niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział piąty


 ULICA POKĄTNA


- Rozdział 5. Ulica pokątna.
 „Następnego ranka Harry obudził się wcześnie. Chociaż wiedział, że już jest jasno, nie otwierał oczu.”
- Dlaczego? – spytał się Syriusz
- Nie zaczynaj – warknął Remus
- Ale…
- Ciiii. …nie otwierał oczu.
„ - To był sen - powiedział sobie stanowczo. - Śnił mi się olbrzym Hagrid, który przyszedł, żeby mi powiedzieć, że mam pójść do szkoły czarodziejów. Kiedy otworzę oczy, będę znów w komórce pod schodami.”
 - To nie był sen – powiedziała cicho Lily
„Nagle usłyszał donośne stukanie.”
- Co to? Co to? – znów przerwał Syriusz
No tak, ciotka Petunia już stuka do drzwi, pomyślał Harry i zrobiło mu się smutno, ale wciąż nie otwierał oczu. To był taki cudowny sen.
 Puk. Puk. Puk.
 - No dobra - wymamrotał Harry. - Już wstaję.”
- A po co? Śpij jeszcze – odparł James
Usiadł i wówczas zsunął się z niego czarny płaszcz Hagrida. Chata była pełna słońca, burza już przeszła, sam Hagrid spał na zapadniętej kanapie, a w okno stukała pazurem sowa, trzymając w dziobie gazetę.”
- Zjadłbym coś – wtrącił Peter, a reszta spojrzała na niego jak na idiotę.
- W koszyku powinno coś jeszcze być – westchnął James. Po chwili słychać było mlaskanie Glizdogona.
 „Harry wstał, czując, że szczęście rozpiera go jak wielki balon, który ktoś w nim nadmuchuje. Podszedł do okna i otworzył je szeroko. Sowa wleciała i upuściła gazetę prosto na Hagrida, który nawet nie drgnął, tylko spał dalej. Sowa wylądowała na podłodze i zaczęła atakować czarny płaszcz Hagrida.
 - Przestań!”
- Musisz jej zapłacić – powiedział James
„ Harry próbował odpędzić sowę, ale kłapnęła na niego dziobem i dalej szarpała płaszcz.
 - Hagrid! - zawołał Harry. - Tu jest sowa i...
 - Zapłać jej - mruknął Hagrid ze swojej kanapy.
 - Co?
 - Chce zapłaty za dostarczenie przesyłki. Poszukaj w kieszeniach.
 Płaszcz Hagrida składał się chyba z samych kieszeni - pęki kluczy, kulki chleba, miętówki, kłębki sznurków, torebki herbaty... w końcu Harry wyciągnął garść dziwnych monet.”
- Ja chyba nie chcę wiedzieć, co on jeszcze tam trzyma– mruknął Remus
„- Daj jej pięć knutów - powiedział Hagrid sennym głosem.
 - Knutów?”
 - Tak, knutów – powiedział Syriusz
- Łapo! On nie wie jak nazywają się nasze pieniądze! – fuknął Rogacz
- Ah, no tak. Wybaczcie.
„- To te małe, brązowe.
 Harry odliczył pięć brązowych monet, a sowa wyciągnęła nogę, do której był przywiązany skórzany woreczek, dając mu do zrozumienia, żeby włożył tam pieniądze. A potem wyleciała przez otwarte okno.
 Hagrid ziewnął potężnie, usiadł i przeciągnął się.
 - No, Harry, komu w drogę, temu czas, musimy się dostać do Londynu i kupić ci wszystko, czego potrzebujesz do szkoły.
 Harry obracał w palcach monety. Właśnie pomyślał o czymś, co sprawiło, że poczuł się tak, jakby ktoś przekłuł ten balon.”
- Co? Dlaczego? – spytał się James
„ - Mmm... Hagrid?
 - Mmm? - odpowiedział Hagrid, wciągając wysokie buty.
 - Ja nie mam pieniędzy... a słyszałeś, co mówił w nocy wuj Vernon... nie da ani grosza, żebym się uczył magii.”
- No i mamy problem – mruknął Peter
- Nie przejmuj się - rzekł Hagrid, wstając i drapiąc się po głowie. - Myślisz, że starzy nic ci nie zostawili?”
- Hmm? Ciekawe ile mu zostawiliście? - zastanawiał się Łapa
„ - Ale skoro ich dom został zniszczony...
 - Przecież nie trzymali złota w domu, chłopie! No więc najpierw do Gringotta. To bank czarodziejów. Zjedz kiełbaskę, wcale nie są takie złe na zimno... a ja nie odmówiłbym też kawałka twojego urodzinowego tortu.
 - Czarodzieje mają banki!”
 Łapa znów chciał się odezwać, ale został powstrzymany przez Lunatyka, który celował w niego różdżką.
 „- Tylko jeden. Gringotta. Należy do goblinów. Harry upuścił kawałek kiełbasy.
 - Goblinów!”
- No przecież, nie przez elfy – mruknął Łapa
- Powiedz jeszcze coś, a skończy się to dla ciebie bardzo źle – warknęła Lily
„ - Taaa... więc tylko wariat próbowałby go obrabować, no nie? Nigdy nie zadzieraj z goblinami, Harry. Bank Gringotta to najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem, jeśli masz coś cennego... oczywiście z wyjątkiem Hogwartu. Teraz mi się przypomniało, że i tak muszę odwiedzić Gringotta. Dumbledore mi kazał. No wiesz, sprawy szkoły. - Wypiął dumnie pierś. - Zwykle daje mi do załatwienia różne ważne sprawy. Sprowadzenie ciebie... zabranie czegoś u Gringotta... wie, że na mnie może polegać. No, mamy już wszystko? To idziemy.”
- Na Pokątną! – krzyknęli James i Syriusz

„Harry wyszedł za nim z chaty. Niebo było już czyste, a morze migotało w blasku słońca. Przy brzegu kołysała się łódź, którą wynajął wuj Vernon. Na dnie było pełno wody.
 - Jak się tu dostałeś? - zapytał Harry, rozglądając się za jakąś inną łodzią.
 - Przyleciałem.”
- Jak to przyleciał? – zdziwili się wszyscy
- Żadna miotła nie utrzymała by Hagrida – dodał Potter
 „- Przyleciałeś?
 - Taaa... ale wrócimy tą łajbą. Nie wolno mi używać czarów, kiedy nie muszę.
 Wleźli do łodzi. Harry gapił się na Hagrida, próbując go sobie wyobrazić, jak fruwa.
- Ja też – mruknął James i w wyobraźni pojawił mu się obraz Hagrida na miotle.
„ - Chociaż... wstyd by było wiosłować - powiedział Hagrid, spoglądając na Harry’ego z ukosa. - Gdybym tak... tego... trochę przyspieszył... to chyba mogę liczyć na ciebie, że nie będziesz o tym gadał w Hogwarcie, co?
 - Oczywiście - odpowiedział Harry, rad, że zobaczy nowe czary.”
- Ciekawy świata – mruknęła Lily
Hagrid wyciągnął swój różowy parasol, stuknął nim dwa razy w burtę łodzi i pomknęli w stronę lądu.
 - Dlaczego tylko wariat chciałby obrabować bank Gringotta? - zapytał Harry.
 - Zaklęcia... czary - odrzekł Hagrid, rozkładając gazetę. - Mówią, że skarbca strzegą tam smoki.”
- Tyle razy byłam w Gringottcie, a jakoś nigdy nie widziałam tam smoka – mruknęła Ruda
- Po prostu jesteś mało spostrzegawcza – odparł Black
- Odezwał się ten co widział
- No pewnie, że widziałem . Skarbiec rodu Black jest pilnowany przez smoka – oznajmił, a Evans spochmurniała
 „No i musiałby znać drogę, a to nie takie proste. Gringott leży setki mil pod Londynem, głęboko pod ziemią. Zdechłbyś z głodu, próbując tam się dostać, zanim byś coś stamtąd zwędził.
 Harry siedział i rozmyślał nad tym, a Hagrid zabrał się do swojej gazety. Był to „Prorok Codzienny”. Wuj Vernon nauczył Harry’ego, że nie wolno przeszkadzać ludziom, kiedy czytają gazetę, ale tyle było pytań... Harry z trudem się powstrzymywał, by nie zadać pierwszych dziesięciu.
 - Ministerstwo Magii jak zwykle robi okropny bałagan - mruknął Hagrid, przewracając stronę.
 - Więc jest Ministerstwo Magii? - zapytał Harry, zanim zdołał ugryźć się w język.”
- No pewnie, że jest! – krzyknął Syriusz. Chciał jeszcze coś dodać, ale Remus skutecznie go powstrzymał, rzucając w niego zaklęcie.
- Do końca tego rozdziału będziesz siedział cicho – powiedział i wrócił do czytania.
