sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział pierwszy

CHŁOPIEC, KTÓRY PRZEŻYŁ


Był rok 1976, a Hogwart prawie opustoszał na ferie zimowe. Okolice zasypał śnieg. Zamarznięte jezioro uczniowie wykorzystywali jako lodowisko. Hagrid spacerował z Kłem, rzucając mu śnieżki. Wielkie zaspy nie były gajowemu groźne.
W Hogwarcie została tylko garstka uczniów. Grupka chłopców, którzy zwali się huncwotami i pewna rudowłosa dziewczyna, która właśnie zmierzała do biblioteki. Lily Evans - tak miała na imię. Nie wyjechała na ferie tylko dlatego, że coś, dziwne i nieokiełznane przeczucie, kazało jej zostać w szkole.
Weszła do całkiem pustej biblioteki.
- Dzień Dobry, pani Price.
- Witaj, Lily. A ty nie w domu?- zapytała.
- Chciałam zostać. Wpuści mnie Pani do Działu Ksiąg Zakazanych? – zapytała. – Mam pozwolenie profesor McGonagall – dodała pośpiesznie, widząc minę bibliotekarki. Z torby wyciągnęła pergamin i  podała go Pani Price. Ta tylko się uśmiechnęła i otworzyła wrota do zakazanych ksiąg. Zielonooka przygotowywała dodatkową pracę domową na eliksiry i koniecznie musiała skorzystać z książek które właśnie oglądała. Regały były duże i stare, a książki straszne. W końcu znalazła tytuł, który ją interesował. Przepisała parę zdań i odłożyła książkę na miejsce. Odwróciła się i w sekundę wylądowała na zimnej podłodze. Usiadła i pomasowała obolałe kolana. Wtem jej wzrok przykuło całkiem duże pudełko. Ukucnęła przed nim i pomału zdjęła pokrywkę. Spojrzała do środka i otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. W pudełko znajdowało się siedem książek, a tytuł każdej zaczynał się tak samo: Harry Potter. Może to jakaś rodzina Jamesa, albo kolejny kawał huncwotów? Pomyślała. Wzięła swoją różdżkę i wylewitowała pudełko. Po cichu wyszła z biblioteki i poszła do wieży Gryffindoru. Na miejscu podała grubej damie hasło i weszła do środka.
W zazwyczaj obleganym pokój wspólnym, dzisiaj siedziały tylko cztery osoby. James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew. Podeszła do nich i usiadła na jednym z foteli. Pudełko postawiła przed sobą.
- Co tam Lilka? – spytał James.
- Co tam masz?- dodał Łapa, kiedy zobaczył pudełko.
- James… - zaczęła Lily.
- O dziewiętnastej – wtrącił, na co Lily prychnęła.
- Znasz może Harry’ego Pottera? –spytała. Chłopak zamyślił się na chwilę, by pokręcić przecząco głową.
- Co się stało Lily? - zapytał Remus.
- Sami zobaczcie – odparła i popchnęła do nich pudełko. Zaciekawiony Syriusz szybko je otworzył i wyciągnął całą zawartość.
- Wow – wyrwało się Peterowi.
- I co teraz?- spytał Remus.
- Może musimy to przeczytać – zaproponowała Lily.
- Tylko, która jest pierwsza?- zapytał Peter. Jak na zawołanie jedna z książek zaczęła lewitować. Remus ją chwycił i powiedział:
- Zacznę. Rozdział 1: „CHŁOPIEC, KTÓRY PRZEŻYŁ”
- Jak to, który przeżył?- zdziwił się Łapa.
- Wiedziałbyś gdybyś mi nie przerwał – warknął Lunatyk.

„ Państwo Dursleyowie spod numeru czwartego przy Privet Drive mogli z dumą twierdzić, że są całkowicie normalni, chwała Bogu.”

- Wróć – zawołała Lily – Dursleyowie? – Remus jej przytknął
- Coś nie tak? - zapytał James.
- Moja siostra umawia się z takim jednym Dursleyem.

„Byli ostatnimi ludźmi, których można by posądzić o udział w czymś dziwnym lub tajemniczym, bo po prostu nie wierzyli w takie bzdury.”

- Jakie bzdury? – zapytał Syriusz.
- Jak będziesz przerywał to się nigdy nie dowiesz – warknął ponownie Lunatyk.

 „Pan Dursley był dyrektorem firmy Grunnings produkującej świdry.”

- Co to świdry? – znów przerwał Łapa.
- Później Ci to wytłumaczę – oznajmiła Lily.
- A nam? – oburzyła się reszta.
- Wam też – westchnęła.
- Jeśli byłaby tak możliwość, to poprosiłbym o prywatne lekcje – oznajmił James, za co oberwał poduszką.

„Był to rosły, otyły mężczyzna pozbawiony szyi, za to wyposażony w wielkie wąsy. Natomiast pani Dursley była drobną blondynką i miała szyję dwukrotnie dłuższą od normalnej, co bardzo jej pomagało w życiu, ponieważ większość dnia spędzała na podglądaniu sąsiadów.”

- Tak. To z pewnością moja siostra i ten cały Dursley – mruknęła Lily.

„Syn Dursleyów miał na imię Dudley, a rodzice uważali go za najwspanialszego chłopca na świecie.”

- Rozpieszczony bachor i tyle – wtrącił Syriusz, a Remus znów warknął.

„ Dursleyowie mieli wszystko, czego dusza zapragnie, ale mieli też swoją tajemnicę i nic nie budziło w nich większego przerażenia, jak myśl, że może zostać odkryta.”

- Robi się ciekawie – Powiedział Glizdogon

„ Uważali, że znaleźliby się w sytuacji nie do zniesienia, gdyby ktoś dowiedział się o istnieniu Potterów.”

Po przeczytaniu zdania, James się trochę zdezorientował.

„Pani Potter była siostrą pani Dursley, ale nie widziały się od wielu lat.”

Na twarzy Rogacza pojawił się chytry uśmieszek.
- Słyszałaś Lily, będziesz moją żoną.
- Merlinie, za jakie grzechy – westchnęła
- Ranisz mnie – powiedział James, zrobił smutna minę i ukrył twarz w dłoniach.
- No i co zrobiłaś – powiedział Syriusz
- Przeproś go – wtrącił Peter
- Oni mają rację – dodał Remus. Lily wywróciła oczami, podeszła do Rogacza, przytuliła i powiedziała:
- Z pewnością byłbyś wspaniałym mężem.
- Cały czas jestem zraniony – odparł James
- Będę siedzieć obok Ciebie dopóki nie skończymy czytać pierwszej książki – oznajmiła. Wtem Rogacz objął ją ramieniem i oparł się o fotel. Lily leżała przytulona do jego boku.
- Już mi lepiej – powiedział, na co reszta huncwotów zachichotała, a Lily wywróciła oczami.

 „Prawdę mówiąc, pani Dursley udawała, że w ogóle nie ma siostry, ponieważ pani Potter i jej żałosny mąż byli ludźmi całkowicie innego rodzaju.”

- Kobiety są takie bezuczuciowe – mruknął Rogacz

„Dursleyowie wzdrygali się na samą myśl, co by powiedzieli sąsiedzi, gdyby Potterowie pojawili się na ich ulicy. Oczywiście wiedzieli, że Potterowie też mają synka, ale nigdy nie widzieli go na oczy i z całą pewnością nie chcieli go nigdy oglądać.”

