ULICA POKĄTNA
- Rozdział 5. Ulica
pokątna.
„Następnego ranka Harry obudził się wcześnie.
Chociaż wiedział, że już jest jasno, nie otwierał oczu.”
- Dlaczego? – spytał się Syriusz
- Nie zaczynaj – warknął Remus
- Ale…
- Ciiii. …nie otwierał oczu.
„ - To był sen -
powiedział sobie stanowczo. - Śnił mi się olbrzym Hagrid, który przyszedł, żeby
mi powiedzieć, że mam pójść do szkoły czarodziejów. Kiedy otworzę oczy, będę
znów w komórce pod schodami.”
- To nie był sen –
powiedziała cicho Lily
„Nagle usłyszał
donośne stukanie.”
- Co to? Co to? – znów przerwał Syriusz
„No tak, ciotka
Petunia już stuka do drzwi, pomyślał Harry i zrobiło mu się smutno, ale wciąż
nie otwierał oczu. To był taki cudowny sen.
Puk. Puk. Puk.
- No dobra - wymamrotał Harry. - Już wstaję.”
- A po co? Śpij jeszcze – odparł James
„Usiadł i wówczas
zsunął się z niego czarny płaszcz Hagrida. Chata była pełna słońca, burza już
przeszła, sam Hagrid spał na zapadniętej kanapie, a w okno stukała pazurem
sowa, trzymając w dziobie gazetę.”
- Zjadłbym coś – wtrącił Peter, a reszta spojrzała na niego
jak na idiotę.
- W koszyku powinno coś jeszcze być – westchnął James. Po
chwili słychać było mlaskanie Glizdogona.
„Harry wstał, czując, że szczęście rozpiera go
jak wielki balon, który ktoś w nim nadmuchuje. Podszedł do okna i otworzył je
szeroko. Sowa wleciała i upuściła gazetę prosto na Hagrida, który nawet nie
drgnął, tylko spał dalej. Sowa wylądowała na podłodze i zaczęła atakować czarny
płaszcz Hagrida.
- Przestań!”
- Musisz jej zapłacić – powiedział James
„ Harry próbował
odpędzić sowę, ale kłapnęła na niego dziobem i dalej szarpała płaszcz.
- Hagrid! - zawołał Harry. - Tu jest sowa i...
- Zapłać jej - mruknął Hagrid ze swojej
kanapy.
- Co?
- Chce zapłaty za dostarczenie przesyłki.
Poszukaj w kieszeniach.
Płaszcz Hagrida składał się chyba z samych
kieszeni - pęki kluczy, kulki chleba, miętówki, kłębki sznurków, torebki
herbaty... w końcu Harry wyciągnął garść dziwnych monet.”
- Ja chyba nie chcę wiedzieć, co on jeszcze tam trzyma–
mruknął Remus
„- Daj jej pięć
knutów - powiedział Hagrid sennym głosem.
- Knutów?”
- Tak, knutów – powiedział Syriusz
- Łapo! On nie wie jak nazywają się nasze pieniądze! –
fuknął Rogacz
- Ah, no tak. Wybaczcie.
„- To te małe,
brązowe.
Harry odliczył pięć brązowych monet, a sowa
wyciągnęła nogę, do której był przywiązany skórzany woreczek, dając mu do
zrozumienia, żeby włożył tam pieniądze. A potem wyleciała przez otwarte okno.
Hagrid ziewnął potężnie, usiadł i przeciągnął
się.
- No, Harry, komu w drogę, temu czas, musimy
się dostać do Londynu i kupić ci wszystko, czego potrzebujesz do szkoły.
Harry obracał w palcach monety. Właśnie
pomyślał o czymś, co sprawiło, że poczuł się tak, jakby ktoś przekłuł ten
balon.”
- Co? Dlaczego? – spytał się James
„ - Mmm... Hagrid?
- Mmm? - odpowiedział Hagrid, wciągając
wysokie buty.
- Ja nie mam pieniędzy... a słyszałeś, co
mówił w nocy wuj Vernon... nie da ani grosza, żebym się uczył magii.”
- No i mamy problem – mruknął Peter
„- Nie przejmuj się -
rzekł Hagrid, wstając i drapiąc się po głowie. - Myślisz, że starzy nic ci nie
zostawili?”
- Hmm? Ciekawe ile mu zostawiliście? - zastanawiał się Łapa
„ - Ale skoro ich dom
został zniszczony...
- Przecież nie trzymali złota w domu, chłopie!
No więc najpierw do Gringotta. To bank czarodziejów. Zjedz kiełbaskę, wcale nie
są takie złe na zimno... a ja nie odmówiłbym też kawałka twojego urodzinowego
tortu.
- Czarodzieje mają banki!”
Łapa znów chciał się odezwać, ale został
powstrzymany przez Lunatyka, który celował w niego różdżką.
„- Tylko jeden. Gringotta. Należy do goblinów.
Harry upuścił kawałek kiełbasy.
- Goblinów!”
- No przecież, nie przez elfy – mruknął Łapa
- Powiedz jeszcze coś, a skończy się to dla ciebie bardzo
źle – warknęła Lily
„ - Taaa... więc
tylko wariat próbowałby go obrabować, no nie? Nigdy nie zadzieraj z goblinami,
Harry. Bank Gringotta to najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem, jeśli masz coś
cennego... oczywiście z wyjątkiem Hogwartu. Teraz mi się przypomniało, że i tak
muszę odwiedzić Gringotta. Dumbledore mi kazał. No wiesz, sprawy szkoły. -
Wypiął dumnie pierś. - Zwykle daje mi do załatwienia różne ważne sprawy.
Sprowadzenie ciebie... zabranie czegoś u Gringotta... wie, że na mnie może
polegać. No, mamy już wszystko? To idziemy.”
- Na Pokątną! – krzyknęli James i Syriusz
„Harry wyszedł za nim
z chaty. Niebo było już czyste, a morze migotało w blasku słońca. Przy brzegu
kołysała się łódź, którą wynajął wuj Vernon. Na dnie było pełno wody.
- Jak się tu dostałeś? - zapytał Harry,
rozglądając się za jakąś inną łodzią.
- Przyleciałem.”
- Jak to przyleciał? – zdziwili się wszyscy
- Żadna miotła nie utrzymała by Hagrida – dodał Potter
„- Przyleciałeś?
- Taaa... ale wrócimy tą łajbą. Nie wolno mi
używać czarów, kiedy nie muszę.
Wleźli do łodzi. Harry gapił się na Hagrida, próbując
go sobie wyobrazić, jak fruwa.
- Ja też – mruknął James i w wyobraźni pojawił mu się obraz
Hagrida na miotle.
„ - Chociaż... wstyd
by było wiosłować - powiedział Hagrid, spoglądając na Harry’ego z ukosa. -
Gdybym tak... tego... trochę przyspieszył... to chyba mogę liczyć na ciebie, że
nie będziesz o tym gadał w Hogwarcie, co?
- Oczywiście - odpowiedział Harry, rad, że
zobaczy nowe czary.”
- Ciekawy świata – mruknęła Lily
„Hagrid wyciągnął
swój różowy parasol, stuknął nim dwa razy w burtę łodzi i pomknęli w stronę
lądu.
- Dlaczego tylko wariat chciałby obrabować
bank Gringotta? - zapytał Harry.
- Zaklęcia... czary - odrzekł Hagrid,
rozkładając gazetę. - Mówią, że skarbca strzegą tam smoki.”
- Tyle razy byłam w Gringottcie, a jakoś nigdy nie widziałam
tam smoka – mruknęła Ruda
- Po prostu jesteś mało spostrzegawcza – odparł Black
- Odezwał się ten co widział
- No pewnie, że widziałem . Skarbiec rodu Black jest
pilnowany przez smoka – oznajmił, a Evans spochmurniała
„No i musiałby znać drogę, a to nie takie
proste. Gringott leży setki mil pod Londynem, głęboko pod ziemią. Zdechłbyś z
głodu, próbując tam się dostać, zanim byś coś stamtąd zwędził.
Harry siedział i rozmyślał nad tym, a Hagrid
zabrał się do swojej gazety. Był to „Prorok Codzienny”. Wuj Vernon nauczył
Harry’ego, że nie wolno przeszkadzać ludziom, kiedy czytają gazetę, ale tyle
było pytań... Harry z trudem się powstrzymywał, by nie zadać pierwszych
dziesięciu.
- Ministerstwo Magii jak zwykle robi okropny
bałagan - mruknął Hagrid, przewracając stronę.
- Więc jest Ministerstwo Magii? - zapytał
Harry, zanim zdołał ugryźć się w język.”
- No pewnie, że jest! – krzyknął Syriusz. Chciał jeszcze coś
dodać, ale Remus skutecznie go powstrzymał, rzucając w niego zaklęcie.
- Do końca tego rozdziału będziesz siedział cicho –
powiedział i wrócił do czytania.