„ - Jasne - odrzekł Hagrid. - Oczywiście chcieli, żeby Dumbledore został ministrem, ale on nigdy by nie opuścił Hogwartu, więc zrobili nim starego Korneliusza Knota. W rzeczy samej straszny z niego partacz, co weźmie, to sknoci. Więc co rano przysyła Dumbledore'owi sowy, pytając o radę.
 - Ale co to Ministerstwo Magii robi?
 - No... ich główne zajęcie polega na ukrywaniu przed mugolami, że są jeszcze w tym kraju czarownice i czarodzieje.
 - Dlaczego?”
- Dlaczego on tak mało wie – dziwił się Peter
- Czy tobie się czasem nie usnęło? – spytał się Rogacz
- Nie
- Chyba jednak tak – odparła Evans
„ - Dlaczego? Sam pomyśl, Harry, co by to było! Przecież każdy ma jakieś problemy i chciałby je załatwić za pomocą czarów. Nie, lepiej niech nas zostawią w spokoju.
 W tym momencie łódka uderzyła łagodnie w ścianę przystani. Hagrid złożył gazetę i obaj wspięli się po kamiennych schodkach na nadbrzeże.
 W drodze na dworzec Hagrid wzbudzał spore zainteresowanie wśród przechodniów, a Harry’emu trudno było mieć do nich o to pretensję. Hagrid był nie tylko dwa razy wyższy od normalnych ludzi, ale nieustannie wskazywał palcem na różne zwykłe rzeczy, takie jak parkomaty, i mówił na głos:
 - Widzisz to, Harry? Widzisz, co wymyślili ci mugole, co?”
- Mugole są dziwni – mruknął Peter
- Ale i pomysłowi – odparła Lily
 „- Hagridzie - powiedział Harry, lekko zadyszany, bo musiał dotrzymywać olbrzymowi kroku - więc w banku Gringotta są smoki?
 - No, tak mówią - odpowiedział Hagrid. - Cholibka, chciałbym mieć smoka.”
- Cały Hagrid – powiedzieli wszyscy razem, tylko Syriusz się nie odezwał. Siedział teraz zły jak osa i słuchał co mówią.
„ - Chciałbyś mieć smoka?
 - Zawsze chciałem mieć smoka, jeszcze jak byłem dzieckiem. No, jesteśmy.
 Doszli do stacji. Pociąg do Londynu odchodził za pięć minut. Hagrid, który nie znał się na „pieniądzach mugoli”, jak je nazywał, dał kilka banknotów Harry’emu, żeby kupił im bilety.
 W pociągu ludzie jeszcze bardziej wybałuszali na nich oczy. Hagrid zajął dwa miejsca i zajął się robieniem na drutach czegoś, co wyglądało jak kanarkowożółty namiot cyrkowy.
 - Masz ten list, Harry? - zapytał, nie przerywając robótki.
 Harry wyjął z kieszeni pergaminową kopertę.
 - Dobra - rzekł Hagrid. - Tam jest lista wszystkiego, co ci będzie potrzebne.
 Harry rozłożył drugi arkusz papieru, którego uprzednio nie zauważył, i przeczytał:”
- Może to pominiemy? – zapytał się Remus
- Nie – odparła Lily
- Ale..
- Daj mi to – powiedziała i wzięła książkę od Lunatyka
 „HOGWART
 SZKOŁA MAGII i CZARODZIEJSTWA
 UMUNDUROWANIE
 Studenci pierwszego roku muszą mieć:
 1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
 2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienną (czarną)
 3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju)
 4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)
 UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.
 PODRĘCZNIKI
 Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł:
 Standardowa księga zaklęć (l stopień) Mirandy Goshawk
 Dzieje magii Bathildy Bagshot
 Teoria magii Adalberta Wafflinga
 Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha
 Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy Spore
 Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jiggera
 Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta Scamandera
 Ciemne moce: Poradnik samoobrony Quentina Trimble’a
 POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE
 l różdżka
 l kociołek (cynowy, rozmiar 2) l zestaw szklanych lub kryształowych fiolek l teleskop
 l miedziana waga z odważnikami
 Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę.
 PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ”
 - I to jest nie sprawiedliwe – burknął Rogacz, a Syriusz zaśmiał się bezgłośnie, Lily oddała książkę Lunatykowi.
„ - I to wszystko można kupić w Londynie? - zdziwił się na głos Harry.
 - Jak wiesz, gdzie szukać - odrzekł Hagrid.
 Harry jeszcze nigdy nie był w Londynie. Natomiast Hagrid, choć sprawiał wrażenie, że wie, dokąd zmierza, najwidoczniej nie był przyzwyczajony do normalnych środków transportu. Ugrzązł w bramce do metra i uskarżał się głośno, że siedzenia są za wąskie, a pociąg za powolny.
 - Nie mam pojęcia, jak ci mugole radzą sobie bez czarów - oświadczył, kiedy wspinali się po zepsutych ruchomych schodach, które ich wyprowadziły na ruchliwą ulicę pełną sklepów.”
- Ja też – mruknął Remus
 „Hagrid był tak wielki, że pruł przez tłum jak lodołamacz;
Harry’emu pozostawało tylko podążać za nim. Mijali księgarnie i sklepy muzyczne, kina i restauracje z hamburgerami, ale żaden sklep nie wyglądał na taki, w którym można by kupić różdżkę. Była to po prostu zwykła ulica zatłoczona zwykłymi ludźmi. Czy to możliwe, by setki mil pod nimi spoczywały stosy złota czarodziejów? Czy naprawdę są sklepy, w których sprzedaje się księgi z zaklęciami i latające miotły?”
- No pewnie, że są!
„Czy to wszystko nie jest jakimś jednym wielkim żartem wysmażonym przez Dursleyów? Gdyby Harry nie wiedział, że Dursleyowie nie mają poczucia humoru, mógłby tak pomyśleć. A jednak, choć wszystko, co mu dotąd powiedział Hagrid, było zupełnie niewiarygodne, jakoś czuł do niego zaufanie.
 - No i jest - oznajmił Hagrid, zatrzymując się. - Dziurawy Kocioł. To słynne miejsce.”
-  Coś  mi się wydaje, że teraz będzie się działo – powiedział Peter
- Tom, mnie przeraża – mruknęła Lily
- Nie tylko ciebie – odparł James
 „Był to mały, brudny pub. Gdyby Hagrid nie wskazał palcem, Harry w ogóle by nie zauważył, że w tym miejscu jest pub. Ludzie mijali go, nawet nie zaszczycając spojrzeniem. Ich wzrok ślizgał się od wielkiej księgarni po jednej stronie pubu do sklepu z płytami gramofonowymi z drugiej strony, jakby w ogóle Dziurawego Kotła nie dostrzegali. Prawdę mówiąc, Harry miał dziwne wrażenie, że widzi go tylko on i Hagrid.”
- Ah te zabezpieczenia anty mugolskie – westchnął Remus
„Zanim zdążył zrobić na ten temat uwagę, Hagrid wepchnął go do środka.”
- Witamy wśród swoich, Harry – powiedział James
Jak na słynne miejsce, było ciemne i obskurne. W kącie siedziało kilka staruszek, popijających sherry z maleńkich szklaneczek. Jedna paliła długą fajkę. Jakiś człeczyna w spiczastym kapeluszu rozmawiał z barmanem, który był całkowicie łysy, bezzębny i pomarszczony niczym orzech włoski.”
- On się nic nie zmienił – wtrącił Peter
„Kiedy weszli, rozmowy ucichły. Wszyscy musieli dobrze znać Hagrida: machali do niego i uśmiechali się, a barman sięgnął po szklankę, mówiąc:
 - To co zwykle, Hagrid?
 - Nie mogę, Tom, mam na głowie sprawy Hogwartu - odpowiedział Hagrid i klepnął po ramieniu Harry’ego, pod którym ugięły się kolana.
 - Dobry Boże - rzekł barman, zerkając na Harry’ego - czy to... czy to może być...
 W Dziurawym Kotle zrobiło się nagle zupełnie cicho, a wszyscy zamarli bez ruchu.”
- No i się zaczęło – odparł Remus
”- Na mą duszę - wyszeptał stary barman - Harry Potter... cóż za zaszczyt.”
- Założę się, że tak będzie za każdym razem, kiedy pozna nową osobę – oznajmiła Lily
 „Wyszedł pospiesznie zza baru, podszedł do Harry’ego i ze łzami w oczach uścisnął mu rękę.
 - Witamy, panie Potter! Cieszymy się z pana powrotu.
 Harry nie wiedział, co odpowiedzieć. Wszyscy się na niego gapili. Staruszka pykała fajkę, nie zdając sobie sprawy, że zgasła. Hagrid promieniał.”