- Miłe wujostwo. Nie maco – wtrącił Syriusz

„Ten chłopiec był jeszcze jednym powodem, by Dursleyowie trzymali się jak najdalej od Potterów; nie życzyli sobie, by Dudley przebywał w towarzystwie takiego dziecka.”

- To znaczy jakiego?- zapytał James
- Czarodzieja – odpowiedziała Lily

„ Kiedy Dursleyowie obudzili się rano w pewien nudny, szary wtorek, od którego zaczyna się nasza opowieść,”

W tym momencie Syriusz udawał, że chrapie.
- Zachowuj się Łapo – powiedział James
- Ale to takie nudne – odpowiedział – Nie może my zacząć od środka
- Nie! – krzyknęła reszta

 „w zachmurzonym niebie nie było niczego, co by zapowiadało owe dziwne i tajemnicze rzeczy, które miały się wkrótce wydarzyć w całym kraju. Pan Dursley nucił coś pod nosem, zawiązując swój najnudniejszy krawat, a pani Dursley wyrwała się na chwilę z domu na plotki, gdy tylko udało się jej wepchnąć wrzeszczącego Dudleya do dziecinnego krzesła na wysokich nogach.”

- Mówiłem, że to bachor – powiedział Łapa

 „Żadne z nich nie zauważyło wielkiej, brązowej sowy, która przeleciała za oknem.
 O wpół do dziewiątej pan Dursley chwycił neseser, musnął wargami policzek pani Dursley i spróbował pocałować na pożegnanie Dudleya, ale mu się to nie udało, bo Dudley miał akurat napad szału i opryskiwał ściany owsianką.
 - Nieznośny bachor …”

- Widzicie, nawet on się ze mną zgadza.

„…- zarechotał pan Dursley, wychodząc z domu. Wsiadł do samochodu i wyjechał tyłem sprzed numeru czwartego na Privet Drive.
 Na rogu ulicy dostrzegł pierwszą oznakę pewnej nienormalności - kota studiującego jakąś mapę. Dopiero po chwili do pana Dursleya dotarło to, co zobaczył, więc obrócił gwałtownie głowę, by spojrzeć jeszcze raz. Na rogu  Privet Drive rzeczywiście stał bury kot, ale nie studiował żadnej mapy.”

- Jestem pewny, że to McGonagall – oznajmił Rogacz
- Nie bądź głupi James – powiedział Łapa
- Założysz się?
- O ile?
- 10 galeonów.
- Ok – odparł Syriusz
„Co mógł sobie pomyśleć pan Dursley? To, co pomyślałby każdy rozsądny człowiek - że musiało to być jakieś złudzenie optyczne. Zamrugał parę razy i utkwił spojrzenie w kocie, a kot utkwił spojrzenie w nim. Pan Dursley skręcił na rogu ulicy i wjechał na szosę, obserwując kota w lusterku. Kot odczytywał teraz napis PRIVET DRIVE - nie, tylko wpatrywał się w tabliczkę z tym napisem, bo przecież koty nie potrafią czytać, a tym bardziej studiować map. Pan Dursley otrząsnął się lekko i wyrzucił kota z myśli. Kiedy zbliżał się do miasta, po głowie chodziło mu już tylko wielkie zamówienie na świdry, które miał dzisiaj otrzymać.
 Na skraju miasta został jednak zmuszony do zapomnienia o świdrach. Kiedy utkwił w normalnym porannym korku ulicznym, nie mógł nie zauważyć, że naokoło jest mnóstwo dziwacznie ubranych ludzi. Ludzi w pelerynach.”

- Czarodzieje – powiedział Peter
- Skapnęliśmy się – mruknęła Lily

„Pan Dursley nie znosił ludzi ubierających się śmiesznie, na przykład młodych ludzi w tych wszystkich cudacznych strojach. Doszedł do wniosku, że to jakaś nowa, głupia moda.”

- On nas obraził! – oburzył się Syriusz

„Zabębnił palcami w kierownicę i wówczas jego spojrzenie padło na stojącą w pobliżu grupkę tych dziwaków.

- O! Znowu! – wykrzyknął Syriusz
- Odezwij się jeszcze raz, a usunę Ci język – warknął Remus. Syriusz zrobił minę zbitego psiaka, ale na Lunatyka to nie działało.

Szeptali między sobą, wyraźnie podnieceni. Pan Dursley stwierdził z oburzeniem, że niektórzy wcale nie są młodzi; o, ten mężczyzna na pewno jest starszy od niego, a ma na sobie szmaragdowozieloną pelerynę! Trzeba mieć naprawdę czelność! Po chwili przyszło mu jednak na myśl, że to jakiś wygłup - ci ludzie po prostu przeprowadzają zbiórkę na jakiś równie bzdurny cel... tak, na pewno o to chodzi. Sznur samochodów ruszył i kilka minut później pan Dursley wjechał na parking firmy Grunnings, a w jego myślach z powrotem zagościły świdry.
 W swoim gabinecie na dziewiątym piętrze pan Dursley zawsze siedział plecami do okna. Tego dnia okazało się to okolicznością sprzyjającą, bo gdyby siedział przodem, trudno by mu było skupić się na świdrach. Nie widział sów przelatujących jawnie w biały dzień, choć widzieli je ludzie na ulicy; pokazywali je sobie palcami i gapili się na nie z otwartymi ustami.”

- Merlinie, nawet mugol raz w życiu mógłby zobaczyć sowę – oburzyła się Lily

 „Większość z nich jeszcze nigdy nie widziała sowy, nawet w nocy. Natomiast pan Dursley przeżył normalne, całkowicie wolne od sów przedpołudnie. Nawrzeszczał po kolei na pięciu pracowników. Odbył kilka ważnych rozmów telefonicznych, a potem znowu na kogoś nawrzeszczał. Był w wyśmienitym nastroju aż do pory lunchu, kiedy pomyślał, że dobrze by było wyprostować nogi, przejść się na drugą stronę ulicy i kupić sobie w piekarni bułkę z rodzynkami.”   
        
- Na jego miejscu kupiłbym sobie coś innego – powiedział Łapa
- Myślisz o marchewce?- spytał się Peter
- Czy o ogórku?- dodał Remus
- Bo trudno nam stwierdzić – wtrącił James. Lily zaczęła chichotać, a Black zrobił się czerwony na twarzy.

„ Dawno już zapomniał o ludziach w pelerynach, kiedy nagle natknął się na nich tuż obok piekarni. Zmierzył ich gniewnym spojrzeniem. Nie bardzo wiedział dlaczego, ale budzili w nim niepokój. W tej grupce również szeptano o czymś z ożywieniem, ale nie zauważył, by ktoś miał w ręku puszkę do zbierania datków. Dopiero kiedy wyszedł ze sklepu, niosąc torbę z wielkim kawałem ciasta z orzechami, usłyszał strzępy rozmowy.
 - ...Potterowie, zgadza się, ja też o tym słyszałem...
 - ...tak, to ich syn, Harry...”

- Mój syn jest sławny – powiedział James
- Ciekawe dlaczego?- zastanawiała się Lily
- Jak to dlaczego? Jego ojciec jest najlepszym szukającym na świecie.