„ - Jasne - odrzekł
Hagrid. - Oczywiście chcieli, żeby Dumbledore został ministrem, ale on nigdy by
nie opuścił Hogwartu, więc zrobili nim starego Korneliusza Knota. W rzeczy
samej straszny z niego partacz, co weźmie, to sknoci. Więc co rano przysyła
Dumbledore'owi sowy, pytając o radę.
- Ale co to Ministerstwo Magii robi?
- No... ich główne zajęcie polega na ukrywaniu
przed mugolami, że są jeszcze w tym kraju czarownice i czarodzieje.
- Dlaczego?”
- Dlaczego on tak mało wie – dziwił się Peter
- Czy tobie się czasem nie usnęło? – spytał się Rogacz
- Nie
- Chyba jednak tak – odparła Evans
„ - Dlaczego? Sam
pomyśl, Harry, co by to było! Przecież każdy ma jakieś problemy i chciałby je
załatwić za pomocą czarów. Nie, lepiej niech nas zostawią w spokoju.
W tym momencie łódka uderzyła łagodnie w
ścianę przystani. Hagrid złożył gazetę i obaj wspięli się po kamiennych
schodkach na nadbrzeże.
W drodze na dworzec Hagrid wzbudzał spore
zainteresowanie wśród przechodniów, a Harry’emu trudno było mieć do nich o to
pretensję. Hagrid był nie tylko dwa razy wyższy od normalnych ludzi, ale
nieustannie wskazywał palcem na różne zwykłe rzeczy, takie jak parkomaty, i
mówił na głos:
- Widzisz to, Harry? Widzisz, co wymyślili ci
mugole, co?”
- Mugole są dziwni – mruknął Peter
- Ale i pomysłowi – odparła Lily
„- Hagridzie - powiedział Harry, lekko
zadyszany, bo musiał dotrzymywać olbrzymowi kroku - więc w banku Gringotta są
smoki?
- No, tak mówią - odpowiedział Hagrid. - Cholibka,
chciałbym mieć smoka.”
- Cały Hagrid – powiedzieli wszyscy razem, tylko Syriusz się
nie odezwał. Siedział teraz zły jak osa i słuchał co mówią.
„ - Chciałbyś mieć
smoka?
- Zawsze chciałem mieć smoka, jeszcze jak
byłem dzieckiem. No, jesteśmy.
Doszli do stacji. Pociąg do Londynu odchodził
za pięć minut. Hagrid, który nie znał się na „pieniądzach mugoli”, jak je
nazywał, dał kilka banknotów Harry’emu, żeby kupił im bilety.
W pociągu ludzie jeszcze bardziej wybałuszali
na nich oczy. Hagrid zajął dwa miejsca i zajął się robieniem na drutach czegoś,
co wyglądało jak kanarkowożółty namiot cyrkowy.
- Masz ten list, Harry? - zapytał, nie
przerywając robótki.
Harry wyjął z kieszeni pergaminową kopertę.
- Dobra - rzekł Hagrid. - Tam jest lista
wszystkiego, co ci będzie potrzebne.
Harry rozłożył drugi arkusz papieru, którego
uprzednio nie zauważył, i przeczytał:”
- Może to pominiemy? – zapytał się Remus
- Nie – odparła Lily
- Ale..
- Daj mi to – powiedziała i wzięła książkę od Lunatyka
„HOGWART
SZKOŁA MAGII i CZARODZIEJSTWA
UMUNDUROWANIE
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienną
(czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej
skóry albo podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki
srebrne)
UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być
zaopatrzone w naszywki z imieniem.
PODRĘCZNIKI
Wszyscy studenci powinni mieć po jednym
egzemplarzu następujących dzieł:
Standardowa księga zaklęć (l stopień) Mirandy
Goshawk
Dzieje magii Bathildy Bagshot
Teoria magii Adalberta Wafflinga
Wprowadzenie do transmutacji (dla
początkujących) Emerika Switcha
Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy
Spore
Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jiggera
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta
Scamandera
Ciemne moce: Poradnik samoobrony Quentina
Trimble’a
POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE
l różdżka
l kociołek (cynowy, rozmiar 2) l zestaw
szklanych lub kryształowych fiolek l teleskop
l miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO
jednego kota, ALBO jedną ropuchę.
PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM
PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ”
- I to jest nie sprawiedliwe – burknął Rogacz,
a Syriusz zaśmiał się bezgłośnie, Lily oddała książkę Lunatykowi.
„ - I to wszystko
można kupić w Londynie? - zdziwił się na głos Harry.
- Jak wiesz, gdzie szukać - odrzekł Hagrid.
Harry jeszcze nigdy nie był w Londynie.
Natomiast Hagrid, choć sprawiał wrażenie, że wie, dokąd zmierza, najwidoczniej
nie był przyzwyczajony do normalnych środków transportu. Ugrzązł w bramce do
metra i uskarżał się głośno, że siedzenia są za wąskie, a pociąg za powolny.
- Nie mam pojęcia, jak ci mugole radzą sobie bez
czarów - oświadczył, kiedy wspinali się po zepsutych ruchomych schodach, które
ich wyprowadziły na ruchliwą ulicę pełną sklepów.”
- Ja też – mruknął Remus
„Hagrid był tak wielki, że pruł przez tłum jak
lodołamacz;
Harry’emu pozostawało
tylko podążać za nim. Mijali księgarnie i sklepy muzyczne, kina i restauracje z
hamburgerami, ale żaden sklep nie wyglądał na taki, w którym można by kupić
różdżkę. Była to po prostu zwykła ulica zatłoczona zwykłymi ludźmi. Czy to
możliwe, by setki mil pod nimi spoczywały stosy złota czarodziejów? Czy
naprawdę są sklepy, w których sprzedaje się księgi z zaklęciami i latające
miotły?”
- No pewnie, że są!
„Czy to wszystko nie
jest jakimś jednym wielkim żartem wysmażonym przez Dursleyów? Gdyby Harry nie
wiedział, że Dursleyowie nie mają poczucia humoru, mógłby tak pomyśleć. A
jednak, choć wszystko, co mu dotąd powiedział Hagrid, było zupełnie
niewiarygodne, jakoś czuł do niego zaufanie.
- No i jest - oznajmił Hagrid, zatrzymując
się. - Dziurawy Kocioł. To słynne miejsce.”
- Coś mi
się wydaje, że teraz będzie się działo – powiedział Peter
- Tom, mnie przeraża – mruknęła Lily
- Nie tylko ciebie – odparł James
„Był to mały, brudny pub. Gdyby Hagrid nie
wskazał palcem, Harry w ogóle by nie zauważył, że w tym miejscu jest pub.
Ludzie mijali go, nawet nie zaszczycając spojrzeniem. Ich wzrok ślizgał się od
wielkiej księgarni po jednej stronie pubu do sklepu z płytami gramofonowymi z
drugiej strony, jakby w ogóle Dziurawego Kotła nie dostrzegali. Prawdę mówiąc,
Harry miał dziwne wrażenie, że widzi go tylko on i Hagrid.”
- Ah te zabezpieczenia anty mugolskie – westchnął Remus
„Zanim zdążył zrobić
na ten temat uwagę, Hagrid wepchnął go do środka.”
- Witamy wśród swoich, Harry – powiedział James
„ Jak na słynne
miejsce, było ciemne i obskurne. W kącie siedziało kilka staruszek,
popijających sherry z maleńkich szklaneczek. Jedna paliła długą fajkę. Jakiś
człeczyna w spiczastym kapeluszu rozmawiał z barmanem, który był całkowicie
łysy, bezzębny i pomarszczony niczym orzech włoski.”
- On się nic nie zmienił – wtrącił Peter
„Kiedy weszli,
rozmowy ucichły. Wszyscy musieli dobrze znać Hagrida: machali do niego i
uśmiechali się, a barman sięgnął po szklankę, mówiąc:
- To co zwykle, Hagrid?
- Nie mogę, Tom, mam na głowie sprawy Hogwartu
- odpowiedział Hagrid i klepnął po ramieniu Harry’ego, pod którym ugięły się
kolana.
- Dobry Boże - rzekł barman, zerkając na
Harry’ego - czy to... czy to może być...
W Dziurawym Kotle zrobiło się nagle zupełnie
cicho, a wszyscy zamarli bez ruchu.”
- No i się zaczęło – odparł Remus
”- Na mą duszę -
wyszeptał stary barman - Harry Potter... cóż za zaszczyt.”
- Założę się, że tak będzie za każdym razem, kiedy pozna
nową osobę – oznajmiła Lily
„Wyszedł pospiesznie zza baru, podszedł do
Harry’ego i ze łzami w oczach uścisnął mu rękę.
- Witamy, panie Potter! Cieszymy się z pana
powrotu.
Harry nie wiedział, co odpowiedzieć. Wszyscy
się na niego gapili. Staruszka pykała fajkę, nie zdając sobie sprawy, że
zgasła. Hagrid promieniał.”