- Wiedziałem, że mój syn będzie sławny, ale żeby, aż tak – powiedział Rogacz
 „Potem rozległo się ogólne szuranie krzesłami i wszyscy rzucili się do Harry’ego, żeby mu uścisnąć rękę.
 - Doris Crockford, panie Potter. Nie mogę uwierzyć, że w końcu pana spotkałam.
 - Taki jestem dumny, panie Potter, taki jestem dumny.
 - Zawsze marzyłam, żeby uścisnąć pańską dłoń... jestem cała w nerwach.
 - Jestem tak wzruszony, panie Potter, że trudno mi znaleźć słowa. Jestem Diggle, Dedalus Diggle.
 - Ja już pana spotkałem! - powiedział Harry, kiedy Dedalusowi Diggle z emocji spadł spiczasty kapelusz. - Kłaniał mi się pan w sklepie.
 - Pamięta! - krzyknął Dedalus Diggle, rozglądając się z dumą. - Słyszeliście? On mnie pamięta!
 Harry ściskał mnóstwo rąk - Doris Crockford podeszła po raz drugi.
 Przez tłum przecisnął się jakiś blady młodzieniec, bardzo zdenerwowany. Jedno oko drgało mu gwałtownie.
 - Profesor Quirrell! - powiedział Hagrid. - Harry, profesor Quirrell będzie jednym z twoich nauczycieli w Hogwarcie.
 - P-P-Potter - wyjąkał profesor Quirrell, chwytając dłoń Harry’ego - t-t-trudno mi w-wypowiedzieć, jak b-bardzo m-miło mi pana p-p-poznać.”
- On? Nauczycielem? – zdziwiła się Lily
- C-C-Ciekawe c-c-czego? zarechotał James
„ - Jakiego rodzaju magii pan naucza, panie profesorze?”
 - Ob-b-rony p-przeciw cie-e-emnym m-m-mocom –„
- C-C-Co! – zdziwił się James
- Możesz przestać? – spytała się Lily
- N-N-Nie
- Idź się lecz.
„wymamrotał profesor Quirrell takim tonem, jakby nie warto było o tym wspominać. - N-nie m-mówię, że p-pan t-tego p-potrzebuje, P-P-Potter... - Zaśmiał się nerwowo. - B-b-będzie p-pan nabywał w-wyposażenie, co, P-P-Potter? S-s-sam muszę z-z-z-znaleźć ja-jakąś nową k-książkę o wampirach... - Wyglądał na przerażonego samą tą myślą.”
- Trzymajcie mnie – powiedział Remus i wszyscy zaczęli się głośno śmiać. Tylko biedny Łapa siedział spokojnie.
„ Ale inni nie pozwolili profesorowi tak długo absorbować Harry’ego swoją osobą. Upłynęło z dziesięć minut, zanim się wszystkich pozbyli. W końcu Hagridowi udało się przekrzyczeć podniecony gwar.
 - Musimy iść... Mamy mnóstwo do kupienia. Chodź, Harry.
 Doris Crockford po raz ostatni uścisnęła Harry’emu rękę i Hagrid wyprowadził go tylnymi drzwiami na małe, zamknięte podwórko, gdzie stał tylko pojemnik na śmieci i rosło parę chwastów.
 Hagrid wyszczerzył do Harry’ego zęby.
 - A nie mówiłem? Powiedziałem ci, że jesteś sławny, chłopie. Nawet profesor Quirrell rozdygotał się na twój widok... no, prawdę mówiąc, to on zawsze dygoce.”
- Ciekawe dlaczego? – zastanawiał się Peter
„- Zawsze jest taki zdenerwowany?
  - Przeważnie. Biedny facet. Ma naprawdę wielki łeb. Wszystko było dobrze, póki studiował z książek, ale później sam się wziął za eksperymentowanie... Mówią, że miał przykre spotkanie z wampirami w Czarnej Puszczy, a później trochę kłopotów z pewną wiedźmą... Już nigdy nie był taki, jak przedtem. Boi się studentów, boi się tego, czego naucza... Zaraz, gdzie jest mój parasol?”
- Hagrid jest mistrzem w zmienianiu tematu – powiedziała Lily
Wampiry? Wiedźmy? Harry miał już zamęt w głowie. Tymczasem Hagrid liczył cegły w murze nad śmietnikiem.
 - Trzy do góry… dwie w bok... - mruczał pod nosem. - Dobra, odsuń się, Harry.
 Zastukał trzy razy w mur końcem parasola.
 Cegła, w którą zastukał, drgnęła - przekręciła się - ukazała się mała dziura - dziura robiła się coraz większa - w chwilę później stali przed sklepionym przejściem dostatecznie wysokim nawet dla Hagrida, przejściem wiodącym na brukowaną ulicę, która ginęła za pobliskim zakrętem.
 - Witaj - rzekł Hagrid - na ulicy Pokątnej.”
- Hurraaa! – krzyknęli wszyscy
 „Uśmiechnął się, widząc zdumienie na twarzy Harry’ego. Przeszli pod kamiennym łukiem. Harry obejrzał się przez ramię i zobaczył za sobą ceglany mur. Wejście znikło.
 Słońce połyskiwało w stosie kotłów przed najbliższym sklepem. KOTŁY - WSZYSTKIE ROZMIARY - MIEDZIANE, MOSIĘŻNE, CYNOWE, SREBRNE - SAMOMIESZALNE - SKŁADANE - głosił szyld nad sklepem.
 - Taaa... kociołek będzie ci potrzebny - rzekł Hagrid - ale najpierw musimy dostać twoją forsę.
 Harry marzył, żeby mieć dodatkowe cztery pary oczu. Obracał głowę we wszystkie strony, starając się zobaczyć wszystko: sklepy, wystawione przed nimi towary, ludzi robiących zakupy. Przed apteką jakaś pulchna kobieta kręciła głową, mrucząc do siebie:
 - Siedemnaście syklów za smoczą wątrobę, oni chyba powariowali...”
- Merlinie! Rzeczywiście powariowali – odparła Lily, na co reszta się zaśmiała
 „Ciche pohukiwanie dobiegało z ciemnego sklepu z szyldem, na którym było napisane: CENTRUM HANDLOWE EEYLOPA - SOWY - PUCHACZE, SYCZKI, WŁOCHATKI, USZATKI ŚNIEŻNE. Kilku chłopców w wieku Harry’ego przyciskało nosy do witryny z miotłami.
 - Zobaczcie - usłyszał Harry jednego z nich - nowe Nimbusy Dwa Tysiące... są najszybsze... „
James zrobił wielkie oczy i powiedział:
- Ja chcę w tamte czasy! Muszę! – powiedział prawie przy tym płacząc.
 „Były też sklepy z szatami, sklepy z teleskopami i dziwnymi srebrnymi instrumentami, które Harry widział po raz pierwszy w życiu, witryny pełne beczułek ze śledzionami nietoperzy i oczkami węgorzy, stosy ksiąg z zaklęciami, pióra, zwoje pergaminu, butelki z magicznymi napojami, globusy księżyca...
 - Bank Gringotta - powiedział Hagrid.
 Doszli do śnieżnobiałego budynku, który wyrastał ponad okoliczne sklepy. A obok potężnych drzwi z brązu, w szkarłatno-złotej liberii, stał... „
- Goblin? -zapytał się Peter
- A jak myślisz Glizdku? Przecież to Gringott – odparł Remus
„ - Tak... to jest goblin - powiedział cicho Hagrid, kiedy kroczyli ku niemu po białych, kamiennych schodach. Goblin był prawie o głowę niższy od Harry’ego. Miał śniadą, chytrą twarz, spiczastą bródkę i, jak zauważył Harry, bardzo długie palce i stopy. Ukłonił się, kiedy podeszli bliżej. Weszli do środka. Były tam drugie drzwi, tym razem srebrne, z wygrawerowanymi słowami:”
I w tym momencie odezwał się James, który wyrecytował cały wiersz.
„ Wejdź tu, przybyszu, lecz pomnij na los,
 Tych, którzy dybią na cudzy trzos.
 Bo ci, którzy biorą, co nie jest ich,
 Wnet pożałują żądz niskich swych.
 Więc jeśli wchodzisz, by zwiedzić loch
 I wykraść złoto, obrócisz się w proch.
 Złodzieju, strzeż się, usłyszałeś dzwon
 Co ci zwiastuje pewny, szybki zgon.
 Jeśli zagarniesz cudzy trzos,
 Znajdziesz nie złoto, lecz marny los.”
- Wow – powiedziała Lily.
- No co? – zdziwił się Potter- haha, Łapo, żebyś widział swoją minę.
„ - Jak mówiłem, trzeba być wariatem, żeby próbować tu się włamać - powiedział Hagrid.”