„Pan Dursley zatrzymał się, jakby mu nogi wrosły w chodnik. Poczuł falę lęku. Spojrzał przez ramię na dziwnie ubranych osobników, jakby chciał ich o coś zagadnąć, ale się rozmyślił.
 Przeszedł pospiesznie przez ulicę, wjechał windą na dziewiąte piętro, warknął na swoją sekretarkę, żeby mu nikt nie przeszkadzał, złapał za słuchawkę telefonu i już prawie wykręcił numer do domu, kiedy znowu się rozmyślił.”

- Co to telefon? – zapytał Peter, James i Łapa jednocześnie
- Jakbyście chodzili na mugoloznactwo to byście wiedzieli – powiedzieli Lily i Remus

Odłożył słuchawkę i zaczął gorączkowo myśleć, szarpiąc wąsy. Nie, nie dajmy się zwariować... W końcu nie ma w tym nic niezwykłego! Mnóstwo ludzi może się nazywać Potter i mieć syna Harry’ego. A kiedy zaczął się nad tym zastanawiać, doszedł do wniosku, że nie jest nawet pewny, czy syn jego szwagierki ma na imię Harry. Nigdy go nie widział. Bardzo możliwe, że nazywa się Harvey. Albo Harold.”

- Miło… nawet nie wie jak ma na imię jego siostrzeniec – powiedziała smutna Lily – To okropne.

„ Nie ma powodu, by niepokoić panią Dursley; każde wspomnienie o siostrze zawsze ją przygnębiało. Nie miał jej tego za złe - ostatecznie, gdyby on miał taką siostrę”

- Naprawdę jestem aż taka okropna?- spytała się rudowłosa
- Tak – powiedział Łapa
- Wcale nie – wyszeptał jej do ucha James

 „ Tego popołudnia było mu trochę trudniej skupić się na świdrach, a kiedy o piątej opuszczał firmę, był w takim stanie, że wpadł na kogoś tuż za drzwiami.
 - Przykro mi - mruknął, gdy drobny staruszek, na którego wpadł, zatoczył się i prawie upadł. Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie, że staruszek ma na sobie fioletową pelerynę. I wcale nie sprawiał wrażenia rozgniewanego tym, że ktoś o mało co nie powalił go na ziemię. Przeciwnie, na jego twarzy zakwitł szeroki uśmiech i zaskrzeczał tak, że przechodnie zaczęli się oglądać:
 - Niech szanownemu panu nie będzie przykro, bo dzisiaj nic nie może zepsuć mi humoru! Ciesz się pan ze mną, bo już nie ma Sam-Wiesz-Kogo! Wszyscy powinni się cieszyć, nawet mugole tacy jak pan! Bo to szczęśliwy, ach, jak szczęśliwy dzień!
 Po czym uściskał pana Dursleya serdecznie i odszedł.
 Pana Dursleya całkowicie zamurowało. Został uściskany przez zupełnie nieznajomego człowieka! I nazwano go mugolem, cokolwiek miało to znaczyć.”

- Cieszę się, że na świecie istnieją ludzie głupsi ode mnie – powiedział Peter, na co reszta się zaśmiała
- Ej! Voldemort odszedł! – krzyknęła Lily
- Ludzie, szybko wyciągnijcie szampana! – powiedział Łapa

„Był wstrząśnięty. Pobiegł do samochodu i ruszył w drogę do domu, mając nadzieję, że coś mu się przywidziało, a zdarzyło mu się to po raz pierwszy w życiu, bo nie pochwalał wybujałej wyobraźni. Kiedy wjechał na podjazd przed numerem czwartym, pierwszą rzeczą, jaką zobaczył - i wcale mu to nie poprawiło nastroju - był bury kot, którego spostrzegł dzisiaj rano.”

- Co raz bardziej jestem przekonany, że to McGonagall – oznajmił Rogacz
- A ja jestem co raz bardziej przekonany, że źle zrobiłem zakładając się z tobą – mruknął Łapa
- Co tam mówisz?- spytał się Remus
- Ja? Nic – powiedział Black udając zaskoczonego

„Teraz kot siedział na murku otaczającym ich ogród. Był pewny, że to ten sam kot, bo miał takie same ciemniejsze obwódki wokół oczu.”

- Chyba przegrasz Łapo – powiedział Peter

„ - Siooo! - krzyknął pan Dursley.
 Kot nawet nie drgnął, tylko zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Czy tak się zachowują normalne koty? Pan Dursley wzdrygnął się i wszedł do domu. Nadal nie zamierzał wspominać o tym wszystkim żonie.
 Pani Dursley spędziła normalny, całkiem miły dzień. Podczas obiadu opowiedziała mu o problemach, jakie ma sąsiadka ze swoją córką, i o tym, że Dudley nauczył się nowego słowa („nie chcę!”).”

- Oh, to godne podziwu – odparł James

„Pan Dursley starał się zachowywać normalnie. Kiedy w końcu udało im się zapakować Dudleya do łóżeczka, wszedł do saloniku i zdążył na koniec dziennika wieczornego.
 - I ostatnia wiadomość. Obserwatorzy ptaków donoszą o bardzo dziwnym zachowaniu krajowych sów. Choć normalnie sowy polują w nocy i nie widzi się ich w ciągu dnia, z setek doniesień wynika, że dzisiaj sowy latały we wszystkich kierunkach od samego rana. Specjaliści nie są w stanie wyjaśnić, dlaczego sowy tak nagle zmieniły swoje zwyczaje. - Tu spiker pozwolił sobie na uśmiech. - To bardzo tajemnicza sprawa. A teraz posłuchajmy, co Jim McGuffin ma do powiedzenia o pogodzie. Jim, czy tej nocy zanosi się na jakiś deszcz sów?

- Jeszcze nigdy nie słyszałem tak głupiego sarkazmu – powiedział James
- I on uważa się za śmiesznego – zdziwił się Black

 - No cóż, Ted - odpowiedział facet od pogody - nie bardzo się na tym znam, ale wiem, że nie tylko sowy zachowywały się dziś bardzo dziwnie. Dzwonili do mnie telewidzowie z Kentu, Yorkshire i Dundee, mówiąc, że zamiast obiecanego przez mnie deszczu mieli prawdziwą ulewę meteorytów! Może niektórzy wcześniej zaczęli obchodzić Noc Sztucznych Ogni? Ludzie, to dopiero w przyszłym tygodniu! Ale mogę wam obiecać, że w nocy będzie padało.”

 - Co to Noc sztucznych Ogni?- zapytał Peter
- A kogo to obchodzi? Lepiej wykorzystać pomysł z ulewą meteorytów – odparł Łapa
- Pomyślałem o tym samym – powiedział Rogacz i wymienili z Syriuszem huncwockie spojrzenia.

„Pan Dursley poczuł się bardzo niepewnie. Meteoryty nad całą Anglią? Sowy latające w biały dzień? Tajemniczy osobnicy w pelerynach? I to szeptanie... szeptanie o Potterach...”

- Ta sława mnie dobija – westchnął James
- Nie bądź głupi, Rogasiu – odparł Łapa
- A co zazdrościsz mi?
- Na głowę jeszcze nie upadłem
- Za-zdro-ścisz mi – oznajmił James
- Idiota!- warknął Syriusz
- Zazdrościsz!
- Palant!
- Zazdrościsz
- ZAMKNIJCIE SIĘ! – krzyknął Remus

„ Do saloniku weszła pani Dursley, niosąc dwie filiżanki herbaty. Nie, tak nie można. Powinien z nią porozmawiać. Odchrząknął nerwowo.
 - Eee... Petunio, kochanie... nie miałaś ostatnio wiadomości od swojej siostry?
 Jak się spodziewał, pani Dursley spojrzała na niego wzrokiem zdumionego bazyliszka. Zwykle udawali, że nie ma siostry.”

