postanowiła się nie odzywać. Szybko opuścili Wielką Salę, a resztę drogi do portretu Grubej Damy dobiegli. Jednak na miejscu czekała na nich niespodzianka w postaci...
- Regulus - warknął Syriusz. - Co ty tu robisz? Myślałem, że wesoło spędzasz święta z naszą jakże wspaniałą rodziną.
Jego  był odczuwalny na kilometr.
- Uciekłem - odpowiedział cicho.
- Ty uciekłeś? Nie bądź śmieszny. Jesteś oczkiem w głowie matki i dumą ojca. Niby dlaczego miałbyś uciec?
- Może i jestem oczkiem w głowie matki. Może i jestem dumą ojca, ale tak się nie czuję. Nie chcę służyć Voldemortowi. Nie będę jego kolejnym pieskiem na posyłki. Nie będę za niego zabijał i torturował! - krzyknął Regulus, ale od razu złagodniał. - Nawet nie wiesz jak bardzo mi cię brakuje - wyszeptał. - Twojego śmiechu, twoich głupich, ale zabawnych pomysłów, naszej przyjaźni i braterstwa.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Bracia patrzyli sobie prosto w oczy.
- To minęło - odparł Syriusz i podawszy Grubej Dameie hasło, wszedł do pokoju, a za nim Peter, Remus i James. Lily też już miała przechodzić, ale młodszy Black złapał ją za nadgarstek i nie chciał puścić.
- Lily, proszę, powiedz, że mnie rozumiesz. Pomóż mi. - Jego szept był błagalny. Lily spojrzała w jego niebieskie oczy i dostrzegła w nich ból.
- Lily! - wołał ją James.
- Mogę ci zaufać? - spytała. On energicznie potrząsa głową. - To chodź.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech wdzięczności i radości. Wchodzą do środka i od razu wybucha kłótnia.
- Po co go przyprowadziłaś!! - krzyknął na nią Syriusz.
- Lily to nie rozsądne! - dodał James.
- On jest wrogiem, nie rozumiesz!! - znów odezwał się Łapa. Peter i Remus patrzyli na zaistniałą scenę, nie wiedząc, czy się przyłączyć do kłótni, czy nie.
- On jest tu pod moją opieką i jeżeli go stąd wyrzucicie, to wyjdę razem z nim - warknęła na nich Evans.
- Dlaczego to robisz? - zapytał Remus.
- Bo dobrze wiem, jak to jest mieć rodzeństwo, które cię nienawidzi - wyszeptała. Kiedy nikt się nie odezwał, boje zajęli wolne miejsca. Wzrok Regulusa powędrował na książki.
- Co to?
Lily zaczęła mu tłumaczyć, co się stało i mniej więcej skróciła pierwszą książkę.
- To kto zacznie drugą? A tak właściwie która to? - dopytywał Peter.
Jedna z książek uniosła się i powolnym ruchem podleciała do Regulusa, opadając mu na kolana. Wraz z książką pojawił się przed nim kawałek pergaminu.

Witaj Regulusie!
Nie przejmuj się nimi. Przejdzie im. Ja znam prawdę, która nie długo wyjdzie na jaw. 

                                                                                                                             H.


27 komentarzy:

  1. Regulus? Ej bomba. Mi się podoba.
    Teraz czekam na następną książkę. Ciekawe czy James będzie tak spokojny przy walce z bazyliszkiem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Regulus? No nie spodziewałam się :D
    Nie mogę się doczekać Komnaty Tajemnic. Już sobie wyobrażam reakcje Jamesa jak przywalą w Wierzbę Bijącą. Jeszcze ją pójdzie ściąć :P
    No nic, czekam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo widzę, że nie tylko ja jestem zaskoczona Regulusem :D Nieźle, nieźle ;D
    Jestem ciekawa jak to będzie w następnej części :-))
    ;D:D:D
    Jęcząca Marta ;D Spetryfikowana Hermi xD ;D :* Dawajj ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łaaaaaa <3 I koniec tomu, szkoda ;/ Teraz będzie część, której niezbyt przepadam, ale jakoś zniosę :D A potem więzień <3
    Cieszę się, że Regulus się nawrócił. I na ten ostatni liścik to wciąż mam nadzieję, że Harry spotka się z rodzicami xD
    Pozdrowienia i weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem zachwycona :-) Cały opis książki mnie zachwycił i już nie mogę się doczekać kolejnej części. Znalazło się parę literówek, ale nie wpłynęło to w jakiś znaczący sposób na czytanie.
    Jeśli co książkę będziesz dodawać kolejną osobę to już nie mogę się doczekać kto to będzie w trzeciej części i dalej?
    Mam nadzieję, że szybko rozpoczniesz dodawanie kolejnych rozdziałów i dasz radę opisać całą serię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nikt nowy już nie dojdzie.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  6. Kocham Kocham Kocham Kocham Kocham Kocham Kocham Kocham Kocham *--* No i " Kamień Filozoficzny " skończony :D Uwielbiam "Komnate Tajemnic" *,* Ale najbardziej Więźnia :DD Ojj,będzie sie działo ! :D Regulus przyłącza się ? Interesujace ^^
    Kiedy będzie kolejny rozdział ? :3 Nie mogę się doczekać ^^
    Pozdrawiam,
    Vikta ^^
    PS. Moje małe pytanie : Czy kiedykolwiek McGinagall zy jakis nauczyciel ich nakryje ? xD To pytanie mi spokoju nie daje ! Odpowiedz,jak byś mogła ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, kiedy nowy rozdział. Komputer mi jeszcze dobrze nie działa. A co do drugiego pytania, to nie.
      Dziekuję za komentarz.

      Usuń
  7. Genialne :) Regulusa się nie spodziewałam !! Ale mnie zaskoczyłaś :) Nie mogę doczekać sie drugiej części :)

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG. Z tym ostatnim naprawdę mnie zaskoczyłaś... Obstawiałam prawie wszystkich w Hogwarcie- Snape' a, Dumbledore' a, McGonagall... a tu Regulus. Nie powiem, niespodzianka miła :D. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, bo go uwielbiam. To jak się za nim stawiła Lily... Jak poprosił o pomoc mugolaczkę... Super.
    Nie wytrzymam! Wiedziałam, że na ostatnim rozdziale emocje sięgną zenitu, ale po prostu brak mi słów. Z taką niecierpliowścią czekam na Komnatę... Czekam na komentarze Regulusa... Wgl strasznie mnie tym zaciekawiłaś.
    Komentarze Hunców jak zwykle świetne- szczególnie na tym nie wyrobiłam ze śmiechu:
    "-Już nigdy nie wypiję ani kropelki! Powinni mnie wywalić na zbity pysk i kazać żyć wśród mugoli!- [Hagrid].
    -Tak. Łatwo by się wtopił w ich otoczenie - powiedział James sarkastycznie." <333.
    Boshe, oni tacy zaciekawieni jak się wszytsko wyjaśni... Ten list do Regulusa na koniec...
    Dobra, kończę ten chaotyczny komentarz, życzę dużo weny i czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham twoje komentarze. Zawsze się przy nich uśmiecham. :)

      Usuń
  9. O Jezu o Jezu o Jezu!! Lepszego czytającego niż Regulus nie mogłabym sobie wyobrazić! A tym bardziej że go bardzo lubie (zresztą tak samo jak Syriusza) <3
    Przy tym rozdziale raz smialam się jak głupia a potem prawie ryczalam ( co potwierdza to że rozdział był boski^^)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialny rozdział :) Mam pytanie - czy zamierzasz dodać Snape'a do opowiadania? Bo jak jest Regulus, to może... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nikt nowy się nie pojawi.
      dziękuję za komentarz.