- Wiedziałem, że mój syn będzie sławny, ale żeby, aż tak –
powiedział Rogacz
„Potem rozległo się ogólne szuranie krzesłami
i wszyscy rzucili się do Harry’ego, żeby mu uścisnąć rękę.
- Doris Crockford, panie Potter. Nie mogę
uwierzyć, że w końcu pana spotkałam.
- Taki jestem dumny, panie Potter, taki jestem
dumny.
- Zawsze marzyłam, żeby uścisnąć pańską
dłoń... jestem cała w nerwach.
- Jestem tak wzruszony, panie Potter, że
trudno mi znaleźć słowa. Jestem Diggle, Dedalus Diggle.
- Ja już pana spotkałem! - powiedział Harry,
kiedy Dedalusowi Diggle z emocji spadł spiczasty kapelusz. - Kłaniał mi się pan
w sklepie.
- Pamięta! - krzyknął Dedalus Diggle,
rozglądając się z dumą. - Słyszeliście? On mnie pamięta!
Harry ściskał mnóstwo rąk - Doris Crockford
podeszła po raz drugi.
Przez tłum przecisnął się jakiś blady
młodzieniec, bardzo zdenerwowany. Jedno oko drgało mu gwałtownie.
- Profesor Quirrell! - powiedział Hagrid. -
Harry, profesor Quirrell będzie jednym z twoich nauczycieli w Hogwarcie.
- P-P-Potter - wyjąkał profesor Quirrell,
chwytając dłoń Harry’ego - t-t-trudno mi w-wypowiedzieć, jak b-bardzo m-miło mi
pana p-p-poznać.”
- On? Nauczycielem? – zdziwiła się Lily
- C-C-Ciekawe c-c-czego? – zarechotał James
„ - Jakiego rodzaju
magii pan naucza, panie profesorze?”
- Ob-b-rony p-przeciw cie-e-emnym m-m-mocom –„
- C-C-Co! – zdziwił się James
- Możesz przestać? – spytała się Lily
- N-N-Nie
- Idź się lecz.
„wymamrotał profesor
Quirrell takim tonem, jakby nie warto było o tym wspominać. - N-nie m-mówię, że
p-pan t-tego p-potrzebuje, P-P-Potter... - Zaśmiał się nerwowo. - B-b-będzie
p-pan nabywał w-wyposażenie, co, P-P-Potter? S-s-sam muszę z-z-z-znaleźć
ja-jakąś nową k-książkę o wampirach... - Wyglądał na przerażonego samą tą
myślą.”
- Trzymajcie mnie – powiedział Remus i wszyscy zaczęli się
głośno śmiać. Tylko biedny Łapa siedział spokojnie.
„ Ale inni nie
pozwolili profesorowi tak długo absorbować Harry’ego swoją osobą. Upłynęło z
dziesięć minut, zanim się wszystkich pozbyli. W końcu Hagridowi udało się przekrzyczeć
podniecony gwar.
- Musimy iść... Mamy mnóstwo do kupienia.
Chodź, Harry.
Doris Crockford po raz ostatni uścisnęła
Harry’emu rękę i Hagrid wyprowadził go tylnymi drzwiami na małe, zamknięte
podwórko, gdzie stał tylko pojemnik na śmieci i rosło parę chwastów.
Hagrid wyszczerzył do Harry’ego zęby.
- A nie mówiłem? Powiedziałem ci, że jesteś
sławny, chłopie. Nawet profesor Quirrell rozdygotał się na twój widok... no,
prawdę mówiąc, to on zawsze dygoce.”
- Ciekawe dlaczego? – zastanawiał się Peter
„- Zawsze jest taki
zdenerwowany?
-
Przeważnie. Biedny facet. Ma naprawdę wielki łeb. Wszystko było dobrze, póki
studiował z książek, ale później sam się wziął za eksperymentowanie... Mówią,
że miał przykre spotkanie z wampirami w Czarnej Puszczy, a później trochę
kłopotów z pewną wiedźmą... Już nigdy nie był taki, jak przedtem. Boi się
studentów, boi się tego, czego naucza... Zaraz, gdzie jest mój parasol?”
- Hagrid jest mistrzem w zmienianiu tematu – powiedziała
Lily
„ Wampiry? Wiedźmy?
Harry miał już zamęt w głowie. Tymczasem Hagrid liczył cegły w murze nad
śmietnikiem.
- Trzy do góry… dwie w bok... - mruczał pod
nosem. - Dobra, odsuń się, Harry.
Zastukał trzy razy w mur końcem parasola.
Cegła, w którą zastukał, drgnęła - przekręciła
się - ukazała się mała dziura - dziura robiła się coraz większa - w chwilę
później stali przed sklepionym przejściem dostatecznie wysokim nawet dla
Hagrida, przejściem wiodącym na brukowaną ulicę, która ginęła za pobliskim
zakrętem.
- Witaj - rzekł Hagrid - na ulicy Pokątnej.”
- Hurraaa! – krzyknęli wszyscy
„Uśmiechnął się, widząc zdumienie na twarzy
Harry’ego. Przeszli pod kamiennym łukiem. Harry obejrzał się przez ramię i
zobaczył za sobą ceglany mur. Wejście znikło.
Słońce połyskiwało w stosie kotłów przed
najbliższym sklepem. KOTŁY - WSZYSTKIE ROZMIARY - MIEDZIANE, MOSIĘŻNE, CYNOWE,
SREBRNE - SAMOMIESZALNE - SKŁADANE - głosił szyld nad sklepem.
- Taaa... kociołek będzie ci potrzebny - rzekł
Hagrid - ale najpierw musimy dostać twoją forsę.
Harry marzył, żeby mieć dodatkowe cztery pary
oczu. Obracał głowę we wszystkie strony, starając się zobaczyć wszystko:
sklepy, wystawione przed nimi towary, ludzi robiących zakupy. Przed apteką
jakaś pulchna kobieta kręciła głową, mrucząc do siebie:
- Siedemnaście syklów za smoczą wątrobę, oni
chyba powariowali...”
- Merlinie! Rzeczywiście powariowali – odparła Lily, na co
reszta się zaśmiała
„Ciche pohukiwanie dobiegało z ciemnego sklepu
z szyldem, na którym było napisane: CENTRUM HANDLOWE EEYLOPA - SOWY - PUCHACZE,
SYCZKI, WŁOCHATKI, USZATKI ŚNIEŻNE. Kilku chłopców w wieku Harry’ego
przyciskało nosy do witryny z miotłami.
- Zobaczcie - usłyszał Harry jednego z nich -
nowe Nimbusy Dwa Tysiące... są najszybsze... „
James zrobił wielkie oczy i powiedział:
- Ja chcę w tamte czasy! Muszę! – powiedział prawie przy tym
płacząc.
„Były też sklepy z szatami, sklepy z
teleskopami i dziwnymi srebrnymi instrumentami, które Harry widział po raz
pierwszy w życiu, witryny pełne beczułek ze śledzionami nietoperzy i oczkami
węgorzy, stosy ksiąg z zaklęciami, pióra, zwoje pergaminu, butelki z magicznymi
napojami, globusy księżyca...
- Bank Gringotta - powiedział Hagrid.
Doszli do śnieżnobiałego budynku, który
wyrastał ponad okoliczne sklepy. A obok potężnych drzwi z brązu, w szkarłatno-złotej
liberii, stał... „
- Goblin? -zapytał się Peter
- A jak myślisz Glizdku? Przecież to Gringott – odparł Remus
„ - Tak... to jest
goblin - powiedział cicho Hagrid, kiedy kroczyli ku niemu po białych,
kamiennych schodach. Goblin był prawie o głowę niższy od Harry’ego. Miał
śniadą, chytrą twarz, spiczastą bródkę i, jak zauważył Harry, bardzo długie
palce i stopy. Ukłonił się, kiedy podeszli bliżej. Weszli do środka. Były tam
drugie drzwi, tym razem srebrne, z wygrawerowanymi słowami:”
I w tym momencie odezwał się James, który wyrecytował cały
wiersz.
„ Wejdź tu,
przybyszu, lecz pomnij na los,
Tych, którzy dybią na cudzy trzos.
Bo ci, którzy biorą, co nie jest ich,
Wnet pożałują żądz niskich swych.
Więc jeśli wchodzisz, by zwiedzić loch
I wykraść złoto, obrócisz się w proch.
Złodzieju, strzeż się, usłyszałeś dzwon
Co ci zwiastuje pewny, szybki zgon.
Jeśli zagarniesz cudzy trzos,
Znajdziesz nie złoto, lecz marny los.”
- Wow – powiedziała Lily.
- No co? – zdziwił się Potter- haha, Łapo, żebyś widział
swoją minę.
„ - Jak mówiłem,
trzeba być wariatem, żeby próbować tu się włamać - powiedział Hagrid.”