- Chyba jeszcze nikomu nie udało się tam włamać i przeżyć – powiedział Peter
 „Po przejściu przez srebrne drzwi znaleźli się w wielkiej marmurowej sali. Na wysokich stołkach, za długim kontuarem, siedziało ze stu goblinów, skrobiąc piórami w wielkich księgach rachunkowych, odważając monety na mosiężnych wagach, badając drogie kamienie przez lupy. W ścianach było mnóstwo drzwi, a przy każdych stało dwóch goblinów, którzy wskazywali drogę wchodzącym i wychodzącym klientom, kłaniając im się uprzejmie. Hagrid i Harry podeszli do kontuaru.
 - Dzień dobry - powiedział Hagrid do jakiegoś wolnego goblina. - Przyszliśmy, żeby wziąć trochę pieniędzy z sejfu pana Harry’ego Pottera.
 - Czy szanowny pan ma swój klucz?
 - Gdzieś go muszę mieć - odrzekł Hagrid i zaczął wykładać na kontuar zawartość swoich kieszeni, wysypując przy tym na otwartą księgę rachunkową garść rozmiękłych sucharów dla psów. Goblin zmarszczył nos. Harry obserwował drugiego goblina, po prawej stronie, który ważył stosik rubinów rozmiarów węgli w kominku.
 - Mam - oznajmił w końcu Hagrid, podnosząc rękę z maleńkim złotym kluczykiem. Goblin obejrzał kluczyk z bliska.”
- Jakim cudem Hagrid ma klucz do mojej skrytki? – zapytał się James.
- Pewnie Dumbledore go miał – odpowiedział Remus
 „- Chyba jest w porządku.
 - I mam też list od profesora Dumbledore’a - dodał Hagrid, wypinając pierś. - Na temat Sam-Wiesz-Czego w krypcie siedemset trzynaście.”
- Co tam jest?- zapytał podekscytowany Glizdogon. Nagle Syriusz zaczął wymachiwać rękoma i pokazywać na siebie.
- I ty niby wiesz? - zdziwiła się Lily
- Dobra mów – powiedział Remus i zdjął z niego zaklęcie.
- Więc
- Tam jest kamień – powiedział
- A ty niby skąd wiesz? – spytał się James
- Nie jestem idiotą, Rogasiu. Tytuł książki to Kamień Filozoficzny.
- Nie wierzę Ci – wtrąciła Lily
- I my też – dodała reszta.
- Założycie się? Od każdego po 5 galeonów. Co? – Lily, James, Remus i Peter spojrzeli po sobie i odpowiedzili:
- Ok.
„Goblin uważnie przeczytał list.
 - W porządku - powiedział, oddając list Hagridowi. - Zaraz ktoś panów zaprowadzi do obu krypt. Gryfek!
 Gryfek okazał się kolejnym goblinem. Kiedy Hagrid zgarnął z powrotem swoje suchary dla psów i wsypał je do kieszeni, poszli za Gryfkiem ku jednym z wielu drzwi.
 - Co to jest Sam-Wiesz-Co w krypcie siedemset trzynaście? - zapytał Harry.
 - Nie mogę ci powiedzieć - odparł tajemniczo Hagrid. - Ściśle tajne. Sprawy Hogwartu. Dumbledore mi zaufał. Gdybym ci powiedział, straciłbym nie tylko posadę.
 Gryfek otworzył przed nimi drzwi. Harry spodziewał się jakichś nowych marmurów, więc był zaskoczony tym, co zobaczył. Znaleźli się w wąskim, kamiennym korytarzu, oświetlonym płonącymi pochodniami. Korytarz biegł nieco w dół, a w posadzce widniały wąskie szyny. Gryfek gwizdnął i po szynach potoczył się ku nim mały wózek. Wsiedli do niego - Hagrid z pewną trudnością - i pojechali.
 Z początku pędzili labiryntem krętych korytarzy. Harry próbował zapamiętać kolejne skręty: w lewo, w prawo, w prawo, w środkowy, w prawo, w lewo, ale było to niemożliwe. Grzechoczący wózek zdawał się sam znać drogę, bo Gryfek wcale nim nie kierował.”
- Kiedy jechałam tym po raz pierwszy, prawie zwymiotowałam – oznajmiła Lily, a huncwoci się zaśmiali. Dla nich to była duża porcja adrenaliny.
„ Pęd powietrza sprawiał, że piekło w oczach, ale Harry starał się ich nie zamykać. Raz wydawało mu się, że zobaczył wybuch ognia na końcu któregoś z korytarzy.”
- Smok! – wykrzyknął Peter
„i wykręcił się, żeby zobaczyć, czy to nie smok, ale już było za późno - zagłębiali się coraz niżej, mijając podziemne jezioro, gdzie ze sklepienia i posadzki wyrastały olbrzymie stalaktyty i stalagmity.
 - Nigdy nie wiem - zawołał Harry do Hagrida, przekrzykując hałasujący wózek - jaka jest różnica między stalagmitami a stalaktytami!
 - Stalagmity mają w środku „m” - odpowiedział mu Hagrid.”
- Tak, to jest różnica – mruknął Remus, a Lily prychnęła
„ - I nie pytaj mnie teraz o nic, bo chyba trochę mnie zemdliło.
 Rzeczywiście pozieleniał na twarzy, a kiedy w końcu wózek zatrzymał się przed małymi drzwiczkami w ścianie korytarza, wysiadł i oparł się o nią, żeby opanować dygotanie kolan.
 Gryfek otworzył drzwiczki. Ze środka buchnęły kłęby zielonego dymu, a kiedy się rozwiały, Harry’ego aż zatkało. Wewnątrz były góry złotych monet. Kolumny srebrnych. Stosy małych brązowych knutów.
 - To wszystko twoje - oświadczył z uśmiechem Hagrid.”
- Ciekawe ile mi płacili za jeden mecz? – zastanawiał się Rogacz
 „Naprawdę, trudno było w to uwierzyć. Dursleyowie z pewnością o tym nie wiedzieli, bo już dawno odebraliby mu wszystko w mgnieniu oka.”
- Tylko by spróbowali – warknął Potter
 „Jak często wypominali, ile kosztuje jego utrzymanie! A przez cały czas, głęboko pod Londynem, leżała ukryta ta mała fortuna, należąca do niego - do Harry’ego Pottera!
 Hagrid pomógł mu zgarnąć trochę monet do torby.
 - Te złote to galeony - wyjaśnił. - Siedemnaście srebrnych syklów to jeden galeon, a dwadzieścia jeden knutów to syki. To łatwe. No dobra, wystarczy tego na parę semestrów, reszta przyda ci się później. - Odwrócił się do Gryfka. - A teraz krypta siedemset trzynaście, tylko trochę wolniej, dobrze?”
- One mają tylko jedną prędkość – oznajmił Remus
„ - Wózki mają tylko jedną prędkość - odrzekł Gryfek.
 Teraz pędzili coraz niżej i coraz szybciej, a kiedy tak mknęli ciasnymi korytarzami, robiło się coraz zimniej. Przejechali z hałasem nad podziemną przepaścią i Harry wychylił się, by zobaczyć, co jest na jej ciemnym dnie, ale Hagrid jęknął i wciągnął go z powrotem za kołnierz.
 W drzwiczkach krypty siedemset trzynaście nie było dziurki od klucza.
 - Cofnijcie się - powiedział Gryfek ważnym tonem. Pogładził drzwiczki jednym ze swoich długich palców, a drzwiczki po prostu się rozpłynęły.
 - Gdyby spróbował to zrobić ktokolwiek poza goblinami Gringotta, wciągnęłoby go przez otwór do środka i znalazłby się w pułapce - rzekł Gryfek.
 - Jak często sprawdzacie, czy w środku kogoś nie ma? - zapytał Harry.
 - Raz na dziesięć lat - odpowiedział Gryfek z paskudnym uśmiechem.”
- To okropne – fuknęła Lily
 „Harry był pewny, że wewnątrz tej supertajnej skrytki musi być coś naprawdę niezwykłego. Zajrzał do środka niecierpliwie, spodziewając się, że w końcu zobaczy te słynne klejnoty, ale w pierwszej chwili wydało mu się, że sejf jest pusty. Dopiero po chwili dostrzegł leżącą na podłodze paczkę owiniętą zwykłym brązowym papierem.
- Mówiłem, że to kamień! – powiedział Łapa, ale inni cały czas nie byli do tego przekonani.
„Hagrid wyjął ją ze skrytki i schował w swym przepastnym płaszczu. Harry bardzo chciał się dowiedzieć, co jest w środku, ale wolał nie pytać.
 - No dobra, ładujemy się na ten piekielny wózek i nie mów do mnie nic po drodze, bo mi trochę lepiej, jak zaciskam zęby - powiedział Hagrid.