      Usuń
    2. Hmm... trochę szkoda. Czyli będą musieli sami sobie poradzić, by zmienić bieg wydarzeń. Chyba, że ktoś im pomoże... nie wiem :) Pozostaje tylko czekać na dalszy tom i dalsze wyjaśnienia. Weny życzę :)

      Usuń
  11. JUPI !!! Dogoniłam, zakończyłam i czekam na drugą książkę :D
    Kurcze mocno zaskoczyłaś mnie Regulusem, ale cholernie jestem ciekawa jak to będzie wszystko wyglądać :D

    W wolnej chwili zapraszam na nowy rozdział, Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuje za pierwszy tom. Czekam na drugi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Super!! Nie umiem komentować ale wiem ile to znaczy dla autorki, więc... Pisz jak najszybciej i życzę weny. ;) Pozdrawiam
    ~Olciak
    sm-przerwanatradycja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Łoł... fajnie :) czekam na drugą książkę! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. A tak przy okazji, co z zakładem Jamesa i Syriusza z pierwszego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
  16. czy jest mozliwosc , ze nowy rozdzial pojawi sie jeszcze w tym tygodniu? LR.

    OdpowiedzUsuń
  17. Awwww <3
    REGULUS <3
    I wgl :D Jeszcze tylko jeden tom i... WIĘZIEŃ! Już nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  18. jej, kocham twój blog, z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie wiem o czym myślałam ze nie skomentowalam tego rozdziału. Czytałam juz kilka dni temu i z czystego zapominalstwa nie ma tu jeszcze komentarza. Powiem szczerze zaskoczyłaś mnie wprowadzeniem Regulusa. Teraz juz naprawdę nie moge sie doczekać kolejnych tomów! Reszta rozdziału taka sama jak zwykle. Cudowna. Uwielbiam twoich huncwotow.
    PS. Kiedy bedzie niwy rozdział? Bo skoro jest długi weekend to moze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział się pisze. Jak dobrze pójdzie to może dzisiaj, a jak nie to jutro.

      Usuń
  20. NO SHIIIIIIIIIIT *.*
    Po pierwsze, ja przepraszam, że tak późno i w ogóle, że skomentuję dziś tylko ten jeden rozdział, a następnego jeszcze nie, ale naprawdę raz, że nie mam zbytnio czasu, bo jeszcze na cmentarz muszę lecieć, a dwa, oczy mnie już od czytania bolą jak cholera, bo nadrabiam wszystko, co opuściłam przez cały poprzedni tydzień ;_;
    Jutro się odezwę pod następnym rozdziałem, a póki co...
    OH GOD REGULUS ASDFGHJKL <3
    Zrobiłaś mi dzień, że się tak wyrażę hasełkiem rodem z tumblra :3
    No, co prawda, Twoja wizja Regulusa jest skrajnie różna od mojej z tego, co po tym fragmencie zdążyłam się zorientować, ale to naturalnie nic nie szkodzi, wręcz przeciwnie - ja zawsze jestem otwarta na jakiś inny punkt widzenia :D
    Ja w ogóle sądzę, że Regulus dobrze by się dogadał z Remusem, ale to tylko takie moje gdybanie i moje własne wyobrażenia, także wiesz, tak sobie tylko gadam :)
    Oh God, ja umarłam, po prostu umarłam, tak strasznie kocham Regulusa :3
    Ale no już, koniec zachwycania się nim, reszta rozdziału też zasługuje na komentarz :)
    Ja do znudzenia będę powtarzać, że piszesz prześwietnie, że miałaś wspaniały pomysł i że ja wielbię Twoje opowiadanie :3 Ten rozdział nie jest ani odrobinę słabszy od poprzednich, a przeciwnie - może nawet i lepszy. Bardzo mi się podobał ten fragment, w którym Huncwoci czytali o śmierci Jamesa i Lily - naprawdę ładnie Ci to wyszło, złapało za serduszko, ale nie lał się niepotrzebny patos; udało Ci się pod wym względem zachować umiar i mamy tego wspaniały efekt. Approval za ten fragment i w ogóle za cały rozdział.
    Jak mówiłam, pod następnym odezwę się jutro i naprawdę przepraszam za takie obsuwy z komentowaniem :C
    Pozdrawiam gorąco
    Freyja

    OdpowiedzUsuń

Szablon