- Chyba jeszcze
nikomu nie udało się tam włamać i przeżyć – powiedział Peter
„Po przejściu przez srebrne drzwi znaleźli się
w wielkiej marmurowej sali. Na wysokich stołkach, za długim kontuarem,
siedziało ze stu goblinów, skrobiąc piórami w wielkich księgach rachunkowych,
odważając monety na mosiężnych wagach, badając drogie kamienie przez lupy. W
ścianach było mnóstwo drzwi, a przy każdych stało dwóch goblinów, którzy
wskazywali drogę wchodzącym i wychodzącym klientom, kłaniając im się uprzejmie.
Hagrid i Harry podeszli do kontuaru.
- Dzień dobry - powiedział Hagrid do jakiegoś
wolnego goblina. - Przyszliśmy, żeby wziąć trochę pieniędzy z sejfu pana
Harry’ego Pottera.
- Czy szanowny pan ma swój klucz?
- Gdzieś go muszę mieć - odrzekł Hagrid i
zaczął wykładać na kontuar zawartość swoich kieszeni, wysypując przy tym na
otwartą księgę rachunkową garść rozmiękłych sucharów dla psów. Goblin
zmarszczył nos. Harry obserwował drugiego goblina, po prawej stronie, który
ważył stosik rubinów rozmiarów węgli w kominku.
- Mam - oznajmił w końcu Hagrid, podnosząc
rękę z maleńkim złotym kluczykiem. Goblin obejrzał kluczyk z bliska.”
- Jakim cudem Hagrid ma klucz do mojej skrytki? – zapytał
się James.
- Pewnie Dumbledore go miał – odpowiedział Remus
„- Chyba jest w porządku.
- I mam też list od profesora Dumbledore’a -
dodał Hagrid, wypinając pierś. - Na temat Sam-Wiesz-Czego w krypcie siedemset trzynaście.”
- Co tam jest?- zapytał podekscytowany Glizdogon. Nagle
Syriusz zaczął wymachiwać rękoma i pokazywać na siebie.
- I ty niby wiesz? - zdziwiła się Lily
- Dobra mów – powiedział Remus i zdjął z niego zaklęcie.
- Więc
- Tam jest kamień – powiedział
- A ty niby skąd wiesz? – spytał się James
- Nie jestem idiotą, Rogasiu. Tytuł książki to Kamień
Filozoficzny.
- Nie wierzę Ci – wtrąciła Lily
- I my też – dodała reszta.
- Założycie się? Od każdego po 5 galeonów. Co? – Lily,
James, Remus i Peter spojrzeli po sobie i odpowiedzili:
- Ok.
„Goblin uważnie
przeczytał list.
- W porządku - powiedział, oddając list
Hagridowi. - Zaraz ktoś panów zaprowadzi do obu krypt. Gryfek!
Gryfek okazał się kolejnym goblinem. Kiedy
Hagrid zgarnął z powrotem swoje suchary dla psów i wsypał je do kieszeni,
poszli za Gryfkiem ku jednym z wielu drzwi.
- Co to jest Sam-Wiesz-Co w krypcie siedemset
trzynaście? - zapytał Harry.
- Nie mogę ci powiedzieć - odparł tajemniczo
Hagrid. - Ściśle tajne. Sprawy Hogwartu. Dumbledore mi zaufał. Gdybym ci
powiedział, straciłbym nie tylko posadę.
Gryfek otworzył przed nimi drzwi. Harry
spodziewał się jakichś nowych marmurów, więc był zaskoczony tym, co zobaczył.
Znaleźli się w wąskim, kamiennym korytarzu, oświetlonym płonącymi pochodniami.
Korytarz biegł nieco w dół, a w posadzce widniały wąskie szyny. Gryfek gwizdnął
i po szynach potoczył się ku nim mały wózek. Wsiedli do niego - Hagrid z pewną
trudnością - i pojechali.
Z początku pędzili labiryntem krętych
korytarzy. Harry próbował zapamiętać kolejne skręty: w lewo, w prawo, w prawo,
w środkowy, w prawo, w lewo, ale było to niemożliwe. Grzechoczący wózek zdawał
się sam znać drogę, bo Gryfek wcale nim nie kierował.”
- Kiedy jechałam tym po raz pierwszy, prawie zwymiotowałam –
oznajmiła Lily, a huncwoci się zaśmiali. Dla nich to była duża porcja
adrenaliny.
„ Pęd powietrza
sprawiał, że piekło w oczach, ale Harry starał się ich nie zamykać. Raz
wydawało mu się, że zobaczył wybuch ognia na końcu któregoś z korytarzy.”
- Smok! – wykrzyknął Peter
„i wykręcił się, żeby
zobaczyć, czy to nie smok, ale już było za późno - zagłębiali się coraz niżej,
mijając podziemne jezioro, gdzie ze sklepienia i posadzki wyrastały olbrzymie
stalaktyty i stalagmity.
- Nigdy nie wiem - zawołał Harry do Hagrida,
przekrzykując hałasujący wózek - jaka jest różnica między stalagmitami a
stalaktytami!
- Stalagmity mają w środku „m” - odpowiedział
mu Hagrid.”
- Tak, to jest różnica – mruknął Remus, a Lily prychnęła
„ - I nie pytaj mnie
teraz o nic, bo chyba trochę mnie zemdliło.
Rzeczywiście pozieleniał na twarzy, a kiedy w
końcu wózek zatrzymał się przed małymi drzwiczkami w ścianie korytarza, wysiadł
i oparł się o nią, żeby opanować dygotanie kolan.
Gryfek otworzył drzwiczki. Ze środka buchnęły
kłęby zielonego dymu, a kiedy się rozwiały, Harry’ego aż zatkało. Wewnątrz były
góry złotych monet. Kolumny srebrnych. Stosy małych brązowych knutów.
- To wszystko twoje - oświadczył z uśmiechem
Hagrid.”
- Ciekawe ile mi płacili za jeden mecz? – zastanawiał się
Rogacz
„Naprawdę, trudno było w to uwierzyć. Dursleyowie
z pewnością o tym nie wiedzieli, bo już dawno odebraliby mu wszystko w mgnieniu
oka.”
- Tylko by spróbowali – warknął Potter
„Jak często wypominali, ile kosztuje jego
utrzymanie! A przez cały czas, głęboko pod Londynem, leżała ukryta ta mała
fortuna, należąca do niego - do Harry’ego Pottera!
Hagrid pomógł mu zgarnąć trochę monet do
torby.
- Te złote to galeony - wyjaśnił. -
Siedemnaście srebrnych syklów to jeden galeon, a dwadzieścia jeden knutów to
syki. To łatwe. No dobra, wystarczy tego na parę semestrów, reszta przyda ci
się później. - Odwrócił się do Gryfka. - A teraz krypta siedemset trzynaście,
tylko trochę wolniej, dobrze?”
- One mają tylko jedną prędkość – oznajmił Remus
„ - Wózki mają tylko
jedną prędkość - odrzekł Gryfek.
Teraz pędzili coraz niżej i coraz szybciej, a
kiedy tak mknęli ciasnymi korytarzami, robiło się coraz zimniej. Przejechali z
hałasem nad podziemną przepaścią i Harry wychylił się, by zobaczyć, co jest na
jej ciemnym dnie, ale Hagrid jęknął i wciągnął go z powrotem za kołnierz.
W drzwiczkach krypty siedemset trzynaście nie
było dziurki od klucza.
- Cofnijcie się - powiedział Gryfek ważnym
tonem. Pogładził drzwiczki jednym ze swoich długich palców, a drzwiczki po
prostu się rozpłynęły.
- Gdyby spróbował to zrobić ktokolwiek poza
goblinami Gringotta, wciągnęłoby go przez otwór do środka i znalazłby się w
pułapce - rzekł Gryfek.
- Jak często sprawdzacie, czy w środku kogoś
nie ma? - zapytał Harry.
- Raz na dziesięć lat - odpowiedział Gryfek z
paskudnym uśmiechem.”
- To okropne – fuknęła Lily
„Harry był pewny, że wewnątrz tej supertajnej
skrytki musi być coś naprawdę niezwykłego. Zajrzał do środka niecierpliwie,
spodziewając się, że w końcu zobaczy te słynne klejnoty, ale w pierwszej chwili
wydało mu się, że sejf jest pusty. Dopiero po chwili dostrzegł leżącą na
podłodze paczkę owiniętą zwykłym brązowym papierem.
- Mówiłem, że to kamień! – powiedział Łapa, ale inni cały
czas nie byli do tego przekonani.
„Hagrid wyjął ją ze
skrytki i schował w swym przepastnym płaszczu. Harry bardzo chciał się
dowiedzieć, co jest w środku, ale wolał nie pytać.
- No dobra, ładujemy się na ten piekielny
wózek i nie mów do mnie nic po drodze, bo mi trochę lepiej, jak zaciskam zęby -
powiedział Hagrid.