- To bazyliszek może być zdumiony? – zastanawiał się Peter
- Trzeba by się kogoś spytać – odparł Remus
- To ty nie wiesz – zdziwił się Łapa
- Tak, nie wiem i co w tym dziwnego? – warknął
- Dobrze już dobrze. Nie denerwuj się, bo jeszcze mnie ugryziesz i się narobi.

„- Nie - odpowiedziała ostrym tonem. - Dlaczego pytasz?
 - Dziwne rzeczy były w dzienniku - wymamrotał pan Dursley. - Sowy... spadające gwiazdy... a w mieście widziałem mnóstwo cudacznie poubieranych ludzi...
 - No i co? - warknęła pani Dursley.
 - Cóż, tak sobie pomyślałem... może... może to ma coś wspólnego z... no wiesz... jej towarzystwem.
 Pani Dursley wessała łyk herbaty przez zaciśnięte wargi. Pan Dursley zastanawiał się, czy powiedzieć jej, że słyszał nazwisko „Potter”. Uznał, że byłoby to zbyt śmiałe posunięcie. Zamiast tego powiedział, siląc się na obojętność:
 - Ich syn... musi być teraz w wieku Dudleya, prawda?
 - Tak przypuszczam - odpowiedziała sucho pani Dursley.
 - Zaraz, jak on ma na imię? Howard, tak?
 - Harry. Obrzydliwe, pospolite imię.”

 - To bardzo ładne imię – oburzyła się Lily
- Czyli nasz syn będzie nazywał się Harry – stwierdził James
- Nasz?- zdziwiła się Lily
- No przecież, że nasz. A co, myślałaś, że Łapy?
- Obrażam się – powiedział Syriusz
- Żartujesz?- spytał się Rogacz
- Nie
- Mogę czytać dalej?- spytał się Remus

„- Och, tak... - mruknął pan Dursley, a serce w nim zamarło. - Tak, zgadzam się z tobą całkowicie.
 Poszli na górę i więcej już o tym nie wspominał. Kiedy pani Dursley zamknęła się w łazience, pan Dursley podkradł się do okna sypialni i zerknął na ogród przed domem. Kot wciąż tam siedział. Wpatrywał się w Privet Drive, jakby na coś czekał.
 Czyżby miał halucynacje? I czy może to mieć coś wspólnego z Potterami? Bo gdyby tak... gdyby się okazało, że są spokrewnieni z jakimiś... Nie, tego by chyba nie zniósł.”

- Ten facet nas obraża Lily. Zrób coś.- powiedział Potter
- A co ja mogę?- oburzyła się rudowłosa
„ Położyli się do łóżka. Pani Dursley szybko zasnęła, ale pan Dursley leżał i rozmyślał o tym wszystkim. W końcu doszedł do wniosku, że nawet gdyby Potterowie mieli z tym coś wspólnego, nie było powodu, by niepokoili jego i panią Dursley. Dobrze wiedzieli, co on i Petunia myślą o nich i o ludziach ich pokroju... Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób on i Petunia mogliby zostać wplątani w coś, do czego może dojść... Poczuł ulgę, ziewnął i przewrócił się na bok. Nie, nas to nie może dotyczyć...”

- A tak w ogóle, to kto napisał tę książkę? – zaciekawiła się Lily
- J.K. Rowling

„ Jak bardzo się mylił!”

 - Dziękuje J.K. Rowling, kimkolwiek jesteś – powiedział James
„Pan Dursley zapadł w niezbyt zresztą spokojny sen, ale kot na murku nie okazywał najmniejszych oznak senności. Siedział tam, nieruchomy jak posąg, z oczami utkwionymi w dalekim końcu Privet Drive. Nawet nie drgnął, kiedy w sąsiedniej uliczce trzasnęły drzwi samochodu, ani kiedy dwie sowy przeleciały mu nad głową. Nie poruszył się aż do północy.
 Na rogu, który z taką uwagą obserwował kot, pojawił się jakiś człowiek. Pojawił się tak nagle i bezszelestnie, iż można było pomyśleć, że wyrósł spod ziemi.”

- Aportował się! – wykrzyknął Peter – To czarodziej!
- Pięć punktów za inteligencje – odparł Łapa, a Glizdogon się zarumienił.

„Ogon kota drgnął, a oczy mu się zwęziły.
 Jeszcze nigdy ktoś taki nie pojawił się na Privet Drive. Był to wysoki, chudy mężczyzna, bardzo stary, sądząc po brodzie i srebrnych włosach, które opadały mu aż do pasa. Miał na sobie sięgający ziemi purpurowy płaszcz i długie buty na wysokim obcasie. Zza połówek okularów błyskały jasne, niebieskie oczy, a bardzo długi i zakrzywiony nos sprawiał wrażenie, jakby był złamany w przynajmniej dwóch miejscach.”

 - Dumbledore – powiedzieli wszyscy razem

„Nazywał się Albus Dumbledore.
 Albus Dumbledore zdawał się nie mieć zielonego pojęcia o tym, że właśnie przybył na ulicę, na której to wszystko - od jego nazwiska po dziwaczne buty - było bardzo źle widziane. Z zapałem grzebał w płaszczu, najwyraźniej czegoś szukając. Nie zdawał sobie też sprawy z tego, że od dłuższego czasu jest obserwowany, aż nagle podniósł głowę i zobaczył kota, który wciąż wpatrywał się w niego z drugiego końca uliczki. Zacmokał i mruknął:
 - Mogłem się tego spodziewać.
 Znalazł to, czego szukał, w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Wyglądało jak srebrna zapalniczka. Otworzył to, uniósł i pstryknął. Najbliższa latarnia zgasła z lekkim trzaskiem. Pstryknął znowu - następna latarnia mrugnęła i zgasła. Pstrykał wygaszaczem dwanaście razy, aż jedynymi światłami na ulicy pozostały dwa maleńkie punkciki - oczy obserwującego go kota.”

- Świetny wynalazek – powiedział zaszokowany Remus

 „Gdyby ktoś wyjrzał teraz przez okno - nawet gdyby to była pani Dursley - nie byłby w stanie dostrzec, co się dzieje na ulicy.”

- Znając moja siostrę pewnie i tak by coś zobaczyła – mruknęła Lily

„Dumbledore wsunął wygaszacz za pazuchę i ruszył w kierunku numeru czwartego, gdzie przysiadł na murku obok kota. Nie spojrzał na niego, ale po chwili przemówił:
 - Co za spotkanie, profesor McGonagall!
 Odwrócił głowę, by uśmiechnąć się do burego kota, ale ten gdzieś zniknął. Zamiast tego uśmiechał się do nieco srogo wyglądającej kobiety w prostokątnych okularach, których kształt był identyczny z ciemnymi obwódkami wokół oczu kota. Ona też miała na sobie długi płaszcz, tyle że szmaragdowy. Czarne włosy upięła w ciasny, bułeczkowaty kok. Wyglądała na bardzo wzburzoną.”