 Po kolejnej dzikiej przejażdżce wózkiem stanęli przed bankiem Gringotta, mrużąc oczy w słońcu. Teraz, mając torbę pełną pieniędzy, Harry nie wiedział, dokąd najpierw pójść. Nie miał pojęcia, ile galeonów przypada na funta lub odwrotnie, więc nie wiedział też, że ma w tej torbie więcej pieniędzy, niż miał w całym życiu - więcej nawet, niż miał kiedykolwiek Dudley.”
- To na podbój sklepów! – krzyknął James
- Ej. On ma przed sobą siedem lat szkoły – fuknęła Lily
- Wydaje mi się, że Harry ma wystarczająco dużo pieniędzy. Starczy mu na najbliższe lata – odparł Rogacz. Rudowłosa chciała mu coś jeszcze powiedzieć, ale ugryzła się w język.
 „- No, to możemy kupić ci mundurek - rzekł Hagrid, wskazując na szyld: MADAME MALKIN - SZATY NA WSZYSTKIE OKAZJE. - Posłuchaj, Harry, chyba nie masz nic naprzeciw, żebym skoczył sobie do Dziurawego Kotła na szklaneczkę czegoś mocniejszego? Nie znoszę tych wózków u Gringotta. - Wciąż wyglądał nie najlepiej, więc Harry wszedł do sklepu madame Malkin sam, nie czując się zbyt pewnie.”
- Hagridzie! To nie odpowiedzialne – oburzyła się Lily
 „Madame Malkin była przysadzistą, uśmiechniętą czarownicą ubraną na fiołkoworóżowo.
 - Hogwart, tak, kochasiu? - powiedziała, zaledwie Harry otworzył usta. - Ostatnio wielu was mnie odwiedza... właśnie dopasowujemy szatę innemu młodzieńcowi, który też tam się wybiera.”
- Nareszcie, ktoś w jego wieku – powiedział Syriusz. O dziwo Lily pomyślała to samo. Nie chciała, żeby jej syn szedł do Hogwartu całkiem sam. On też nie szła… miała Severusa.
W głębi sklepu stał na stołku chłopiec o bladej, chudej twarzy, a inna czarownica upinała na nim długą czarną szatę. Madame Malkin kazała Harry’emu wejść na drugi stołek, włożyła mu przez głowę szatę i zaczęła zaznaczać szpilkami właściwą długość.
 - Cześć - powiedział chłopiec. - Też do Hogwartu?
 - Tak.
 - Ojciec kupuje mi książki w sąsiedniej księgarni, a matka szuka różdżki - oznajmił chłopiec. Miał nudny głos i pretensjonalnie przeciągał sylaby. - A potem namówię starych, żebyśmy odwiedzili sklep z miotłami wyścigowymi. Nie rozumiem, dlaczego na pierwszym roku nie można mieć własnych mioteł.”
- Ja też tego nie rozumiem – mruknął James
 „Będę musiał naciągnąć ojca na któryś z najnowszych modeli, a potem jakoś ją przemycę do Hogwartu.”
- To będzie Ślizgon – stwierdziła Lily
„ Harry’emu nagle przypomniał się Dudley.
 - A ty masz własną miotłę? - zapytał chłopiec.
 - Nie.
 - W ogóle grasz w quidditcha?”
- Dlaczego miałby wiedzieć co to quidditch, skoro dorastał wśród mugoli! – krzyknął James. Cały czas był zły, że jego syn nic nie wie o quidditchu.
„ - Nie - wyznał Harry, zastanawiając się, co to może być.
 - Bo ja gram... Ojciec uważa, że byłoby hańbą, gdyby mnie nie wybrano do drużyny, a ja się z nim zgadzam. Wiesz już, w jakim będziesz domu?”
- W Gryffinor – Powiedzieli razem James i Syriusz
„ - Nie - powtórzył po raz trzeci Harry, czując się coraz głupiej.”
- Nie przejmuj się. Masz prawo nie wiedzieć – powiedziała Lily pocieszającym głosem.
„ - No, nikt tego nie wie, zanim się tam nie znajdzie, ale ja na pewno będę w Slytherinie. Jak wszyscy z naszej rodziny... Wyobraź sobie, że trafiasz do Hufflepuffu... ja bym chyba rzucił budę, a ty?”
- Nie ma nic złego w Puchonach – mruknęła Lily
- Mój syn będzie Gryfonem, a nie Puchonem – powiedział James śmiało.
„ - Mmm - mruknął Harry, żałując, że nie potrafi powiedzieć nic ciekawszego.
 - Patrz, ale facet! - zawołał nagle chłopiec, wskazując na frontowe okno.
 Stał tam Hagrid, uśmiechając się do Harry’ego, pokazując mu dwa wielkie lody i dając do zrozumienia, że nie może z nimi wejść.
 - To Hagrid - powiedział Harry, uradowany, że wie o czymś, o czym nie wie ten chłopiec. - Pracuje w Hogwarcie.
 - Och, tak, słyszałem o nim. Jest czymś w rodzaju służącego, no nie?
 - Jest gajowym - odpowiedział Harry. Czuł, że coraz mniej lubi tego chłopca.”
- My też
„ - Tak, teraz sobie przypominam. Słyszałem, że jest... no, dzikusem... mieszka w chacie na skraju parku i wciąż się zalewa w trupa, próbuje coś wyczarować, ale zwykle udaje mu się tylko podpalić swoje łóżko.”
- Wcale nie jest dzikusem. I niech ten chłopak sobie już pójdzie, bo moje nerwy już mi puszczają – warknęła Evans
 „- Uważam, że to równy gość - rzekł chłodno Harry.”
- I my też – wtrącili huncwoci
„ - Naprawdę! - zdziwił się chłopiec nieco kpiącym tonem. - Dlaczego jest z tobą? Gdzie są twoi rodzice?
 - Nie żyją - odrzekł krótko Harry. Nie miał ochoty zwierzać się temu chłopcu.
 - Och, bardzo mi przykro - powiedział chłopiec, choć ton jego głosu wcale na to nie wskazywał. –„
- To Malfoy – wtrącił Łapa
- Przerażasz mnie – powiedział James
- I nas – dodała reszta
- Dlaczego?
- Czytamy tę książkę parę godzin, a ty… jesteś taki… - zawahał się Remus
- Mądrzejszy – dokończyła Lily
- Merlinie! Zepsułem się!
„Ale byli jednymi z nas, prawda?
 - Matka była czarodziejką, a ojciec czarodziejem, jeśli ci o to chodzi.
 - Bo ja uważam, że obcych nie powinni w ogóle wpuszczać do Hogwartu, a ty? Oni są zupełnie inni i nigdy nie staną się tacy jak my. Niektórzy z nich nie wiedzą nic o Hogwarcie, dopóki nie dostaną listu, masz pojęcie? Uważam, że te sprawy powinny być zarezerwowane tylko dla starych czarodziejskich rodów. A ty jaki masz przydomek rodowy?
 Na szczęście, zanim Harry zdążył coś odpowiedzieć, madame Malkin oznajmiła:
 - Gotowe, kochasiu.”
- Nareszcie. Nie lubię tego chłopaka – burknął James  
„ Harry, rad, że znalazł się pretekst, by przerwać tę głupią rozmowę, zeskoczył ze stołka.
 - No to cześć, chyba się zobaczymy w Hogwarcie - pożegnał się z nim ten okropny nudziarz.
 Harry był trochę nieswój, kiedy jadł lody, które kupił mu Hagrid (czekoladowe i truskawkowe, posypane wiórkami orzechowymi).
 - Coś się stało? - zapytał Hagrid.
 - Nie, nic - skłamał Harry.
 Wstąpili do jakiegoś sklepu, żeby kupić pergamin i pióra. Harry odzyskał nieco humor, kiedy znalazł butelkę atramentu zmieniającego kolor podczas pisania. Wyszli ze sklepu, a Harry zapytał:
 - Hagridzie, co to jest quidditch?
 - Cholibka, Harry, wciąż zapominam, że ty tak mało wiesz... Nie wiesz, co to jest quidditch?”
- Skąd ma wiedzieć – warknął James
 „- No dobra, nie wiem, ale nie musisz mi jeszcze bardziej dokładać. - I opowiedział mu o bladym chłopcu, którego poznał u madame Malkin.
 - ...i mówił, że ludzi z rodzin mugoli w ogóle nie powinno się tam wpuszczać...
 - Ale ty nie jesteś z rodziny mugoli. Gdyby wiedział, kim ty jesteś... Harry, jeśli jego rodzice są z naszych, to on zna twoje imię od urodzenia! Widziałeś, co się działo w Dziurawym Kotle, nie? W każdym razie wiem jedno: niektórzy z najlepszych w tej branży byli jedynymi czarodziejami w swojej rodzinie, a nawet w ciągu kilku pokoleń mugoli... Wystarczy wspomnieć twoją matkę! I wystarczy popatrzyć, kim jest jej siostra!