Po kolejnej dzikiej przejażdżce wózkiem
stanęli przed bankiem Gringotta, mrużąc oczy w słońcu. Teraz, mając torbę pełną
pieniędzy, Harry nie wiedział, dokąd najpierw pójść. Nie miał pojęcia, ile
galeonów przypada na funta lub odwrotnie, więc nie wiedział też, że ma w tej
torbie więcej pieniędzy, niż miał w całym życiu - więcej nawet, niż miał
kiedykolwiek Dudley.”
- To na podbój sklepów! – krzyknął James
- Ej. On ma przed sobą siedem lat szkoły – fuknęła Lily
- Wydaje mi się, że Harry ma wystarczająco dużo pieniędzy.
Starczy mu na najbliższe lata – odparł Rogacz. Rudowłosa chciała mu coś jeszcze
powiedzieć, ale ugryzła się w język.
„- No, to możemy kupić ci mundurek - rzekł
Hagrid, wskazując na szyld: MADAME MALKIN - SZATY NA WSZYSTKIE OKAZJE. -
Posłuchaj, Harry, chyba nie masz nic naprzeciw, żebym skoczył sobie do
Dziurawego Kotła na szklaneczkę czegoś mocniejszego? Nie znoszę tych wózków u
Gringotta. - Wciąż wyglądał nie najlepiej, więc Harry wszedł do sklepu madame
Malkin sam, nie czując się zbyt pewnie.”
- Hagridzie! To nie odpowiedzialne – oburzyła się Lily
„Madame Malkin była przysadzistą, uśmiechniętą
czarownicą ubraną na fiołkoworóżowo.
- Hogwart, tak, kochasiu? - powiedziała,
zaledwie Harry otworzył usta. - Ostatnio wielu was mnie odwiedza... właśnie
dopasowujemy szatę innemu młodzieńcowi,
który też tam się wybiera.”
- Nareszcie, ktoś w jego wieku – powiedział Syriusz. O dziwo
Lily pomyślała to samo. Nie chciała, żeby jej syn szedł do Hogwartu całkiem
sam. On też nie szła… miała Severusa.
„ W głębi sklepu stał
na stołku chłopiec o bladej, chudej twarzy, a inna czarownica upinała na nim
długą czarną szatę. Madame Malkin kazała Harry’emu wejść na drugi stołek,
włożyła mu przez głowę szatę i zaczęła zaznaczać szpilkami właściwą długość.
- Cześć - powiedział chłopiec. - Też do Hogwartu?
- Tak.
- Ojciec kupuje mi książki w sąsiedniej
księgarni, a matka szuka różdżki - oznajmił chłopiec. Miał nudny głos i
pretensjonalnie przeciągał sylaby. - A potem namówię starych, żebyśmy
odwiedzili sklep z miotłami wyścigowymi. Nie rozumiem, dlaczego na pierwszym
roku nie można mieć własnych mioteł.”
- Ja też tego nie rozumiem – mruknął James
„Będę musiał naciągnąć ojca na któryś z
najnowszych modeli, a potem jakoś ją przemycę do Hogwartu.”
- To będzie Ślizgon –
stwierdziła Lily
„ Harry’emu nagle
przypomniał się Dudley.
- A ty masz własną miotłę? - zapytał chłopiec.
- Nie.
- W ogóle grasz w quidditcha?”
- Dlaczego miałby wiedzieć co to quidditch, skoro dorastał
wśród mugoli! – krzyknął James. Cały czas był zły, że jego syn nic nie wie o quidditchu.
„ - Nie - wyznał
Harry, zastanawiając się, co to może być.
- Bo ja gram... Ojciec uważa, że byłoby hańbą,
gdyby mnie nie wybrano do drużyny, a ja się z nim zgadzam. Wiesz już, w jakim
będziesz domu?”
- W Gryffinor – Powiedzieli razem James i Syriusz
„ - Nie - powtórzył
po raz trzeci Harry, czując się coraz głupiej.”
- Nie przejmuj się. Masz prawo nie wiedzieć – powiedziała
Lily pocieszającym głosem.
„ - No, nikt tego nie
wie, zanim się tam nie znajdzie, ale ja na pewno będę w Slytherinie. Jak wszyscy
z naszej rodziny... Wyobraź sobie, że trafiasz do Hufflepuffu... ja bym chyba
rzucił budę, a ty?”
- Nie ma nic złego w Puchonach – mruknęła Lily
- Mój syn będzie Gryfonem, a nie Puchonem – powiedział James
śmiało.
„ - Mmm - mruknął
Harry, żałując, że nie potrafi powiedzieć nic ciekawszego.
- Patrz, ale facet! - zawołał nagle chłopiec,
wskazując na frontowe okno.
Stał tam Hagrid, uśmiechając się do Harry’ego,
pokazując mu dwa wielkie lody i dając do zrozumienia, że nie może z nimi wejść.
- To Hagrid - powiedział Harry, uradowany, że
wie o czymś, o czym nie wie ten chłopiec. - Pracuje w Hogwarcie.
- Och, tak, słyszałem o nim. Jest czymś w
rodzaju służącego, no nie?
- Jest gajowym - odpowiedział Harry. Czuł, że
coraz mniej lubi tego chłopca.”
- My też
„ - Tak, teraz sobie
przypominam. Słyszałem, że jest... no, dzikusem... mieszka w chacie na skraju
parku i wciąż się zalewa w trupa, próbuje coś wyczarować, ale zwykle udaje mu
się tylko podpalić swoje łóżko.”
- Wcale nie jest dzikusem. I niech ten chłopak sobie już
pójdzie, bo moje nerwy już mi puszczają – warknęła Evans
„- Uważam, że to równy gość - rzekł chłodno
Harry.”
- I my też – wtrącili huncwoci
„ - Naprawdę! -
zdziwił się chłopiec nieco kpiącym tonem. - Dlaczego jest z tobą? Gdzie są twoi
rodzice?
- Nie żyją - odrzekł krótko Harry. Nie miał
ochoty zwierzać się temu chłopcu.
- Och, bardzo mi przykro - powiedział
chłopiec, choć ton jego głosu wcale na to nie wskazywał. –„
- To Malfoy – wtrącił Łapa
- Przerażasz mnie – powiedział James
- I nas – dodała reszta
- Dlaczego?
- Czytamy tę książkę parę godzin, a ty… jesteś taki… -
zawahał się Remus
- Mądrzejszy – dokończyła Lily
- Merlinie! Zepsułem się!
„Ale byli jednymi z
nas, prawda?
- Matka była czarodziejką, a ojciec
czarodziejem, jeśli ci o to chodzi.
- Bo ja uważam, że obcych nie powinni w ogóle
wpuszczać do Hogwartu, a ty? Oni są zupełnie inni i nigdy nie staną się tacy
jak my. Niektórzy z nich nie wiedzą nic o Hogwarcie, dopóki nie dostaną listu,
masz pojęcie? Uważam, że te sprawy powinny być zarezerwowane tylko dla starych
czarodziejskich rodów. A ty jaki masz przydomek rodowy?
Na szczęście, zanim Harry zdążył coś
odpowiedzieć, madame Malkin oznajmiła:
- Gotowe, kochasiu.”
- Nareszcie. Nie lubię tego chłopaka – burknął James
„ Harry, rad, że
znalazł się pretekst, by przerwać tę głupią rozmowę, zeskoczył ze stołka.
- No to cześć, chyba się zobaczymy w Hogwarcie
- pożegnał się z nim ten okropny nudziarz.
Harry był trochę nieswój, kiedy jadł lody,
które kupił mu Hagrid (czekoladowe i truskawkowe, posypane wiórkami
orzechowymi).
- Coś się stało? - zapytał Hagrid.
- Nie, nic - skłamał Harry.
Wstąpili do jakiegoś sklepu, żeby kupić
pergamin i pióra. Harry odzyskał nieco humor, kiedy znalazł butelkę atramentu
zmieniającego kolor podczas pisania. Wyszli ze sklepu, a Harry zapytał:
- Hagridzie, co to jest quidditch?
- Cholibka, Harry, wciąż zapominam, że ty tak
mało wiesz... Nie wiesz, co to jest quidditch?”
- Skąd ma wiedzieć – warknął James
„- No dobra, nie wiem, ale nie musisz mi
jeszcze bardziej dokładać. - I opowiedział mu o bladym chłopcu, którego poznał
u madame Malkin.
- ...i mówił, że ludzi z rodzin mugoli w ogóle
nie powinno się tam wpuszczać...
- Ale ty nie jesteś z rodziny mugoli. Gdyby
wiedział, kim ty jesteś... Harry, jeśli jego rodzice są z naszych, to on zna
twoje imię od urodzenia! Widziałeś, co się działo w Dziurawym Kotle, nie? W
każdym razie wiem jedno: niektórzy z najlepszych w tej branży byli jedynymi
czarodziejami w swojej rodzinie, a nawet w ciągu kilku pokoleń mugoli...
Wystarczy wspomnieć twoją matkę! I wystarczy popatrzyć, kim jest jej siostra!
- Więc co to jest quidditch?”