- O Łapo, gdzie moje 10 galeonów?- zapytał się James
- Jakbyś zapomniał jestem na ciebie obrażony.
- Ok. Co mam zrobić?
- Mogę teraz ja posiedzieć obok Lily?- spytał
- Niedoczekanie twoje – warknął Rogacz. Syriusz wstał z fotela i podszedł do Evans, podając jej woja prawą dłoń. James zareagował natychmiast i rzucił się z pięściami na Blacka.
- Ej, przestańcie! – krzyknęła Lily
- Zostaw – odparł Lunatyk
- Czasami lepiej się nie wtrącać –dodał Peter. Po dobrych pięciu minutach chłopcy skończyli i usidli na swoich miejscach. Lupin czytał dalej.

„ - Skąd pan wiedział, że to ja? - zapytała.
 - Ależ, droga pani profesor, nigdy nie widziałem kota, który by siedział tak sztywno.
 - Sam by pan zesztywniał, gdyby panu przyszło siedzieć na murze przez cały dzień - odpowiedziała profesor McGonagall.
 - Cały dzień? I w ogóle pani nie świętowała? Idąc tutaj, musiałem wpaść na chyba z tuzin biesiad i przyjęć. Profesor McGonagall prychnęła ze złością.”

- Ale muszą być balangi – rozmarzył się Syriusz

„ - Och, tak, wiem, wszyscy świętują. Można by pomyśleć, że powinni być trochę ostrożniejsi, ale nie... Nawet mugole zauważyli, że coś się święci. Mówili o tym w wieczornych wiadomościach. - Wskazała podbródkiem ciemne okna salonu państwa Dursleyów. - Sama słyszałam. Stada sów... spadające gwiazdy... Nie są aż takimi głupcami. Muszą coś zauważyć. Spadające gwiazdy w Kencie! Mogę się założyć, że to sprawka Dedalusa Diggle. Nigdy nie odznaczał się rozsądkiem.”

- Tak, to musiał być Diggle – powiedział Peter

„ - Trudno mieć do niego pretensję - stwierdził łagodnie Dumbledore. - W końcu przez całe jedenaście lat niewiele mieliśmy okazji do świętowania.
 - Wiem - powiedziała ze złością profesor McGonagall. - To jednak nie powód, żeby całkowicie tracić głowę. Ludzie nie zachowują najmniejszej ostrożności, łażą po ulicach w biały dzień, nawet nie raczą się przebrać w stroje mugoli, wymieniają pogłoski.
 Spojrzała na Dumbledore’a z ukosa, jakby oczekiwała, że coś na to powie, ale milczał, więc ciągnęła dalej:
 - Tego tylko brakuje, żeby w tym samym dniu, w którym w końcu zniknął Sam-Wiesz-Kto, mugole dowiedzieli się o nas wszystkich. Dumbledore, mam nadzieję, że on naprawdę zniknął, co?”

- Chciałoby się – odparł Łapa

„ - Na to wszystko wskazuje - odpowiedział Dumbledore. - Mamy za co być wdzięczni. Może ma pani ochotę na cytrynowego dropsa?
 - Na co?
 - Na cytrynowego dropsa. To takie cukierki mugoli, które bardzo lubię.”

- Ciekawe jak to smakuje?- zastanawiał się Peter
- Idź do dyrektora i się spytaj – odpowiedział Remus, a Glizdogon się zarumienił.

 „- Nie, dziękuję - odpowiedziała chłodno profesor McGonagall, jakby chciała podkreślić, że nie jest to odpowiedni moment na cytrynowe dropsy. - Jak mówię, nawet jeśli Sam-Wiesz-Kto rzeczywiście zniknął...
 - Droga pani profesor, czy taka rozsądna osoba jak pani nie mogłaby dać sobie spokoju z tą dziecinadą? Przez jedenaście lat walczyłem z tym bzdurnym „Sam-Wiesz-Kto”, próbując ludzi nakłonić, by używali jego właściwego nazwiska: Voldemort.”

Peter się wzdrygnął.

 „- Profesor McGonagall wzdrygnęła się, ale Dumbledore, który akurat usiłował odkleić z rolki dwa dropsy, zdawał się tego nie zauważyć. - To wszystko staje się takie mętne, kiedy wciąż mówimy „Sam-Wiesz-Kto”. Nigdy nie widziałem powodu, by bać się wypowiedzenia prawdziwego nazwiska Voldemorta.”

Peter znów się wzdrygnął.

 „- Wiem - powiedziała profesor McGonagall tonem, w którym irytacja mieszała się z podziwem. - Ale pan to co innego. Każdy wie, że jest pan jedyną osobą, której boi się Sam-Wie... no, niech już będzie... Voldemort.”

- Możesz przestać! – krzyknął Remus, kiedy Peter po raz kolejny się wzdrygnął.

 „- Pochlebia mi pani - rzekł spokojnie Dumbledore. - Voldemort ma do dyspozycji moce, jakich ja nigdy nie będę miał.”

 - On jest zbyt szlachetny żeby ich używać – powiedziała Lily.

„- Bo pan jest... no... zbyt szlachetny, by się nimi posługiwać.”

Huncwoci zachichotali.

„ - Wielkie szczęście, że jest ciemno. Nie zarumieniłem się tak od czasu, kiedy pani Pomfrey powiedziała, że podobają się jej moje nauszniki.”

W pokoju przez chwile panowała cisza, ale kiedy Łapa zaczął chichotać, a później się śmiać reszta do niego dołączyła. Po kilku minutach Remus otarł oczy z łez i czytał dalej.

 „Profesor McGonagall rzuciła na niego ostre spojrzenie i powiedziała:
 - Sowy to nic w porównaniu z pogłoskami, jakie wszędzie krążą. Wie pan, o czym wszyscy mówią? O przyczynie jego nagłego zniknięcia? O tym, co go w końcu powstrzymało?
 Wyglądało na to, że profesor McGonagall poruszyła wreszcie temat, o którym bardzo chciała podyskutować, a był to prawdziwy powód, dla którego czekała na niego na zimnym, twardym murze przez cały dzień. W każdym razie do tej chwili ani jako kot, ani jako kobieta nie utkwiła w Albusie Dumbledore tak świdrującego spojrzenia, jak teraz.”

Chłopcy się wzdrygnęli. Nie raz byli pod spojrzeniem profesorki i wiedzieli, że to nie miłe uczucie.

 „Było oczywiste, że cokolwiek mówili „wszyscy”, nie zamierzała w to uwierzyć, póki Dumbledore nie powie jej, że to prawda. Lecz Dumbledore odkleił sobie jeszcze jednego dropsa i milczał." 

W tym momencie Remus przerwał czytanie i odrzucił książkę, jakby go poparzyła.
- Może na dzisiaj koniec – powiedział i lekko popladł na twarzy.
- Nie bądź głupi – powiedział Peter.
- Czytaj dalej – nakazała Lily.

 - A mówią - naciskała profesor McGonagall - że zeszłej nocy Voldemort pojawił się w Dolinie Godrika. Chciał odnaleźć Potterów. Krążą pogłoski, że Lily i James Potter... że oni... nie żyją.”

W pokoju zapanowała cisza. Remus, Peter i Syriusz patrzyli na Lily i Jamesa. Po policzku rudowłosej spłynęła łza, którą szybko otarła. James ją przytulił, a za chwilę dołączyła się reszta. Trwali tak kilka chwil .
- Merlinie, dlaczego ja płaczę? Przecież to tylko książka – pocieszyła samą siebie Lily
- Mogę dalej? – spytał się Lunatyk. Wszyscy mu przytknęli.