 - Więc co to jest quidditch?”
- Najwspanialsza gra na świecie – oparł Łapa
 „- To nasza gra. Gra czarodziejów. To coś jak... jak piłka nożna w świecie mugoli... no, każdy wie, co to jest quidditch... w to się gra w powietrzu, na miotłach, i są cztery piłki... Cholibka, nie jest tak łatwo wyjaśnić zasady.”
- Może dla ciebie – oburzył się James
„ - A co to jest Slytherin i Hufflepuff?
 - Szkolne domy. Są cztery. Wszyscy mówią, że w Hufflepuffie są same niezdary, ale...
 - Założę się, że trafię do Hufflepuffu - powiedział ponuro Harry.”
- Będziesz Gryfonem! – prawie krzyknął Rogacz
„ - Lepszy Hufflepuff niż Slytherin - rzekł Hagrid złowieszczym tonem. - Z tych, co zeszli na złą drogę, każdy był w Slytherinie. Sam-Wiesz-Kto też tam był.
- Hagridzie, nie uprzedzaj mojego syna do innych domów – warknęła Ruda. Nie lubiła, kiedy ktoś sceptycznie podchodził do uczniów z innych domów.
- To, że ty miałaś Smarkerusa w Slytherinie, nie oznacza, że Harry musi kolegować się ze ślizgonami – odpowiedział James
-  Nie ma nic złego w Ślizgonach! To, że jesteś gryfonem, nie oznacza, że jesteś lepszy od nich. A co jeżeli Harry trafi do Slytherinu. Co wtedy zrobisz? – Rogacz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie potrafił.
„- To Vol... przepraszam... Sam-Wiesz-Kto był w Hogwarcie?
 - Wiele lat temu.
 Weszli do księgarni. Wzdłuż ścian były tam półki od podłogi do sufitu, a na nich księgi oprawione w skórę, wielkie jak płyty chodnikowe, maleńkie książeczki oprawione w jedwab, rozmiarów znaczków pocztowych, książki pełne dziwnych symboli i kilka książek, w których nic nie było. Chyba nawet Dudley, który nigdy nic nie czytał, chciałby wziąć niektóre z nich do rąk. Hagrid musiał prawie siłą odciągać Harry’ego od grubego dzieła pod tytułem: Zaklęcia i przeciwzaklęcia (oczaruj swoich przyjaciół i pognęb swoich wrogów ostatnimi nowościami: Nagła Utrata Włosów, Galaretowate Nogi, Język w Supeł i wiele, wiele, wiele innych) pióra profesora Vindictusa Viridiana.
 - Chciałem znaleźć coś na Dudleya.”
- Duch huncwota w nim żyje – powiedział uradowany Łapa
 „- Nie twierdzę, że to zły pomysł, ale nie wolno ci używać czarów w świecie mugoli, chyba że w bardzo szczególnych okolicznościach - powiedział Hagrid. - A zresztą i tak by ci nic nie wyszło, chłopie, trzeba się długo uczyć, żeby osiągnąć taki poziom.”
- Chociaż on jasno myśli – odparła Lily  
 „Hagrid nie pozwolił kupić Harry’emu kociołka ze szczerego złota („Napisane jest, że ma być cynowy”).”
- Pamiętam, ja też chciałem złoty, ale mama nie chciała mi kupić – mruknął Potter
„Kupili też bardzo ładną wagę do odważania składników eliksirów i składany mosiężny teleskop. Potem odwiedzili aptekę, gdzie aż zatykało od okropnego zapachu, który najbardziej przypominał zepsute jajka i zgniłą kapustę. Na podłodze stały beczułki pełne jakiejś galaretowatej masy, na półkach puszki i kosze z ziołami, ususzonymi korzeniami i kolorowymi proszkami, z sufitu zwieszały się pęczki piór, sznurki kłów i pazurów. Hagrid zamawiał u aptekarza podstawowe składniki eliksirów, a Harry oglądał z wypiekami na twarzy srebrne rogi jednorożca (po dwadzieścia jeden galeonów każdy) i maleńkie, połyskujące oczy żuków (pięć knutów szufelka).
 Kiedy wyszli z apteki, Hagrid jeszcze raz przejrzał listę Harry’ego.
 - No, to brakuje nam tylko różdżki... tak... no i wciąż nie kupiłem ci prezentu urodzinowego. Harry poczuł, że się rumieni.
 - Ale przecież nie musisz...
 - Wiem, że nie muszę. Wiesz co, kupię ci zwierzątko. Nie ropuchę... ropuchy już dawno wyszły z mody, wyśmialiby cię... i osobiście nie lubię kotów, zawsze przy nich kicham. Kupię ci sowę. Wszystkie chłopaki chcą mieć sowy, są bardzo pożyteczne, zaniosą ci list, co zechcesz... „
- Przypomnij mi, aby Hagrid dostał w tym roku wyjątkowy prezent na święta – powiedział James
- To miłe z jego strony – zagruchała Lily
„ Dwadzieścia minut później opuścili Centrum Handlowe Eeylopa, mroczny sklep pełen szelestów, łopotów i oczu jarzących się jak klejnoty. Harry dźwigał wielką klatkę z piękną śnieżną sową, która spała z głową schowaną pod skrzydłem, i raz po raz dziękował Hagridowi, jąkając się prawie tak, jak profesor Quirrell.”
- Nie porównuj mojego syna do tego jąkały! – fuknął James. Miał bardzo złe przeczucia co do tego człowieka
 „- Ależ daj spokój - burknął Hagrid. - Nie spodziewaj się wielu prezentów od Dursleyów. No, został nam już tylko Ollivander... jedyne miejsce, gdzie sprzedają różdżki, a ty musisz mieć najlepszą.
 Różdżka magiczna... To było coś, co wprawiło Harry’ego w prawdziwe podniecenie.
 Ten ostatni sklep był wąski i wyglądał dość nędznie. Złuszczone złote litery nad drzwiami układały się w napis: OLLIVANDEROWIE: WYTWÓRCY NAJLEPSZYCH  RÓŻDŻEK OD 382 R. PRZED NOWĄ ERĄ. Na zakurzonej wystawie leżała na wyblakłej poduszce jedna jedyna różdżka.
 Kiedy przekroczyli próg, gdzieś w głębi sklepu zabrzmiał dzwoneczek. Był to maleńki sklep, zupełnie pusty, jeśli nie liczyć jednego krzesła z wysokim oparciem, na którym usiadł Hagrid, i wąskich pudełek piętrzących się od podłogi do sufitu. Harry miał wrażenie, jakby się znalazł w jakiejś tajnej bibliotece. W głowie kłębiło mu się mnóstwo pytań, czuł też dziwne mrowienie w karku. W tym wnętrzu nawet kurz i cisza zdawały się przesycone magią. „
- To straszny sklep – jęknął Peter
- Zgadzam się – mruknął James
- On poczuł magię? – zdziwiła się Ruda
- Dziwne – mruknął Remus
„ - Dobry wieczór - rozległ się cichy głos. Harry aż podskoczył. Hagrid też musiał podskoczyć, bo coś trzasnęło i olbrzym szybko poderwał się z krzesła.
 Jak spod ziemi wyrósł przed nimi staruszek o wielkich oczach, które w półmroku płonęły blado jak dwa księżyce.
 - Dobry wieczór - wyjąkał Harry.
 - Ach, tak... Tak, tak. Tak sobie myślałem, że wkrótce cię zobaczę, Harry Potterze. Masz oczy swojej matki. Wydaje mi się, jakby była tu zaledwie wczoraj, żeby kupić swoją pierwszą różdżkę. Dziesięć i ćwierć cala, wierzba, bardzo elegancka. Znakomita do rzucania uroków.”
- Mamo! On pamięta jaką różdżkę kupiłam? – zdziwiła się Evans
- Ona pamięta każdą różdżkę – poprawił ją James
 „Pan Ollivander zbliżył się do Harry’ego. Harry poczuł, że ma wielką ochotę zamrugać powiekami. Te srebrzyste oczy były trochę zbyt przenikliwe.”
- Niech poczeka jak McGonagall będzie się na niego patrzeć – mruknął Łapa
„ - Natomiast twój ojciec wybrał mahoń. Jedenaście cali. Bardzo poręczna. Trochę więcej mocy, znakomita do transmutacji. Tak, tak, twój ojciec wiedział, co robi, to różdżka dla prawdziwego czarodzieja.”
- Chyba się zarumieniłem
 Pan Ollivander podszedł do Harry’ego tak blisko, że prawie stykali się nosami. Harry zobaczył swoje odbicie w tych tajemniczych, srebrnych oczach.
 - Ach, to tutaj...
 Pan Ollivander dotknął białym, długim palcem blizny na czole Harry’ego.