- Najwspanialsza gra na świecie – oparł Łapa
„- To nasza gra. Gra czarodziejów. To coś
jak... jak piłka nożna w świecie mugoli... no, każdy wie, co to jest
quidditch... w to się gra w powietrzu, na miotłach, i są cztery piłki...
Cholibka, nie jest tak łatwo wyjaśnić zasady.”
- Może dla ciebie – oburzył się James
„ - A co to jest
Slytherin i Hufflepuff?
- Szkolne domy. Są cztery. Wszyscy mówią, że w
Hufflepuffie są same niezdary, ale...
- Założę się, że trafię do Hufflepuffu -
powiedział ponuro Harry.”
- Będziesz Gryfonem! – prawie krzyknął Rogacz
„ - Lepszy Hufflepuff
niż Slytherin - rzekł Hagrid złowieszczym tonem. - Z tych, co zeszli na złą
drogę, każdy był w Slytherinie. Sam-Wiesz-Kto też tam był.
- Hagridzie, nie uprzedzaj mojego syna do innych domów –
warknęła Ruda. Nie lubiła, kiedy ktoś sceptycznie podchodził do uczniów z
innych domów.
- To, że ty miałaś Smarkerusa w Slytherinie, nie oznacza, że
Harry musi kolegować się ze ślizgonami – odpowiedział James
- Nie ma nic złego w
Ślizgonach! To, że jesteś gryfonem, nie oznacza, że jesteś lepszy od nich. A co
jeżeli Harry trafi do Slytherinu. Co wtedy zrobisz? – Rogacz chciał coś jeszcze
powiedzieć, ale nie potrafił.
„- To Vol...
przepraszam... Sam-Wiesz-Kto był w Hogwarcie?
- Wiele lat temu.
Weszli do księgarni. Wzdłuż ścian były tam
półki od podłogi do sufitu, a na nich księgi oprawione w skórę, wielkie jak
płyty chodnikowe, maleńkie książeczki oprawione w jedwab, rozmiarów znaczków
pocztowych, książki pełne dziwnych symboli i kilka książek, w których nic nie
było. Chyba nawet Dudley, który nigdy nic nie czytał, chciałby wziąć niektóre z
nich do rąk. Hagrid musiał prawie siłą odciągać Harry’ego od grubego dzieła pod
tytułem: Zaklęcia i przeciwzaklęcia (oczaruj swoich przyjaciół i pognęb swoich
wrogów ostatnimi nowościami: Nagła Utrata Włosów, Galaretowate Nogi, Język w
Supeł i wiele, wiele, wiele innych) pióra profesora Vindictusa Viridiana.
- Chciałem znaleźć coś na Dudleya.”
- Duch huncwota w nim żyje – powiedział uradowany Łapa
„- Nie twierdzę, że to zły pomysł, ale nie
wolno ci używać czarów w świecie mugoli, chyba że w bardzo szczególnych
okolicznościach - powiedział Hagrid. - A zresztą i tak by ci nic nie wyszło,
chłopie, trzeba się długo uczyć, żeby osiągnąć taki poziom.”
- Chociaż on jasno myśli – odparła Lily
„Hagrid nie pozwolił kupić Harry’emu kociołka
ze szczerego złota („Napisane jest, że ma być cynowy”).”
- Pamiętam, ja też chciałem złoty, ale mama nie chciała mi
kupić – mruknął Potter
„Kupili też bardzo
ładną wagę do odważania składników eliksirów i składany mosiężny teleskop.
Potem odwiedzili aptekę, gdzie aż zatykało od okropnego zapachu, który
najbardziej przypominał zepsute jajka i zgniłą kapustę. Na podłodze stały
beczułki pełne jakiejś galaretowatej masy, na półkach puszki i kosze z ziołami,
ususzonymi korzeniami i kolorowymi proszkami, z sufitu zwieszały się pęczki
piór, sznurki kłów i pazurów. Hagrid zamawiał u aptekarza podstawowe składniki
eliksirów, a Harry oglądał z wypiekami na twarzy srebrne rogi jednorożca (po
dwadzieścia jeden galeonów każdy) i maleńkie, połyskujące oczy żuków (pięć
knutów szufelka).
Kiedy wyszli z apteki, Hagrid jeszcze raz
przejrzał listę Harry’ego.
- No, to brakuje nam tylko różdżki... tak...
no i wciąż nie kupiłem ci prezentu urodzinowego. Harry poczuł, że się rumieni.
- Ale przecież nie musisz...
- Wiem, że nie muszę. Wiesz co, kupię ci
zwierzątko. Nie ropuchę... ropuchy już dawno wyszły z mody, wyśmialiby cię... i
osobiście nie lubię kotów, zawsze przy nich kicham. Kupię ci sowę. Wszystkie
chłopaki chcą mieć sowy, są bardzo pożyteczne, zaniosą ci list, co zechcesz... „
- Przypomnij mi, aby Hagrid dostał w tym roku wyjątkowy
prezent na święta – powiedział James
- To miłe z jego strony – zagruchała Lily
„ Dwadzieścia minut
później opuścili Centrum Handlowe Eeylopa, mroczny sklep pełen szelestów,
łopotów i oczu jarzących się jak klejnoty. Harry dźwigał wielką klatkę z piękną
śnieżną sową, która spała z głową schowaną pod skrzydłem, i raz po raz
dziękował Hagridowi, jąkając się prawie tak, jak profesor Quirrell.”
- Nie porównuj mojego syna do tego jąkały! – fuknął James.
Miał bardzo złe przeczucia co do tego człowieka
„- Ależ daj spokój - burknął Hagrid. - Nie
spodziewaj się wielu prezentów od Dursleyów. No, został nam już tylko
Ollivander... jedyne miejsce, gdzie sprzedają różdżki, a ty musisz mieć
najlepszą.
Różdżka magiczna... To było coś, co wprawiło
Harry’ego w prawdziwe podniecenie.
Ten ostatni sklep był wąski i wyglądał dość
nędznie. Złuszczone złote litery nad drzwiami układały się w napis:
OLLIVANDEROWIE: WYTWÓRCY NAJLEPSZYCH
RÓŻDŻEK OD 382 R. PRZED NOWĄ ERĄ. Na zakurzonej wystawie leżała na
wyblakłej poduszce jedna jedyna różdżka.
Kiedy przekroczyli próg, gdzieś w głębi sklepu
zabrzmiał dzwoneczek. Był to maleńki sklep, zupełnie pusty, jeśli nie liczyć
jednego krzesła z wysokim oparciem, na którym usiadł Hagrid, i wąskich pudełek
piętrzących się od podłogi do sufitu. Harry miał wrażenie, jakby się znalazł w
jakiejś tajnej bibliotece. W głowie kłębiło mu się mnóstwo pytań, czuł też
dziwne mrowienie w karku. W tym wnętrzu nawet kurz i cisza zdawały się
przesycone magią. „
- To straszny sklep – jęknął Peter
- Zgadzam się – mruknął James
- On poczuł magię? – zdziwiła się Ruda
- Dziwne – mruknął Remus
„ - Dobry wieczór -
rozległ się cichy głos. Harry aż podskoczył. Hagrid też musiał podskoczyć, bo
coś trzasnęło i olbrzym szybko poderwał się z krzesła.
Jak spod ziemi wyrósł przed nimi staruszek o
wielkich oczach, które w półmroku płonęły blado jak dwa księżyce.
- Dobry wieczór - wyjąkał Harry.
- Ach, tak... Tak, tak. Tak sobie myślałem, że
wkrótce cię zobaczę, Harry Potterze. Masz oczy swojej matki. Wydaje mi się,
jakby była tu zaledwie wczoraj, żeby kupić swoją pierwszą różdżkę. Dziesięć i
ćwierć cala, wierzba, bardzo elegancka. Znakomita do rzucania uroków.”
- Mamo! On pamięta jaką różdżkę kupiłam? – zdziwiła się
Evans
- Ona pamięta każdą różdżkę – poprawił ją James
„Pan Ollivander zbliżył się do Harry’ego. Harry
poczuł, że ma wielką ochotę zamrugać powiekami. Te srebrzyste oczy były trochę
zbyt przenikliwe.”
- Niech poczeka jak McGonagall będzie się na niego patrzeć –
mruknął Łapa
„ - Natomiast twój
ojciec wybrał mahoń. Jedenaście cali. Bardzo poręczna. Trochę więcej mocy,
znakomita do transmutacji. Tak, tak, twój ojciec wiedział, co robi, to różdżka
dla prawdziwego czarodzieja.”
- Chyba się zarumieniłem
Pan Ollivander podszedł do Harry’ego tak
blisko, że prawie stykali się nosami. Harry zobaczył swoje odbicie w tych
tajemniczych, srebrnych oczach.
- Ach, to tutaj...
Pan Ollivander dotknął białym, długim palcem
blizny na czole Harry’ego.