Dumbledore pokiwał głową. Profesor McGonagall westchnęła głęboko.”
„ - Lily i James... Nie mogę w to uwierzyć... Nie chciałam w to uwierzyć... Och, Albusie...
 Dumbledore wyciągnął rękę i poklepał ją po ramieniu.
 - Wiem... wiem... - pocieszał ją cicho.
 - To nie wszystko - oznajmiła profesor McGonagall roztrzęsionym głosem. - Mówią, że próbował zabić syna Potterów, Harry’ego. Ale... nie mógł.”

- Widać, że to mój syn – przechwalał się Rogacz.

 „Nie był w stanie uśmiercić małego chłopczyka!”

- Oh, czyli gadzina ma jeszcze serce – odparł Syriusz.
- Musiał być bardzo uroczy jak tatuś – oznajmił Potter.

„Nikt nie wie dlaczego ani jak, ale mówią, że od tego momentu potęga Voldemorta jakby się załamała... i właśnie dlatego gdzieś zniknął.
 Dumbledore pokiwał ponuro głową.
 - A więc to... to prawda? - wyjąkała profesor McGonagall. - Po tym wszystkim, co zrobił... Tylu ludzi pozabijał... i nie mógł zabić małego dziecka? To wprost zdumiewające... Tyle się robiło, żeby go powstrzymać, aż tu nagle... Ale... na miłość boską, jak temu Harry’emu udało się przeżyć?”

- Mój syn pokonał Voldemorta! – wykrzyknął James.
- Nasz! – oburzyła się Lily.
- Oh, nie wiedziałem, że jesteśmy już na etapie „my” – powiedział Rogacz, a reszta huncwotów się zaśmiała.

 „- Pozostaje nam tylko zgadywać - powiedział Dumbledore. - Może nigdy się nie dowiemy.
 Profesor McGonagall wyciągnęła koronkową chusteczkę i zaczęła sobie osuszać oczy pod okularami. Dumbledore wyjął z kieszeni złoty zegarek, przyjrzał mu się i mocno pociągnął nosem. Był to bardzo dziwny zegarek. Miał dwanaście wskazówek, a nie miał w ogóle cyfr; zamiast tego po obwodzie tarczy krążyły maleńkie planety. Dumbledore musiał jednak coś z niego odczytać, bo włożył go z powrotem do kieszeni i rzekł:
 - Hagrid się spóźnia. Nawiasem mówiąc, to chyba on ci powiedział, że tutaj będę, tak?
 - Tak - przyznała profesor McGonagall. - A możesz mi powiedzieć, dlaczego znalazłeś się akurat tutaj?
 - To proste. Chcę zainstalować Harry’ego u jego ciotki i wuja. To jedyna rodzina, jaka mu pozostała.”

- A co z Łapą? – zapytał się Rogacz
- No właśnie co ze mną?
- Po pierwsze – zaczęła Lily – nie dowiecie się jeśli będziecie przerywać, a po drugie: GDZIE JEST KTOŚ BARDZIEJ ODPOWIEDZIALNY NIŻ DURSLEYOWIE?- wybuchneła Lily
- Boje się ciebie – stwierdził Potter.

„ - Ależ, Dumbledore... przecież nie możesz mieć na myśli ludzi, którzy mieszkają tutaj! - zawołała profesor
 McGonagall, zrywając się na równe nogi i wskazując na numer czwarty. - Dumbledore... przecież to niemożliwe. Obserwowałam ich przez cały dzień. Trudno o dwoje ludzi, którzy tak by się od nas różnili. I mają syna... sama widziałam, jak kopał matkę na ulicy, wrzeszcząc, żeby mu kupiła cukierki. I Harry Potter miałby tutaj zamieszkać?”

 - No właśnie. Mój syn u takich ludzi! – oburzył się James
- Oddajcie go Syriuszowi , albo … komukolwiek, był nie im– odparła Lily
- Też cię lubię Evans – mruknął Black

 „- Tu mu będzie najlepiej - oświadczył stanowczo Dumbledore. - Jego ciotka i wuj będą mogli mu wszystko wytłumaczyć, kiedy trochę podrośnie. Napisałem do nich list.”

 - List? Czy on oszalał? Przecież nie da się takiego czegoś wyjaśnić w liście! – krzyknęła Lily
- Wow. On potrafi wszystko wyjaśnić w liście… mądry człowiek – mruknął Glizdogon

„ - List? - powtórzyła profesor McGonagall, siadając z powrotem na murku. - Dumbledore, czy naprawdę sądzisz, że zdołasz im wszystko wyjaśnić w liście? Przecież ci mugole nigdy go nie zrozumieją! Będzie sławny... stanie się legendą... wcale bym się nie zdziwiła, gdyby odtąd ten dzień nazywano Dniem Harry’ego Pottera... będą o nim pisać książki... każde dziecko będzie znało jego imię!” 

- Będzie miał ciężkie życie – stwierdził Peter

„ - Święta racja - powiedział Dumbledore, spoglądając na nią z powagą ponad połówkami swoich szkieł. - Dość, by zawróciło w głowie każdemu chłopcu. Słynny, zanim nauczy się chodzić i mówić! Słynny z czegoś, czego nawet nie pamięta! Nie rozumiesz, że będzie lepiej, jak najpierw trochę podrośnie, a dopiero później dowie się o tym wszystkim?
 Profesor McGonagall otworzyła usta, ale zmieniła zamiar, przełknęła ślinę i powiedziała:
 - Tak... tak, masz rację, oczywiście. Ale jak on tutaj trafi?
 Zerknęła na jego płaszcz, jakby pomyślała, że może pod nim ukrywać Harry’ego.
 - Hagrid go przyniesie.
 - I myślisz, że to... mądre... powierzać Hagridowi tak ważną misję?”

- Lubię Hagrida – powiedziała Lily
- My też – dodała reszta

 „- Powierzyłbym mu swoje życie - odparł Dumbledore.
 - Nie twierdzę, że ma serce po złej stronie - powiedziała z niechęcią profesor McGonagall - ale nie można przymykać oczu na to, że jest trochę... no... beztroski. Nie ma skłonności do... Co to było?
 Ciszę wokół nich przerwał jakiś warkot. Spojrzeli na ulicę, wypatrując odblasku reflektorów, a warkot narastał i narastał, aż zamienił się w ryk, kiedy oboje spojrzeli w niebo, bo właśnie stamtąd nadleciał wielki motocykl, który wylądował tuż przed nimi.”

 - Może to ja przyleciałem odebrać Harry’ego – zastanawiał się Syriusz
- Oby – mruknęła Lily

„Motocykl miał naprawdę imponujące rozmiary, ale na człowieku, który go dosiadał, nie mogło to robić żadnego wrażenia. Wzrostem dwukrotnie przewyższał normalnego człowieka, a szerszy był przynajmniej pięciokrotnie. Trudno było uwierzyć w jego wymiary, a był przy tym niesamowicie dziki - długie, zmierzwione czarne włosy i broda prawie całkowicie przykrywały mu twarz, dłonie miał wielkości pokryw od pojemników na śmieci, a stopy w wysokich, skórzanych butach przypominały małe delfiny. W przepastnych, muskularnych ramionach trzymał małe zawiniątko.
 - Hagrid! - powitał go z ulgą Dumbledore. - Nareszcie. Skąd wytrzasnąłeś ten motocykl?
 - Pożyczyłem go, panie psorze - odpowiedział olbrzym, złażąc ostrożnie z motocykla. - Od młodego Syriusza Blacka. Mam go, panie psorze. „

- Przynajmniej mam motor – mruknął Black
- A ty zawsze myślisz o sobie – warknęła Lily
- Już cię nie lubię Evans – odparł Łapa

„ - Nie było żadnych trudności?
 - Nie, panie psorze... Dom był całkiem rozwalony, ale go wyciągiem, zanim zaroiło się od mugoli. Zasnął, bidula, jak przelatywaliśmy nad Bristolem.
 Dumbledore i profesor McGonagall pochylili się nad zawiniątkiem. Wyłaniała się z niego buzia uśpionego niemowlęcia. Na jego czole, pod kępką kruczoczarnych włosów, zobaczyli dziwną bliznę, przypominającą błyskawicę.”