 - Muszę z przykrością stwierdzić, że różdżka, która do tego posłużyła, została zakupiona w moim sklepie - powiedział cicho. - Trzynaście i pół cala. Cisowa. Duża moc, naprawdę duża moc, a w złych rękach... No cóż, gdybym wiedział, czyje to będą ręce i do czego posłuży...
 Pokręcił głową i wówczas, ku uldze Harry’ego, dostrzegł Hagrida.
 - Rubeus! Rubeus Hagrid! Jakże miło znowu pana zobaczyć... Dąb, szesnaście cali, nieco wygięta, prawda?
 - Zgadza się, szanowny panie - odpowiedział Hagrid.
 - Całkiem niezła. Sądzę, że przełamali ją na pół, kiedy pana wyrzucali? - zapytał Ollivander surowym tonem.
 - Ee... tak zrobili, szanowny panie - odrzekł Hagrid, szurając butami. - Ale wciąż mam te kawałki - dodał.
- Jestem bardzo ciekaw co Hagrid takiego zrobił, że złamali mu różdżkę – powiedział Remus
 - Ale chyba ich pan nie używa? - zapytał ostro Ollivander.
 - Ale nie, skądże znowu - odpowiedział szybko Hagrid. Harry spostrzegł, że olbrzym zacisnął palce na swoim różowym parasolu.
 - Hmm - mruknął pan Ollivander, przeszywając Hagrida wzrokiem. - No dobrze... Teraz pan Potter. Popatrzmy. - Wyciągnął z kieszeni długą taśmę ze srebrną podziałką. - Która ręka ma moc?
 - Ee... jestem praworęczny - powiedział Harry.
 - Wyciągnij ją. O, tak.
 Zmierzył Harry’emu rękę od ramienia do palca wskazującego, potem od nadgarstka do łokcia, a następnie odległości od ramienia do podłogi i od kolana do pachy, a wreszcie obwód głowy.”
- Merlinie! – warknął Remus – Nie znudziło mu się to po tylu latach?
- Ale co? – spytała się Lily
- No to mierzenie. Robi to tylko na pokaz – odpowiedział wilkołak
 „- Każda różdżka od Ollivandera ma rdzeń z jakiejś potężnej substancji magicznej, panie Potter. Używamy rogów jednorożca, piór z ogona feniksa i smoczych serc. Nie ma dwóch jednakowych różdżek, podobnie jak nie ma dwóch jednakowych jednorożców, smoków czy feniksów. No i, oczywiście, nigdy się nie osiągnie równie pomyślnych rezultatów, używając różdżki innego czarodzieja.
 Harry nagle zdał sobie sprawę, że taśma sama mierzy mu szerokość nosa; pan Ollivander w tym czasie kręcił się przy półkach, zdejmując z nich różne pudła.
 - Dość - powiedział, a taśma opadła na podłogę, gdzie zwinęła się w kłębek. - No dobrze, panie Potter. Proszę spróbować tej. Drewno brzozowe i serce smoka. Dziewięć cali. Ładna i dopasowująca się do ręki. Proszę wziąć i machnąć.
 Harry wziął różdżkę i machnął nią lekko (czując się bardzo głupio), ale pan Ollivander prawie natychmiast wyrwał mu ją z ręki.”
- No pewnie, że serce smoka do niego nie pasuje – skomentował Łapa
- Boje się ciebie – odparł James
„- Kasztanowiec i pióro feniksa. Siedem cali. Dość giętka. Proszę spróbować...
 Harry spróbował, ale zanim zdążył podnieść różdżkę, pan Ollivander znowu wyrwał mu ją z ręki.
 - Nie, nie... proszę, heban i róg jednorożca, osiem i pół cala, bardzo elastyczna. No, proszę spróbować...
 Harry próbował i próbował. Nie miał pojęcia, o co panu Ollivanderowi chodzi. Stos wypróbowanych różdżek rósł coraz wyżej na krześle, pan Ollivander wyciągał coraz to nowe różdżki, ale wydawał się coraz bardziej uradowany.
 - A to mi się trafił klient, nie ma co! Proszę się nie martwić, znajdziemy odpowiednią... zaraz... tak sobie myślę... właściwie dlaczego nie?... Niezwykła kombinacja... ostrokrzew i pióro feniksa, jedenaście cali, ładna i giętka.”
- To będzie ta! – wykrzyknął Remus
- Musisz uprzedzać fakty? – spytała się Lily
 „Harry wziął różdżkę i nagle poczuł uderzenie gorąca w palcach. Wzniósł różdżkę nad głowę, machnął nią ze świstem w dół, a snop czerwonych i złotych iskier wystrzelił z jej końca, jak z laseczki zimnego ognia, rzucając na ściany roztańczone plamki światła. Hagrid wydał okrzyk radości i zaklaskał w dłonie, a pan Ollivander zawołał:
 - Brawo! Bardzo dobrze, świetnie! No, no, no, to ciekawe... zaiste, niezmiernie ciekawe...”
- Co jest ciekawe? - spytał się Łapa
 Włożył z powrotem różdżkę do pudełka i owinął ją brązowym papierem, mrucząc pod nosem:
 - Ciekawe... bardzo ciekawe...
 - Przepraszam - powiedział Harry - co jest takie ciekawe?
 Pan Ollivander utkwił w nim blade spojrzenie.
 - Widzi pan, panie Potter, pamiętam każdą różdżkę, którą sprzedałem. Co do jednej. I tak się składa, że feniks, którego pióro jest w pańskiej różdżce, uronił jeszcze jedno pióro... ale tylko jedno. To bardzo ciekawe, bo to drugie znajduje się w różdżce, za pomocą której zrobiono panu tę bliznę.
- Co?-  zapytał się James i podbiegłszy do Remusa, wyrwał mu książkę, by jeszcze raz przeczytać ostatnie zdanie.
- Coś mi tu nie gra – mruknęła do siebie Ruda
 „Harry przełknął ślinę.”
- Czy tylko mi się zrobiło gorąco?- spytał się James
- Nie tylko tobie – odpowiedzieli pozostali
„ - Tak, tak, trzynaście i pół cala. Cis. To naprawdę ciekawe, jak do tego doszło. Bo, widzi pan, różdżka sama sobie wybiera czarodzieja... Myślę, że możemy się po panu spodziewać wielkich rzeczy, panie Potter... Ostatecznie Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać dokonywał wielkich rzeczy... strasznych, to prawda, ale wielkich.
 Harry’emu dreszcz przebiegł po plecach. Wcale nie był pewny, czy polubił pana Ollivandera. Zapłacił za różdżkę siedem złotych galeonów, a pan Ollivander w ukłonach odprowadził ich do drzwi.
 Słońce wisiało już dość nisko na niebie, kiedy Harry i Hagrid wrócili ulicą Pokątną na ciemne podwórko i przeszli przez mur do Dziurawego Kotła, teraz już opustoszałego. Harry nie odzywał się, kiedy szli ulicą, nie zauważał też, że ludzie gapią się na nich w metrze, bo rzeczywiście wyglądali dość dziwacznie z tymi różnymi pakunkami o niespotykanych kształtach i białą sową śpiącą sobie w klatce na kolanach chłopca. Wjechali na górę, na stację Paddington, a Harry zorientował się, gdzie są, dopiero wtedy, gdy Hagrid poklepał go po ramieniu.
 - Mamy czas, żeby coś przekąsić przed odjazdem twojego pociągu.
 Kupił sobie i Harry’emu po hamburgerze i usiedli na plastikowej ławce, żeby je zjeść. Harry rozglądał się dookoła. Wszystko było jakieś dziwne.
 - Dobrze się czujesz, Harry? - zapytał Hagrid. - Jesteś taki spokojny.
 Harry nie bardzo wiedział, czy potrafi to wyjaśnić. Właśnie przeżył najwspanialsze urodziny w swoim życiu, a jednak... Żuł hamburgera, starając się znaleźć właściwe słowa.
 - Wszyscy uważają mnie za kogoś niezwykłego - powiedział w końcu. - Wszyscy w Dziurawym Kotle, profesor Quirrell, pan Ollivander... a przecież ja nie mam pojęcia o magii. Jak mogą ode mnie oczekiwać jakichś wielkich czynów?”
- Ponieważ jesteś moim synem – powiedział Rogacz, jakby to była najoczywistsza odpowiedź
„Jestem słynny, a nawet nie pamiętam, z jakiego powodu. Nie wiem, co się stało, kiedy Vol... przepraszam... to znaczy w tę noc, kiedy zginęli moi rodzice.
 Hagrid nachylił się do niego ponad plastikowym stolikiem. Pod zmierzwioną brodą i nastroszonymi brwiami czaił się miły uśmiech.