- Muszę z przykrością stwierdzić, że różdżka,
która do tego posłużyła, została zakupiona w moim sklepie - powiedział cicho. -
Trzynaście i pół cala. Cisowa. Duża moc, naprawdę duża moc, a w złych rękach...
No cóż, gdybym wiedział, czyje to będą ręce i do czego posłuży...
Pokręcił głową i wówczas, ku uldze Harry’ego,
dostrzegł Hagrida.
- Rubeus! Rubeus Hagrid! Jakże miło znowu pana
zobaczyć... Dąb, szesnaście cali, nieco wygięta, prawda?
- Zgadza się, szanowny panie - odpowiedział
Hagrid.
- Całkiem niezła. Sądzę, że przełamali ją na
pół, kiedy pana wyrzucali? - zapytał Ollivander surowym tonem.
- Ee... tak zrobili, szanowny panie - odrzekł
Hagrid, szurając butami. - Ale wciąż mam te kawałki - dodał.
- Jestem bardzo ciekaw co Hagrid takiego zrobił, że złamali
mu różdżkę – powiedział Remus
- Ale chyba ich pan nie używa? - zapytał ostro
Ollivander.
- Ale nie, skądże znowu - odpowiedział szybko
Hagrid. Harry spostrzegł, że olbrzym zacisnął palce na swoim różowym parasolu.
- Hmm - mruknął pan Ollivander, przeszywając
Hagrida wzrokiem. - No dobrze... Teraz pan Potter. Popatrzmy. - Wyciągnął z
kieszeni długą taśmę ze srebrną podziałką. - Która ręka ma moc?
- Ee... jestem praworęczny - powiedział Harry.
- Wyciągnij ją. O, tak.
Zmierzył Harry’emu rękę od ramienia do palca
wskazującego, potem od nadgarstka do łokcia, a następnie odległości od ramienia
do podłogi i od kolana do pachy, a wreszcie obwód głowy.”
- Merlinie! – warknął Remus – Nie znudziło mu się to po tylu
latach?
- Ale co? – spytała się Lily
- No to mierzenie. Robi to tylko na pokaz – odpowiedział
wilkołak
„- Każda różdżka od Ollivandera ma rdzeń z
jakiejś potężnej substancji magicznej, panie Potter. Używamy rogów jednorożca,
piór z ogona feniksa i smoczych serc. Nie ma dwóch jednakowych różdżek,
podobnie jak nie ma dwóch jednakowych jednorożców, smoków czy feniksów. No i,
oczywiście, nigdy się nie osiągnie równie pomyślnych rezultatów, używając
różdżki innego czarodzieja.
Harry nagle zdał sobie sprawę, że taśma sama
mierzy mu szerokość nosa; pan Ollivander w tym czasie kręcił się przy półkach,
zdejmując z nich różne pudła.
- Dość - powiedział, a taśma opadła na
podłogę, gdzie zwinęła się w kłębek. - No dobrze, panie Potter. Proszę
spróbować tej. Drewno brzozowe i serce smoka. Dziewięć cali. Ładna i
dopasowująca się do ręki. Proszę wziąć i machnąć.
Harry wziął różdżkę i machnął nią lekko
(czując się bardzo głupio), ale pan Ollivander prawie natychmiast wyrwał mu ją
z ręki.”
- No pewnie, że serce smoka do niego nie pasuje –
skomentował Łapa
- Boje się ciebie – odparł James
„- Kasztanowiec i
pióro feniksa. Siedem cali. Dość giętka. Proszę spróbować...
Harry spróbował, ale zanim zdążył podnieść
różdżkę, pan Ollivander znowu wyrwał mu ją z ręki.
- Nie, nie... proszę, heban i róg jednorożca,
osiem i pół cala, bardzo elastyczna. No, proszę spróbować...
Harry próbował i próbował. Nie miał pojęcia, o
co panu Ollivanderowi chodzi. Stos wypróbowanych różdżek rósł coraz wyżej na
krześle, pan Ollivander wyciągał coraz to nowe różdżki, ale wydawał się coraz
bardziej uradowany.
- A to mi się trafił klient, nie ma co! Proszę
się nie martwić, znajdziemy odpowiednią... zaraz... tak sobie myślę...
właściwie dlaczego nie?... Niezwykła kombinacja... ostrokrzew i pióro feniksa,
jedenaście cali, ładna i giętka.”
- To będzie ta! – wykrzyknął Remus
- Musisz uprzedzać fakty? – spytała się Lily
„Harry wziął różdżkę i nagle poczuł uderzenie
gorąca w palcach. Wzniósł różdżkę nad głowę, machnął nią ze świstem w dół, a
snop czerwonych i złotych iskier wystrzelił z jej końca, jak z laseczki zimnego
ognia, rzucając na ściany roztańczone plamki światła. Hagrid wydał okrzyk
radości i zaklaskał w dłonie, a pan Ollivander zawołał:
- Brawo! Bardzo dobrze, świetnie! No, no, no,
to ciekawe... zaiste, niezmiernie ciekawe...”
- Co jest ciekawe? - spytał się Łapa
Włożył z powrotem różdżkę do pudełka i owinął
ją brązowym papierem, mrucząc pod nosem:
- Ciekawe... bardzo ciekawe...
- Przepraszam - powiedział Harry - co jest
takie ciekawe?
Pan Ollivander utkwił w nim blade spojrzenie.
- Widzi pan, panie Potter, pamiętam każdą
różdżkę, którą sprzedałem. Co do jednej. I tak się składa, że feniks, którego
pióro jest w pańskiej różdżce, uronił jeszcze jedno pióro... ale tylko jedno.
To bardzo ciekawe, bo to drugie znajduje się w różdżce, za pomocą której
zrobiono panu tę bliznę.
- Co?- zapytał się
James i podbiegłszy do Remusa, wyrwał mu książkę, by jeszcze raz przeczytać
ostatnie zdanie.
- Coś mi tu nie gra – mruknęła do siebie Ruda
„Harry przełknął ślinę.”
- Czy tylko mi się zrobiło gorąco?- spytał się James
- Nie tylko tobie – odpowiedzieli pozostali
„ - Tak, tak,
trzynaście i pół cala. Cis. To naprawdę ciekawe, jak do tego doszło. Bo, widzi
pan, różdżka sama sobie wybiera czarodzieja... Myślę, że możemy się po panu
spodziewać wielkich rzeczy, panie Potter... Ostatecznie Ten, Którego Imienia
Nie Wolno Wymawiać dokonywał wielkich rzeczy... strasznych, to prawda, ale
wielkich.
Harry’emu dreszcz przebiegł po plecach. Wcale
nie był pewny, czy polubił pana Ollivandera. Zapłacił za różdżkę siedem złotych
galeonów, a pan Ollivander w ukłonach odprowadził ich do drzwi.
Słońce wisiało już dość nisko na niebie, kiedy
Harry i Hagrid wrócili ulicą Pokątną na ciemne podwórko i przeszli przez mur do
Dziurawego Kotła, teraz już opustoszałego. Harry nie odzywał się, kiedy szli
ulicą, nie zauważał też, że ludzie gapią się na nich w metrze, bo rzeczywiście
wyglądali dość dziwacznie z tymi różnymi pakunkami o niespotykanych kształtach
i białą sową śpiącą sobie w klatce na kolanach chłopca. Wjechali na górę, na
stację Paddington, a Harry zorientował się, gdzie są, dopiero wtedy, gdy Hagrid
poklepał go po ramieniu.
- Mamy czas, żeby coś przekąsić przed odjazdem
twojego pociągu.
Kupił sobie i Harry’emu po hamburgerze i
usiedli na plastikowej ławce, żeby je zjeść. Harry rozglądał się dookoła.
Wszystko było jakieś dziwne.
- Dobrze się czujesz, Harry? - zapytał Hagrid.
- Jesteś taki spokojny.
Harry nie bardzo wiedział, czy potrafi to
wyjaśnić. Właśnie przeżył najwspanialsze urodziny w swoim życiu, a jednak...
Żuł hamburgera, starając się znaleźć właściwe słowa.
- Wszyscy uważają mnie za kogoś niezwykłego -
powiedział w końcu. - Wszyscy w Dziurawym Kotle, profesor Quirrell, pan
Ollivander... a przecież ja nie mam pojęcia o magii. Jak mogą ode mnie oczekiwać
jakichś wielkich czynów?”
- Ponieważ jesteś moim synem – powiedział Rogacz, jakby to
była najoczywistsza odpowiedź
„Jestem słynny, a
nawet nie pamiętam, z jakiego powodu. Nie wiem, co się stało, kiedy Vol...
przepraszam... to znaczy w tę noc, kiedy zginęli moi rodzice.
Hagrid nachylił się do niego ponad plastikowym
stolikiem. Pod zmierzwioną brodą i nastroszonymi brwiami czaił się miły
uśmiech.