 - Będzie taki jak ja – rozmarzył się James – Będzie moją kopią, będzie wkurzał nauczycieli i robił kawały Filchowi
- Nie zapomnij, że to też mój syn – warknęła Lily
- Ty to umiesz sprowadzić kogoś na ziemię.

 „- To właśnie tu?... - wyszeptała profesor McGonagall.
 - Tak - odrzekł Dumbledore. - Zostanie mu na zawsze.
 - Nie możesz czegoś z tym zrobić?
 - Nawet gdybym mógł, to bym nie zrobił. Blizny mogą się przydać. Sam mam jedną nad lewym kolanem, jest doskonałym planem londyńskiego metra. No dobrze... daj mi go, Hagrid... miejmy to już za sobą.
 Dumbledore wziął Harry’ego w ramiona i zwrócił się w stronę domu Dursleyów.
 - Może... mógłbym się z nim pożegnać, panie psorze? - zapytał Hagrid.
 Pochylił swoją wielką, kudłatą głowę nad Harrym i obdarzył go czymś, co musiało być bardzo drapiącym, włochatym pocałunkiem. A potem nagle zawył jak zraniony pies.
 - Ciiicho! - syknęła profesor McGonagall. - Obudzisz mugoli!
 - Prz-e-e-p-ra-a-a-szam - załkał Hagrid, wydobywając z kieszeni wielką chustkę w kropki i chowając w nią twarz. - Ale n-n-ie mogę w-w-wytrzymać... Lily i James nie żyją... a bidny mały Ha-a-rry ma tu mieszkać z mugolami... „

- No dobra, niech stracę. HAGRIDZIE ZABIERZ GO ZE SOBĄ! –krzyknęła Evans
- Będziemy cudownym małżeństwem – James znów się rozmarzył, ale Lily go walnęła poduszką, za co zrobił obrażoną minę.

„ - Tak, tak, to bardzo przygnębiające, ale weź się w garść, Hagrid, bo nas wszystkich złapią - wyszeptała profesor McGonagall, klepiąc go energicznie po ramieniu, a tymczasem Dumbledore przełazi przez niski murek i podszedł do frontowych drzwi. Położył Harry’ego ostrożnie na schodkach, wyjął z płaszcza list, wsunął go między koce, po czym wrócił. Wszyscy troje stali przez równą minutę, patrząc na zawiniątko; ramiona Hagrida dygotały, profesor McGonagall mrugała zawzięcie, a ogniki, które zwykle jarzyły się w oczach Dumbledore’a, przygasły.
 - No cóż - powiedział w końcu Dumbledore - to by było na tyle. Nie ma co tutaj sterczeć. Trzeba gdzieś iść i przyłączyć się do świętowania.”

 - Jak to, oni chcą świętować! – warknął Rogacz
- Przecież on zostawił Harry’ego samego w listopadową noc. Czy on wie co zrobił?- zapytała się Evans
- Wątpię – odpowiedział Peter

 „- Taaa - odezwał się Hagrid stłumionym głosem. - Chiba wezmę i oddam motor Syriuszowi. Dobranoc, pani psor... dobranoc, panie psorze.”

 - A pro po Syriusza. Ciekawe co robi?- zastanawiała się rudowłosa
- Pewnie… - zaczął James
- Nie kończ Rogasiu, bo to może się dla ciebie źle skończyć – warknął Black

„Otarłszy oczy rękawem kurtki, Hagrid wskoczył na motocykl i kopnął w pedał zapłonu. Silnik zaryczał i po chwili wehikuł wzniósł się w powietrze i zniknął w ciemnościach nocy.
 - Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy, profesor McGonagall - powiedział Dumbledore, chyląc przed nią głowę.
 Profesor McGonagall wydmuchała hałaśliwie nos.
 Dumbledore odwrócił się i pomaszerował ulicą. Na rogu przystanął i wyjął wygaszacz. Tym razem pstryknął nim tylko raz i natychmiast dwanaście świetlistych rac pomknęło ku swoim latarniom, tak że na Privet Drive zrobiło się nagle pomarańczowo.”

- Taki wynalazek to fajna rzecz – odparł Remus
- Może Dumbledore nam go kiedyś pożyczy – dodał Peter
- Wątpię – wtrąciła Lily – Pewnie bałby się, że go zepsujecie.

 „W tym samym momencie zobaczył burego kota, znikającego właśnie za rogiem na drugim końcu uliczki. Dostrzegł też tobołek na schodkach przed drzwiami numeru czwartego.
 - Powodzenia, Harry - mruknął pod nosem, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł, szumiąc połami płaszcza.
 Lekki wiaterek zatrzepotał listkami równo przyciętego żywopłotu przy Privet Drive. Uśpiona, schludna uliczka nie kojarzyła się ani na trochę z miejscem, w którym mogłyby się dziać tak zdumiewające rzeczy. Harry Potter przewrócił się na bok wewnątrz tobołka, ale nawet nie otworzył oczu. Mała rączka zacisnęła się na liście i spał dalej,”

 - Ooo – zagruchała Lily

„nie wiedząc, że jest kimś niezwykłym, nie wiedząc, że jest sławny, nie wiedząc, że za kilka godzin zostanie obudzony wrzaskiem pani Dursley, otwierającej drzwi, by zabrać butelki z mlekiem, ani tego, że przez następne kilka tygodni będzie szturchany i szczypany przez swojego kuzyna Dudleya...”

 - Ten dzieciak się ze mną policzy – warknął James
- Nie chciałbym ci psuć nastroju, ale ty nie żyjesz – powiedział Black
- Musisz mi przypominać.

„Nie mógł wiedzieć, że w tym samym momencie różni ludzie, spotykający się potajemnie w różnych miejscach kraju, wznosili szklanki i mówili przytłumionym głosem:
 - Za Harry’ego Pottera... za chłopca, który przeżył!”

- Koniec – oznajmił Remus
- Będę czytać dalej – powiedziała rudowłosa. Lunatyk podał jej książkę. Już chciała zacząć czytać, kiedy książka rozbłysła. Po chwili zgasła, a przed dziewczyna unosił się list. Wzięła go do ręki i zaczęła czytać:

Huncwoci i Lily,
Nie znacie mnie, ale ja was tak. Podrzuciłem wam te książki byście nie dopuścili do niektórych rzeczy. To co tu czytacie, to prawda, to wszystko się zdarzyło. Zróbcie coś, żeby do tego nie doszło. Tam są wszystkie odpowiedzi na wasze pytania. Miłej lektury.
                                                                                                                                         H.
PS. Pozdrówcie Petera                                                    

13 komentarzy:

  1. Obrzydliwie długa notka O.o ja bym z tego zrobiła co najmniej 2 lub 3 notki :P Ciekawie opisalas historie z Harrym i w ogole tymi wydarzeniami :D Oburzenie Lily :D to bylo urocze :D Moj syn... Nasz syn :D Ciekawie ciekawie i juz sie nie moge doczekac co sie dalej stanie jak zaglebia sie bardziej w lekture.