 - Nie martw się, Harry. Szybko się nauczysz. W Hogwarcie wszyscy zaczynają od zera, dasz sobie radę. Wystarczy, jak będziesz sobą. Wiem, że jest ciężko. Zostałeś sam na świecie, a wtedy zawsze jest ciężko, cholibka. Ale w Hogwarcie przeżyjesz wspaniałe chwile... ja też je miałem... i wciąż miewam, prawdę mówiąc.
 Hagrid pomógł Harry’emu wejść do wagonu, a potem wręczył mu kopertę.
 - To twój bilet do Hogwartu. Pierwszego września... stacja King’s Cross... wszystko jest na bilecie. A jakbyś miał jakieś problemy z Dursleyami, daj mi znać przez sowę, już ona mnie znajdzie... Do szybkiego zobaczenia, Harry.
 Pociąg wyjechał ze stacji. Harry chciał popatrzyć na Hagrida, zanim zniknie mu z oczu, więc wstał i przycisnął nos do szyby, mrugnął, a kiedy otworzył oczy, Hagrida już nie było.”
- Koniec.
- Teraz ja – zawołała Lily

***
Za bardzo nie wiedziałam, jakie mogą tu paść komenatrze. Następny rozdział będzie ciekawszy
xoxo

11 komentarzy:

  1. Jakie długie!
    Syriusz robi za wróżbitę czy co? Jasnowidz jakiś!
    W kilku sytuacjach się uśmiałam.
    Szczerze to nie umiem się doczekać aż dojdą do części drugiej do Komnaty Tajemnic *.*
    Wyłapałam jeden błąd. Napisałaś "Chciał coś jeszcze dodać, ale Remus skutecznie go powstrzymał, rzucając w niego zaklęcie". Powinno być "zaklęciem".
    Tak poza tym to chyba nic więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdzial byl mistrzowski. W niektorych momentach normalnie sie poplakalam ze smiechu. I dobrze ze w polowie zamkneli Syriusza, bo zaczal mnie juz denerwowac odrobine (co jest conajmniej dziwne bo uwielbiam Syriusza). Naprawde, te teksty mnie powalaja i caly czas chce wiecej! Na szczescie szybko piszesz notki, wiec moja rzadza (mam nadzieje ze nie walnelam ortografa) czytania (badz mordu na mojej siostrze) jest mniejsza:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie ten rozdział nudził. Komentarzy mało, krótkie, nie śmieszne.
    Następny rozdział to "Peron 9 i 3/4" (specjalnie sprawdziłam w książce) pewnie też nie będzie jakiś bardzo ciekawy, ale kolejny "Tiara Przydziału" może być całkiem, całkiem. Już się nie mogę doczekać :)
    No to do 23.08 :)
    Tosia

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham cię!!! Uwielbiam po prostu to opowiadanie! Nie mogę sie doczekać aż sie zaczną dowiadywać różne rzeczy, np o tym kamieniu i o komnacie i następnej książce i w ogóle :D i nie mogę sie doczekać rozdziału 'mistrz eliksirow' czy coś takiego, ze pierwsza lekcja eliksirów, ciekawe jak Lily zareaguje na to jak Snape traktuje Harry'ego i jak James zareaguje i w ogóle no :3 I zgadzam się z Tośką, że rozdział być trochę mniej ciekawy niż poprzednie, ale wierzę ci, że następny będzie lepszy :3 Pisz dalej :3 pisz pisz pisz :D papa
    Hdhdhsksgdhfsjwiovosbpjcskw
    Lexie :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny boski rozdział!
    Szczerze mówiąc to wręcz zazdroszczę Ci pomysłu.
    Oh, mogłam wpaść na taki pomysł, ale cóż. Ty byłaś pierwsza i piszesz cudownie!
    Tak lekko się to wszystko czyta!
    Tak właśnie wyobrażam sobie Huncwotów. Oczywiście moim faworytem jest Syriusz. :*
    Pozdrawiam :*
    Annabeth Lewis

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem absolutnie i niezaprzeczalnie zakochana w twoim opowiadaniu! Jak wpadłaś na tak genialny pomysł, żeby opisywać historię Harrego, z punktu widzenia Huncwotów? Jesteś genialna dziewczyno! Tym bardziej, że ja wprost kocham Huncwotów i Lily. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Idealnie dobierasz wypowiedzi i komentarze do charakteru postaci. Pękam ze śmiechu kiedy widzę ich kolejne zakłady, lub tekst Petera "zjadłbym coś". TO JEST GENIALNE! Brakuje mi słów, żeby opisać jak bardzo mi się to podoba. Muszę Ci powiedzieć, że zyskałaś kolejną czytelniczkę. ;) Jeśli byłabyś zainteresowana to zapraszam Cię do siebie. Prowadzę bloga właśnie o Lily i Jamesie. Adres to http://lilyanne-evans-potter.blogspot.com/ Może moja historia cię zainteresuje ;)
    Tym czasem mnie nie pozostaje nic innego jak czekać na kolejny rozdział u Ciebie ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;*
    Niedoskonała

    OdpowiedzUsuń
  7. Obiecałam komentarz po przeczytaniu całości, to komentuję :)
    Holender jasny, toż to jest cudowne! Było co prawda trochę błędów, ale jak na moje oko były one raczej kwestią nieuwagi: tutaj przestawione litery, tutaj brak znaku zapytania, ale absolutnie nie przeszkadzało to w czytaniu. Jak napisała już niedoskonała, idealnie dopasowujesz komentarze do charakterów postaci, a co najważniejsze trafia do mnie Twoje poczucie humoru
    Powiem Ci coś. Tak wyglądałam po przeczytaniu tego rozdziału:
    http://digitalsarcasm.files.wordpress.com/2011/07/hades3.gif
    A to dlatego, że jest tu tylko pięć rozdziałów. TYLKO PIĘĆ ;< Moje serduszko krwawi ;< Pomysł jest naprawdę prześwietny i powiem Ci jeszcze, że skłoniłaś mnie tym do refleksji - po pierwsze, to co powiedzą po przeczytaniu Więźnia Azkabanu? A po drugie: co zrobi Syriusz, gdy się dowie, że Regulus umarł dla nich wszystkich? Twój tekst jest naprawdę świetny, nie dość, że bawi, to jeszcze zmusza do takich przemyśleń. Już wiem, nad czym będę się zastanawiała dzisiaj przed zaśnięciem.
    Naprawdę chylę czoła i nie żałuję ani minuty, którą poświęciłam na przeczytanie Twojego tekstu. Z niecierpliwością będę czekać na każdy kolejny rozdział.
    Przy okazji bardzo dziękuję za komentarz - naprawdę niezmiernie się cieszę, że się podobało, bo byłam bardzo niepewna tego pomysłu - po czterech czy pięciu latach dopracowywania go siostra w końcu namówiła mnie do publikacji, więc naprawdę jestem ciekawa opinii. Następny rozdział miałam w planach dopiero za jakiś miesiąc (ostatnia klasa w życiu mnie czeka, niestety, więc chciałam "oszczędzać" rozdziały), ale ostatecznie stwierdziłam, że wkleję go jeszcze przed końcem wakacji, także serdecznie zapraszam, kiedy już się pojawi :)
    Czekam na Twój kolejny rozdział z niecierpliwością!
    Pozdrawiam,
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
  8. Straaasznie cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga. Pomysł jest niesamowity, a do tego znakomicie piszesz! W niektórych momentach prawie płakałam ze śmiechu. Jestem też bardzo ciekawa co będzie dalej, gdy dowiedzą się już wszystkiego. Nie mogę doczekać się dalszej części.Życzę dużo weny i serdecznie pozdrawiam.;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy zostawiłaś u mnie adres twojego bloga,powiem szczerze iż ucieszyłam się.Uwielbiam opowiadania o huncwotach i miłości Jamesa i Lily ;)Dlatego też,bez wahania zdecydowałam się przeczytać te 5 rozdziałów i cóż,czuję lekki niedosyt.Jestem strasznie zawiedziona,że jest tylko 5 rozdziałów ;( Zainteresowałaś mnie swoim opowiadaniem,bo jest po prostu "inne". Oryginalne i niepowtarzalne.Dotychczas nie spotkałam takiego opowiadania,więc trzymam kciuki za twój pomysł ;)
    Nie mogę się doczekać momentu z Tiarą Przydziału (ciekawa jestem,jak zareaguje James na wieść,że jego syn może zostać ślizgonem ) i pierwszego meczu Qudditcha.
    Pozdrawiam,życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. rozdział świetny ^^ ale ja keatem ciekawa co będzie przy trzeciej cz. gdy się okarze ze syriusz ich zdradził choc to oczywiście później się wyjaśni.... tak czy inaczej kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudny, zresztą jak zwykle. Rozbawiły mnie ich komentarze :-)

    OdpowiedzUsuń

Szablon