- Nie martw się, Harry. Szybko się nauczysz. W
Hogwarcie wszyscy zaczynają od zera, dasz sobie radę. Wystarczy, jak będziesz
sobą. Wiem, że jest ciężko. Zostałeś sam na świecie, a wtedy zawsze jest
ciężko, cholibka. Ale w Hogwarcie przeżyjesz wspaniałe chwile... ja też je
miałem... i wciąż miewam, prawdę mówiąc.
Hagrid pomógł Harry’emu wejść do wagonu, a
potem wręczył mu kopertę.
- To twój bilet do Hogwartu. Pierwszego
września... stacja King’s Cross... wszystko jest na bilecie. A jakbyś miał
jakieś problemy z Dursleyami, daj mi znać przez sowę, już ona mnie znajdzie...
Do szybkiego zobaczenia, Harry.
Pociąg wyjechał ze stacji. Harry chciał
popatrzyć na Hagrida, zanim zniknie mu z oczu, więc wstał i przycisnął nos do
szyby, mrugnął, a kiedy otworzył oczy, Hagrida już nie było.”
- Koniec.
- Teraz ja – zawołała Lily
***
Za bardzo nie wiedziałam, jakie mogą tu paść komenatrze. Następny rozdział będzie ciekawszy
xoxo
***
Za bardzo nie wiedziałam, jakie mogą tu paść komenatrze. Następny rozdział będzie ciekawszy
xoxo
Jakie długie!
OdpowiedzUsuńSyriusz robi za wróżbitę czy co? Jasnowidz jakiś!
W kilku sytuacjach się uśmiałam.
Szczerze to nie umiem się doczekać aż dojdą do części drugiej do Komnaty Tajemnic *.*
Wyłapałam jeden błąd. Napisałaś "Chciał coś jeszcze dodać, ale Remus skutecznie go powstrzymał, rzucając w niego zaklęcie". Powinno być "zaklęciem".
Tak poza tym to chyba nic więcej :)
Ten rozdzial byl mistrzowski. W niektorych momentach normalnie sie poplakalam ze smiechu. I dobrze ze w polowie zamkneli Syriusza, bo zaczal mnie juz denerwowac odrobine (co jest conajmniej dziwne bo uwielbiam Syriusza). Naprawde, te teksty mnie powalaja i caly czas chce wiecej! Na szczescie szybko piszesz notki, wiec moja rzadza (mam nadzieje ze nie walnelam ortografa) czytania (badz mordu na mojej siostrze) jest mniejsza:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A mnie ten rozdział nudził. Komentarzy mało, krótkie, nie śmieszne.
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział to "Peron 9 i 3/4" (specjalnie sprawdziłam w książce) pewnie też nie będzie jakiś bardzo ciekawy, ale kolejny "Tiara Przydziału" może być całkiem, całkiem. Już się nie mogę doczekać :)
No to do 23.08 :)
Tosia
Kocham cię!!! Uwielbiam po prostu to opowiadanie! Nie mogę sie doczekać aż sie zaczną dowiadywać różne rzeczy, np o tym kamieniu i o komnacie i następnej książce i w ogóle :D i nie mogę sie doczekać rozdziału 'mistrz eliksirow' czy coś takiego, ze pierwsza lekcja eliksirów, ciekawe jak Lily zareaguje na to jak Snape traktuje Harry'ego i jak James zareaguje i w ogóle no :3 I zgadzam się z Tośką, że rozdział być trochę mniej ciekawy niż poprzednie, ale wierzę ci, że następny będzie lepszy :3 Pisz dalej :3 pisz pisz pisz :D papa
OdpowiedzUsuńHdhdhsksgdhfsjwiovosbpjcskw
Lexie :3
Kolejny boski rozdział!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to wręcz zazdroszczę Ci pomysłu.
Oh, mogłam wpaść na taki pomysł, ale cóż. Ty byłaś pierwsza i piszesz cudownie!
Tak lekko się to wszystko czyta!
Tak właśnie wyobrażam sobie Huncwotów. Oczywiście moim faworytem jest Syriusz. :*
Pozdrawiam :*
Annabeth Lewis
Jestem absolutnie i niezaprzeczalnie zakochana w twoim opowiadaniu! Jak wpadłaś na tak genialny pomysł, żeby opisywać historię Harrego, z punktu widzenia Huncwotów? Jesteś genialna dziewczyno! Tym bardziej, że ja wprost kocham Huncwotów i Lily. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Idealnie dobierasz wypowiedzi i komentarze do charakteru postaci. Pękam ze śmiechu kiedy widzę ich kolejne zakłady, lub tekst Petera "zjadłbym coś". TO JEST GENIALNE! Brakuje mi słów, żeby opisać jak bardzo mi się to podoba. Muszę Ci powiedzieć, że zyskałaś kolejną czytelniczkę. ;) Jeśli byłabyś zainteresowana to zapraszam Cię do siebie. Prowadzę bloga właśnie o Lily i Jamesie. Adres to http://lilyanne-evans-potter.blogspot.com/ Może moja historia cię zainteresuje ;)
OdpowiedzUsuńTym czasem mnie nie pozostaje nic innego jak czekać na kolejny rozdział u Ciebie ;)
Pozdrawiam i życzę dużo weny ;*
Niedoskonała
Obiecałam komentarz po przeczytaniu całości, to komentuję :)
OdpowiedzUsuńHolender jasny, toż to jest cudowne! Było co prawda trochę błędów, ale jak na moje oko były one raczej kwestią nieuwagi: tutaj przestawione litery, tutaj brak znaku zapytania, ale absolutnie nie przeszkadzało to w czytaniu. Jak napisała już niedoskonała, idealnie dopasowujesz komentarze do charakterów postaci, a co najważniejsze trafia do mnie Twoje poczucie humoru
Powiem Ci coś. Tak wyglądałam po przeczytaniu tego rozdziału:
http://digitalsarcasm.files.wordpress.com/2011/07/hades3.gif
A to dlatego, że jest tu tylko pięć rozdziałów. TYLKO PIĘĆ ;< Moje serduszko krwawi ;< Pomysł jest naprawdę prześwietny i powiem Ci jeszcze, że skłoniłaś mnie tym do refleksji - po pierwsze, to co powiedzą po przeczytaniu Więźnia Azkabanu? A po drugie: co zrobi Syriusz, gdy się dowie, że Regulus umarł dla nich wszystkich? Twój tekst jest naprawdę świetny, nie dość, że bawi, to jeszcze zmusza do takich przemyśleń. Już wiem, nad czym będę się zastanawiała dzisiaj przed zaśnięciem.
Naprawdę chylę czoła i nie żałuję ani minuty, którą poświęciłam na przeczytanie Twojego tekstu. Z niecierpliwością będę czekać na każdy kolejny rozdział.
Przy okazji bardzo dziękuję za komentarz - naprawdę niezmiernie się cieszę, że się podobało, bo byłam bardzo niepewna tego pomysłu - po czterech czy pięciu latach dopracowywania go siostra w końcu namówiła mnie do publikacji, więc naprawdę jestem ciekawa opinii. Następny rozdział miałam w planach dopiero za jakiś miesiąc (ostatnia klasa w życiu mnie czeka, niestety, więc chciałam "oszczędzać" rozdziały), ale ostatecznie stwierdziłam, że wkleję go jeszcze przed końcem wakacji, także serdecznie zapraszam, kiedy już się pojawi :)
Czekam na Twój kolejny rozdział z niecierpliwością!
Pozdrawiam,
Freyja
Straaasznie cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga. Pomysł jest niesamowity, a do tego znakomicie piszesz! W niektórych momentach prawie płakałam ze śmiechu. Jestem też bardzo ciekawa co będzie dalej, gdy dowiedzą się już wszystkiego. Nie mogę doczekać się dalszej części.Życzę dużo weny i serdecznie pozdrawiam.;)
OdpowiedzUsuńKiedy zostawiłaś u mnie adres twojego bloga,powiem szczerze iż ucieszyłam się.Uwielbiam opowiadania o huncwotach i miłości Jamesa i Lily ;)Dlatego też,bez wahania zdecydowałam się przeczytać te 5 rozdziałów i cóż,czuję lekki niedosyt.Jestem strasznie zawiedziona,że jest tylko 5 rozdziałów ;( Zainteresowałaś mnie swoim opowiadaniem,bo jest po prostu "inne". Oryginalne i niepowtarzalne.Dotychczas nie spotkałam takiego opowiadania,więc trzymam kciuki za twój pomysł ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać momentu z Tiarą Przydziału (ciekawa jestem,jak zareaguje James na wieść,że jego syn może zostać ślizgonem ) i pierwszego meczu Qudditcha.
Pozdrawiam,życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
rozdział świetny ^^ ale ja keatem ciekawa co będzie przy trzeciej cz. gdy się okarze ze syriusz ich zdradził choc to oczywiście później się wyjaśni.... tak czy inaczej kocham <3
OdpowiedzUsuńCudny, zresztą jak zwykle. Rozbawiły mnie ich komentarze :-)
OdpowiedzUsuń