    Fajny szablonik, fajna muzyczka w blogu ;) Ciekawe, ciekawe ;) Czekam na nexta !

    http://four-shortbread-hearts.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny i długi ! Już czuję, że to będzie ciekawa historia ! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Oby był najszybciej. :3 Dodaję Twojego bloga do obserwowanych.

    L.M.Riddle.

    OdpowiedzUsuń
  3. okurwakurwakurwakurwa! zajebiasty pomysl! japierdole! nie moge sie doczekac jak dojdziecie do ksiazki numer 3 i okarze sie ze to ten pettigrew zdradzil. ale bedzie kurwa zonk xD pisz dalej bo nie moge sie doczekac reszty :3
    Pozdroooo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. O ja pierniczę, jakie to zajebiste!
    Dziewczyno, jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałam i już na pewno nie spotkam. Miałaś zajebisty pomysł! Mam nadzieję, że nie porzucisz nigdy tego opowiadania, bo jest super. Oj tak, ja, przeczytała pierwszy rozdział i już wie, że super XD
    Hahaha, ich odzywki strasznie mi się podobają. Uu, Jamesa chyba nie bardzo przeraża małżeństwo z Lily... C:
    Teraz trochę miej milsze rzeczy :C
    Masz masę błędów, m a s ę. Nie są to typowe błędy ortograficzne, takowych nie było, bardziej przez pomyłkę, pisanie na szybko. Gdzieniegdzie zjadłaś literę, zamieniłaś miejscami, zamiast "a" dałaś "ą". To małe błędy, ale rażą w oczy. Radziłabym Ci betować każdy rozdział, a jeśli nie betować to chociaż czytać ze zrozumieniem i wyłapywać błędy, bo to naprawdę ważne. :)
    Masz świetny styl. Co prawda nie mogę powiedzieć zbyt wiele, bo to pierwszy rozdział i jakby nie patrzeć to zbyt wiele w nim nie napisałaś, ale już wiem, że mi się podoba. Piszesz humorystycznie - uwielbiam to i podziwiam ludzi, którzy potrafią rozśmieszać przez ekran. Ja nigdy nie mogłam opanować ten sztuki xd
    Poskakałam trochę po zakładkach, oj lubię to, lubię... Jest ich tak w sam raz. Nie za dużo, nie za mało. Są bohaterowie, spis rozdziałów i co nieco o opowiadaniu. Absolutnie minimum.
    Mam parę rad i mam nadzieję, ze się za nie nie obrazisz ;)
    Nie, nie błagam... Tylko nie to! Rozpoznaję *niestety* Bellę Thorne i już mi się odechciewa czytać. Rzecz jasna tego nie zrobię, ale błagam Cię - ty naprawdę widzisz Lily Evans jako taką laleczkę? Bo ja nie. Coś strasznego. Jest tyle ślicznych rudzielców na tym świecie, a ty wybierasz gwiazdkę disneya. Wstyd :C
    Dodaj "spam". Po koleżeńsku mówię, bo jak się go nie ma, ludzie piszą pod rozdziałami komentarze typu "Ojejku, sorki za spam, no ale muszę :( Zapraszam do mnie na -------". To strasznie wkurza, bo mam nadzieję na jakiś sensowny komentarz a tu takie gówno. I nadzieja pryska xd
    Wiem, że trzeba się wypromować. Ludzie myślą, że jeżeli napiszą pod rozdziałem to autorka zwróci większą uwagę. Ja zwracam - kiedy blokuję danego osobnika i usuwam komentarz, wtedy zwracam xd
    Ogólnie kiedy masz zakładkę na reklamy liczba takich "Ojejku, wiem, że to spam, sorki, ale muszę :(" jest na pewno mniejsza, bo ludzie piszą w zakładce do tego przeznaczonej. :3
    Okej, to chyba wszystko... Naprawdę, przejrzyj ten rozdział. Szkoda, żeby głupie błędy psuły Ci takie cudowne opowiadanie :P

    Całuję i czekam niecierpliwie do rozdziału II! :)
    W międzyczasie zapraszam do mnie. *to nie jest spam, ja po prostu reklamuję się przy długim, sensownym komentarzu XD*
    http://nie-badz-taka-hermiono.blogspot.com
    http://make-love-not-horcruxes.blogspot.com/
    http://kolysanka-dla-obcej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej, dziewczyno! W nazwie zakładki masz "Kartoteka Flicha".
      *liczy na uspokojenie xd* mam nadzieję, że to przypadek xd ;3
      Przykład głupich błędów, popełnionych pewnie z szybkości ;)

      Usuń
    2. O, i jeszcze... Imię "Harry" odmienia się tak:
      "Harry'ego" nie "Harr'ego" ;_;

      Usuń
  6. Wow... Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim pomysłem! Bardzo mnie rozśmieszyły dialogi pomiędzy treścią książki. Przy jednym, teraz nie będę go szukać, bo znając moje szczęście to nie znajdę, miałam taki polew, że to niemożliwe ;D
    Jeszcze raz to powiem, cudowny pomysł. Zainteresował mnie ten list na końcu. Jak oni niby mają temu zapobiec? Nie brać ślubu? I to "Pozdrówcie Petera". Czekam na to co wymyślisz, bo ja po raz pierwszy nie potrafię przewidzieć co ktoś napisze. Raz po pierwszym rozdziale rozpracowałam całą fabułę opka jednej babki ;D
    Dobra, to koniec mego komenta. Czekam na nn z niecierpliwością.
    Jeszcze na koniec zaproszę na mojego bloga, moje własne opko. Nie ma nic wspólnego z żadną książką. Jest całkowicie moje.
    wladczyni-mocy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy bym na coś takiego nie wpadła - fajny pomysł;)
    Merill
    ze-swiata-magii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Super pomysł na fabułę, że oni postanawiają temu zapobiec. Przynajmniej tak wnioskuję z pierwszego rozdziału. Od czasu do czasu popełniasz błędy stylistyczne, a nie które wypowiedzi są trochę naciągane, szczególnie te Lily. Kocham Syriusza i nie ważne z kim i w jakim świetle go pokażą FF zawsze będę go kochać. I jak już wspomniałam podoba mi się fabuła, jest oryginalna. Mam nadzieję, że skomentujesz również mojego bloga - link i opis zostawiam w spamowniku

    OdpowiedzUsuń
  9. Ufff, skończyłam. Notka jest fest długa, lecz fajnie napisana :)
    Podoba mi się pomysł i postaram się przeczytać resztę rozdziałów ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale super! Omg, tyle opowiadań lily&huncwoci już czytałam, ale jeszcze nigdy takiego! Super pomysł, mam nadzieję, że będzie kontynuacja
    Pozdrawiam,
    WIELKA fanka

    OdpowiedzUsuń
  11. to chyba najlepszego opowiadania jakie przeczytałam :D <3 Jesteś najlepsza w 100 % :D

    OdpowiedzUsuń

Szablon